Wspomnienie o Konstantym Karłowskim

Marek Urbaniak

W wiosennym wydaniu Hodowcy i Jeźdźca nr 1 (6) ukazał się artykuł o ośrodku hodowli konia zimnokrwistego prowadzonym przez dyr. mgr inż. Konstantego Karłowskiego w Stacji Hodowli Roślin Dunowo pod Koszalinem. Osiągnięć hodowlanych nie będę powielał, opisał je Karłowski jr we wspomnianym artykule. Ten artykuł w fachowym czasopiśmie wydawał się być uhonorowaniem działalności hodowlanej i sprawił Mu prawdziwą satysfakcję, gdyż za nic miał zaszczyty. Zaszczytem było dla Niego uznanie fachowego gremium lub zwycięstwo stawki koni na wystawie hodowlanej.

To wspomnienie o Dunowie okazało się być największa radością dyr. Karłowskiego na kilka miesięcy przed śmiercią. To, co teraz napiszę będzie niestety wspomnieniem pośmiertnym niezapomnianego Kostka. Odszedł od nas 21.12.05 r. tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

Kim był śp. K Karłowski? Był przede wszystkim człowiekiem, nad to prawdziwym patriotą, gdyż wg Jego słów uczciwą pracą daje się przykład patriotyzmu. Był człowiekiem na wskroś prawym, niezwykle pracowitym i sumiennym. W kontaktach z ludźmi wydawał się być z dystansem, a nawet oschłym, ale zawsze pochylającym się nad problemami ludzi, z którymi współpracował i którzy darzyli Go szczerym szacunkiem. Był człowiekiem wielkiej osobistej kultury, wzbudzający swoją postawą i respekt i szacunek. Na zewnątrz sprawiał wrażenie osoby zasadniczej, ale ci, co mieli przyjemność znać Go prywatnie wiedzieli, że był doskonałym kompanem, pełnym dowcipu. Spędzaliśmy niejedną chwilę przy butelce czerwonego wina lub w czasie przejażdżek czy długich rajdów konnych.

Jak nikt potrafił godzić trudne obowiązki dyrektora gospodarstwa, które było pod Jego rządami prawdziwą perełką, szczególnie wśród siermiężnych pegeerów lub im podobnych zakładów rolnych, z zajęciem jakby ubocznym, hobbystycznym, jakim była hodowla koni. Zetknął się z nią, jak i tradycjami ziemiaństwa w młodości, pochodził bowiem z szanowanej rodziny ziemiaństwa wielkopolskiego. Siłą rzeczy hodował konie zimnokrwiste, bo tylko taką hodowlę, zwłaszcza w ośrodkach nieprofesjonalnych, łaskawie tolerowała władza. Jednocześnie dunowskie klacze zarodowe używane były do prac polowych, takich jak choćby zwózka siana, był to jeden z argumentów przeciwko likwidatorom wszystkiego, co miało choć znamię starych czasów. Jednocześnie na wystawach zwierząt hodowlanych, okręgowych i wojewódzkich, stawki dunowskich koni zdobywały medale wszystkich kolorów. Tymi hodowlanymi osiągnięciami dyr. Karłowski wytrącał ostatnie argumenty „towarzyszy” – na nie. Musieli, acz zapewne niechętnie, tolerować fanaberie starego Karłowskiego, jakim był sposób gospodarowania „z grzbietu konia”. Dla jednych była to maniera wielkopańska, dla innych bardziej otwartych głów doskonały i bardzo skuteczny sposób oglądu prac polowych oraz zasiewów od środka To był inny standard gospodarowania, inny niż powszechnie praktykowany wśród większości młodych dyrektorów, gdzie już obowiązywała moda garnituru i wołgi. Już przed 5 rano można było spotkać dyr. Karłowskiego, obowiązkowo ubranego w bryczesy i oczywiście buty do konnej jazdy, na porannym udoju, który po porannym apelu z załogą siodłał konia i wyjeżdżał w pola doglądać gospodarstwa. W owym czasie z nieodłącznym owczarkiem niemieckim Lordem. Był to pies prawdziwie gospodarski, który widząc swego pana ubierającego cywilne ubranie przed przymusowym wyjazdem do województwa, obrażał się skutecznie i nie wstawał przez cały dzień z legowiska Przepraszał się dopiero, widząc szefa zakładającego długie buty.

I tak sobie w pełnej symbiozie gospodarowali szef, pies i klacz Lalka. W miarę upływu czasu wszystko przechodziło w przeszłość, najpierw zabrakło psa, potem Lalki, a śp. Kostek coraz bardziej tracił wzrok, tak że pod koniec gospodarowania stracił wzrok całkowicie. W krótkim czasie przeszedł na emeryturę i przeprowadził się do Koszalina. Może i tak było lepiej. Myślę, że nie wytrzymałoby Jego serce, gdyby był świadkiem tego, co dzieje się z Jego ukochanym Dunowem, przechodzacym kolejną zabójczą reorganizację.

Mieszkając w Koszalinie miał w dalszym ciągu kontakt z końmi będąc prezesem OZHK, a potem honorowym prezesem. Dzisiaj nie ma już w Dunowie pięknej zarodowej obory, zabytkowej gorzelni, nie ma uroczej stajni, z którą kojarzą się wyjątkowe wspomnienia, nie ma już koni. Odszedl też Kostek. Mam nadzieje, że odszedł do lepszego, bardziej łaskawego świata, w którym od nowa może napawać się widokiem pastwisk pełnych koni, lasów pełnych zwierząt i śpiewu ptaków. Odszedł Kostek, ale będzie w pamięci ludzi, którzy mieli zaszczyt i szczęście Go znać, którzy mieli przyjemność być Jego przyjaciółmi. Rodzina, przyjaciele, hodowcy pożegnali śp. Konstantego Karłowskiego 27.12.05 na koszalińskim cmentarzu. Z wielkim smutkiem żegnamy Cię, Kostku…

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse