Tadeusz Kodź
Miniony sezon zaprzęgowy (ten na wolnym powietrzu) charakteryzował się sporą w stosunku do lat poprzednich liczbą zawodów krajowych (nowa, obowiązująca od tego roku kategoria zawodów) – odbyło się ich 10, a także podobną liczbą imprez międzynarodowych, w których wzięli udział nasi reprezentanci.
Wśród organizatorów na duże uznanie zasługują Bogusławice, które zorganizowały zawody trzy razy, a także Gajewniki i Kwieki, gdzie zawody zaprzęgowe odbyły się dwukrotnie. Ośrodki te dysponują znakomitymi warunkami do rozgrywania tego typu imprez, a także zespołem ludzi mających doświadczenie organizacyjne. Debiutujące w tym gronie Kwieki, położone niedaleko Czerska na pograniczu Kaszub i Borów Tucholskich, w krótkim czasie przygotowały swój ośrodek do rozegrania mistrzostw Polski w parach i mistrzostw Polski amatorów. Ten nowy ośrodek, leżący pozornie na odludziu, ma własną bazę hotelową, którą stale rozbudowuje, a stale też oddaje nowe obiekty sportowe, restauracyjne i stajenne.
Bardzo cieszy zaangażowanie nowych właścicieli Bogusławic, znakomita organizacja i serdeczność. Obiekty dawnego SO, historycznie związanego z powożeniem zaprzęgami przez osoby Andrzeja Osadzińskiego, Kazimierza i Pawła Andrzejewskich, Romana Kusza, Jacka Kozłowskiego, Ryszarda Bartmańskiego i Tadeusza Głoskowskiego, znowu służą tej pięknej dyscyplinie. W ten klimat znakomicie wpisuje się zamiar organizacji w Bogusławicach zaprzęgowego ZT dla klaczy, jedyną na razie niewiadomą jest kadra ujeżdżaczy mających zajmować się ich treningiem.
Gajewniki zorganizowały dwie duże imprezy zaprzęgowe – mistrzostwa Polski w singlach i MPMK w tej dyscyplinie. Decyzja o organizacji MP w Gajewnikach rodziła się długo, ale ostatecznie została podjęta przez właścicieli z pożytkiem dla powożenia i dla samej Stajni Gajewniki. Liczne i rozległe obiekty pozwalają na organizację zawodów zaprzęgowych każdej rangi. Należy żywić nadzieję, że w nadchodzącym sezonie również tam się spotkamy.
Mikołajów i Siedlec jak co roku zorganizowały bardzo sympatyczne zawody, cieszące się zawsze dużą obsadą zawodników. Kameralność Mikołajowa, osoba właściciela i jego przyjaciół oraz niewielkie odległości między obiektami nie wyczerpują fizycznie uczestników i stwarzają niepowtarzalną atmosferę tych zawodów. Pewien problem stanowiło niedocenianie roli profesjonalnego biura zawodów, ale sądzę, że właściciel ośrodka, bogatszy o tegoroczne doświadczenia, w nadchodzącym sezonie znowu zaprosi nas do swojego gościnnego ośrodka.
Siedlec Trzebnicki to dziś jedyne miejsce, gdzie zawody zaprzęgowe są organizowane przez grupę entuzjastów nie na terenie prywatnym czy firmowym, lecz należącym do gminy i szkoły gminnej. W Polsce to ewenement, choć w Europie już nie. Podobnie jest w niedalekich czeskich Policach i austriackim Altenfelden.
Realizacja zadań, jakie stoją przed organizatorami pracującymi w takich warunkach, należy do wyjątkowo trudnych i należą się im słowa wyjątkowego uznania. Pracują społecznie, a głównym motywem jest osobiste przekonanie o celowości działania. Dzięki temu panuje tam specyficzna, swojska atmosfera. Jedynym problemem bywa trudno znalezienia osób odpowiedzialnych za poszczególne elementy.
Powrót Książa do grona organizatorów zawodów zaprzęgowych za sprawą nowego prezesa klubu bardzo cieszy. Mam nadzieję, że to nie łabędzi śpiew i zawody wejdą na stałe do kalendarza zaprzęgowego. Książ ma bardzo długą i bogatą tradycję zaprzęgową, obfitującą w zawody rangi ogólnopolskiej, międzynarodowej i niezapomnianego Memoriału Kazimierza Mazurka. Gdyby informacja o planowanych zawodach ukazała się odpowiednio wcześniej, zaowocowałoby to większą frekwencją zawodników.
W minionym sezonie grono zawodników dyscypliny powożenia powiększyło się o kilka osób startujących wcześniej w klasie otwartej. Jest to naturalny proces rozwoju i dojrzewania sportowego.
Dobrze się stało, że istnieje możliwość zdobywania brązowej odznaki PZJ podczas startu w zawodach w klasie L. Bardzo to ułatwia dostęp do sportu zaprzęgowego, zwłaszcza osobom, którym trudno byłoby zdecydować się na przystąpienie do egzaminu na ogólnych zasadach. Zmiana regulaminu krajowego pozwalającego na starty w klasie L i N końmi na paszportach urzędowych, a także dopuszczenie do klasy N koni z licencją OZJ wpłynęły pozytywnie na rozwój dyscypliny.
