Agnieszka Hyjek
Szanowni Państwo!
I oto znów nastało skwarne lato, a czas zadzierzgnął nową pętelkę, łapiąc na lasso złociste grzywy dojrzewających zbóż i… nas, niby tych samych, a przecież zmienionych o kolejną sekwencję zdarzeń, których kowalami z rzadka jesteśmy tak naprawdę sami.
Tymczasem ja, pożarta przez komary i „końskie muchy”, szukam cienia i… nieco subtelniejszego do rozważenia motywu z koniem w roli głównej, aniżeli wredne insekty.
I oto odnajduję go…
W obrazach Sir Alfreda Munningsa ( 1878-1959 ) zakochałam się od pierwszego z nimi spotkania. Nie mogłam też uwierzyć, że twórca, który przez pewien czas był Prezydentem Królewskiej Akademii, należał do zagorzałych tradycjonalistów malarskich. Obserwator o wzroku wrażliwym niby najczulsze soczewki markowej lornetki, absorbował kolorystyczne niuanse i odcienie, rejestrował w zakamarkach pamięci tak zmienne przecież piękno natury, by później dołożyć do tego wszystkiego dar niebios − iskrę bożą i uczynić z rzeczy prostych cudownie subtelne mgnienia rzeczywistości. Tym bowiem z całą pewnością są jego obrazy. Nie znosił awangardy i nowatorskich sztuczek dewaluujących kunszt prawdziwej malarskiej sztuki.
Jest to fragment artykułu, aby przeczytać pełny tekst zapraszamy do zakupu kwartalnika „Hodowca i Jeździec” Rok IV nr 3 (10) 2006.
Pismo dostępne jest w Okręgowych / Wojewódzkich Związkach Hodowców Koni, Biurze PZHK, za pośrednictwem prenumeraty oraz w wybranych sklepach jeździeckich.