Od dawna dyskutowany problem kategoryzacji poszczególnych klas konkursów wreszcie został w części rozstrzygnięty i konkursy klasy L i N rozgrywane są jako krajowe, stąd „ulgi” dotyczące licencji zawodników, paszportów koni, ich licencji. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia, czy uczestnicy tych konkursów podlegają pod Ustawę o sporcie kwalifikowanym. To mogłoby jeszcze bardziej ułatwić dostęp do startów, choćby w temacie lekarza sportowego.
Jeśli idzie o konie, to podczas MPMK pojawiło się w kategorii 4- i 5-latków kilka obiecujących – np. Burgund, Czarda, Lawenda, Palermo. Powinniśmy korzystać z koni krajowej hodowli, mamy konie stworzone dla tej dyscypliny sportu. Wiedzą o tym inni, my często zapominamy lub nie zdajemy sobie sprawy z tego faktu.
Cieszy udział koni wyłącznie polskiej hodowli w ekipie narodowej podczas mistrzostw świata w Portugalii. Lokan, Bartnik i Laszka dzielnie walczyły w upale, ale przede wszystkim pokazały swoje walory ruchowe w ujeżdżeniu. Swoim występem w MŚ dobrze promowały polską hodowlę. Abstrahując od zajętych miejsc, konie pokazały się z jak najlepszej strony.
Inna sytuacja miała miejsce na mistrzostwach świata w parach w Conti w ubiegłym roku, kiedy w polskiej ekipie na 9 koni był tylko jeden polskiej hodowli. Zagraniczni zawodnicy, wcześniej kupujący konie zaprzęgowe w Polsce, doszli do wniosku, że mamy tak kiepskie konie, że nawet polscy powożący nie chcą z nich korzystać. Odbiło się to fatalnie na ich marce, opinię tę będzie trudno zmienić.
W sporcie zaprzęgowym jak w życiu, potrzebna jest odrobina szczęścia, dzięki której wszystko się udaje lub nie. W mijającym sezonie trochę go zabrakło niektórym naszym zawodnikom. A może przeciwnie, może mieli szczęście w sytuacjach spowodowanych chwilą nieuwagi czy inną przyczyną. Mam na myśli wypadki z końmi podczas zawodów w Siedlcu, wypadek samochodowy na autostradzie w drodze do Samur czy incydent z lejcami w maratonie podczas CAI Samur.
Być może o braku szczęścia może mówić Bartek Kwiatek podczas konkursu zręczności na mistrzostwach świata w Lezirias. Kibicując mu i całej naszej ekipie, powinniśmy zapamiętać chwile radości, spowodowane zwycięstwem Bartka w ujeżdżeniu, postawą Weroniki w maratonie i czwartym miejscem ekipy w mistrzostwach świata. Chociaż wszyscy mieliśmy uzasadnione apetyty na medale MŚ, zdarzyło się inaczej – być może zabrakło szczęścia.
Na tle emocji związanych z MŚ nie powinniśmy zapominać o znakomitym występie Moniki Święcickiej podczas mistrzostw Europy w Wiener Neustadt. Tytuł wicemistrzowski tej młodej, utalentowanej zawodniczki to znakomity prognostyk na przyszłość.
W trakcie MPMK w Gajewnikach pojawiły się pytania zawodników o szkolenia z zakresu stylowego prezentowania koni podczas mistrzostw. Myślę, że to zadanie dla poszczególnych OZHK, a także Komisji Zaprzęgowej PZJ. Od poziomu wiedzy i praktycznych umiejętności hodowców i zawodników zależy poziom przygotowania i prezentacji koni, co za tym idzie – zainteresowania nimi potencjalnych klientów.
Powinniśmy szkolić zawodników, trenerów i również sędziów. Szczególnie osoby zajmujące się oceną dokonań innych powinny stale podnosić swoje kwalifikacje – od ich werdyktów wiele zależy. Stara prawda mówi, że człowiek uczy się całe życie. Przynajmniej powinien.
Znakomitą okazją jest uczestnictwo w seminariach organizowanych przez stowarzyszenie Świadome Jeździectwo, a prowadzonych przez dr Gerda Heuschmanna, wybitnego specjalistę z zakresu treningu koni w zrozumieniu ich biomechaniki i pracy w równowadze. Gerd Heuschmann w swojej pracy odnosi się do klasycznej szkoły jazdy wielkich mistrzów. Jego wykłady są prowadzone w sposób bardzo przejrzysty i prosty, docierają do każdego. Na każdym poziomie wiedzy dowiemy się rzeczy nowych lub otrzymamy logiczne wyjaśnienie znanych prawd. Najbliższe spotkania odbędą się w styczniu we Wrocławiu i w lutym na Woli w Poznaniu.
Przełom roku zawsze budzi ciekawość tego, co przyniesie jutro. W przyszłym roku odbędą się MŚ w parach w słowackich Topolczankach. Mimo że sytuacja w parach jest trudniejsza od tej, jaką mieliśmy w tym roku w singlach, to może tym razem będziemy mieli więcej szczęścia. Do Topolczanek z powodu stosunkowo niewielkiej odległości z pewnością pojedzie liczne grono polskich kibiców. Dobry występ naszych zawodników byłby miłą niespodzianką.
Miejmy nadzieję, że światowy kryzys nie uszczupli grona krajowych organizatorów i sponsorów, a polscy zawodnicy będą korzystać z koni wyłącznie polskiej hodowli.