Dwie nowości jeździeckie ostatnich lat w Polsce to narodziny ruchu western i kursy naturalnych metod pracy z końmi.
Nasz ruch western jest na początku drogi. Wprawdzie powstała już Polska Liga Western i Rodeo, ale z braku zawodników nie można we wszystkich okręgach organizować eliminacji do mistrzostw ligi. Poza tym większość jeżdżących startuje na koniach ras dostępnych w kraju, a najodpowiedniejsze do tego stylu są amerykańskie konie rasy quarter horse (oglądamy je na westernach). W Polsce jest ich stosunkowo mało, około 30 sztuk. Ale trzeba powiedzieć, że ok. dwudziestka przybyła w przeciągu roku. Tempo przyrostu jest więc imponujące. Konie tej rasy można kupić w Czechach i Europie Zachodniej. Jednak jak na nasze możliwości są one drogie. W miarę dobry, młody koń kosztuje na Zachodzie 8 tys. euro, że nie wspomnę o koniach klasowych. Tańsze są te sprowadzane z Kanady, ale ich ceny też oscylują w okolicach 25 000 tys. zł. Ceny powinny spaść, gdy na rynek trafi wyhodowana u nas młodzież.
Prekursorzy westernu
Na Zachodzie styl western popularny jest od dawna, u nas jak na razie wylansowały się dwa ośrodki takie jeździectwo propagujące: Furioso Alexa Jarmuły w Starych Żukowicach pod Tarnowem i Western City Jerzego Pokoja pod Karpaczem. Na łamach prasy fachowej („Koń Polski”) westernowej sztuki jazdy i szkolenia koni naucza Wojciech Adamczyk. Swego czasu również działał w Starych Żukowicach. Dziś jeździ w największej stajni westernowej w Austrii u Helmuta Schulza, którego syn Denis w 1996 r. wywalczył mistrzostwo świata w reiningu (jedna z westernowych dyscyplin). Pracuje z młodymi końmi, spośród których później Denis wybiera te dla siebie. Adamczyk właśnie niedawno był w USA by w Oklahomie obserwować najlepszych jeźdźców i trenerów świata.
Rodzimi westernowcy uczą się też od braci Czechów, którzy zaczęli kowboić od nas dużo wcześniej. Ściśle z Czechami współpracuje Jerzy Pokój spod Karpacza. Do Polski przyjeżdża nauczać westernu Tomas Barta, Czech od kilkunastu lat mieszkający pod Wiedniem i tam prowadzący stajnię. Tomas dwa lata spędził w Stanach, gdzie szkolił się pod okiem tamtejszych trenerów.
Koń jak pies
Western to sport, a także wspaniała zabawa. Barwnie prezentują się zawodnicy tych dyscyplin i ich często maściste (czyli kolorowe) konie. Szczególnie widowiskowe są dyscypliny, w których ocenia się pracę koni z krowami (cutting, team penning, roping). Takie zawody można obejrzeć w Karpaczu.
Styl jazdy westernowej zdecydowanie różni się od angielskiego (z nim mamy powszechnie do czynienia). Nie miejsce tu by rozwodzić się nad szczegółami. Moim zdaniem jest zdecydowanie bardziej przyjazny ludziom i koniom. Szczególnie życzliwy jest dla początkujących. W chwili strachu można złapać się za solidny rożek przy siodle, nogi mają mocne oparcie w strzemionach, głęboki dosiad daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Poza tym konie westernowe są niewysokie. Bliżej do ziemi. No, a jeśli ktoś ma do dyspozycji quarter horse’a to może poczuć się jak w siódmym niebie. Quarter horse wśród koni jest jak labrador pośród psów – przyjacielski, ufny, pojętny, posłuszny. Można z nim rozmawiać.
To ludzie uczą się koni
Ale rozmawiać można także z koniem każdej innej rasy. Najpierw jednak trzeba poznać jego język. Na zrozumieniu sposobu zorganizowania społeczności końskiego stada, hierarchii w nim panującej, ról przypisanych poszczególnym osobnikom, ich potrzeb i tego jak postrzegają człowieka na tym polega umiejętność tzw. zaklinania koni. Ile jest opowieści o koniach agresywnych w stosunku do człowieka, kopiących, gryzących, ponoszących, wie każdy adept jeździectwa. Każdy takiego konia przynajmniej widział. Po pracy metodami naturalnymi konie te zmieniają się nie do poznania. Są ufne i zrównoważone. To co wcześniej przypisywaliśmy ich wrednemu charakterowi wynikało z nieodpowiedniego ich traktowania. I często nie chodzi tu o parszywy ludzki sadyzm, lecz zwykłe niezrozumienie. Tak naprawdę okazuje się, że wszystko czego uczymy koni one już umieją, robią to w naturze. Cała sztuka polega na tym, by powiedzieć im w ich języku czego o nich oczekujemy. Pełny sukces jest wtedy, kiedy wykonają nasze polecenia z przyjemnością.
Widowiskowym efektem pracy metodami naturalnymi z końmi są pokazy, w których nieosiodłane i nieokiełznane konie robią to, o co człowiek je poprosi: wchodzą do przyczepy transportowej, skaczą przez przeszkody, kładą się, cofają i wykonują figury ujeżdżeniowe.
Zaklinacz Parelli i jego uczniowie
Kursy metod naturalnych zaczęły się w Polsce w roku 2001, kiedy to Andrzej Makacewicz, właściciel firmy promującej m.in. jeździectwo, ściągnął do kraju instruktorkę Pata Parellego Sandrę Ragazzi-Pye. Pat Parelli, jeden z najgłośniejszych zaklinaczy koni, stworzył w Stanach całą szkołę jeździecką opartą na metodach naturalnych. Jego instruktorzy działają w Australii i Europie. W dużym skrócie: system Parellego polega na tym, że najpierw pracuje się z koniem z ziemi (bez jeźdźca) a potem to samo robi się z siodła. Parelli opracował zestaw siedmiu prostych zabaw z koniem, które pozwalają nawiązać z nim podstawowy kontakt.
Metody naturalne mają coraz więcej zwolenników. Zachwycony jest nimi mistrz olimpijski w WKKW w Sydney David O’Connor. Wybitny polski jeździec, były trener kadry olimpijskiej w WKKW Wojciech Mickunas obserwuje ten ruch z uwagą. Kiedy czyta się jego porady w „Koniach i Rumakach” ma się wrażenie, że pochodzą wprost ze szkoły Parellego. Sam trener mówi, że nie wgłębił się w te metody, ale u niego procentuje wieloletnie doświadczenie człowieka, który konie kocha i rozumie.
Kursy metod naturalnych są niestety dosyć drogie. Za udział w nich z koniem trzeba zapłacić 100 euro. Do tego należy dodać transport, opłaty za boks dla konia, lokum dla siebie i wyżywienie. Słuchacz bez konia płaci od 25 do 30 euro. Trzeba mieć nadzieję, że będzie taniej, gdy w Polsce pojawi się pierwszy rodzimy instruktor metod naturalnych.
Polscy uczestnicy kursów Sandry Ragazzi-Pye zrzeszeni są w Stowarzyszeniu Studentów i Sympatyków Parelli Natural Horsemanship (SPNH).
PS. Dla zainteresowanych westernem i metodami naturalnego szkolenia koni podaję przydatne adresy internetowe: www.parelli-info.waw.pl , www.wild-west-riders.of.pl
…rozmawiać można także z koniem każdej innej rasy. Najpierw jednak trzeba poznać jego język. Na zrozumieniu sposobu zorganizowania społeczności końskiego stada, hierarchii w nim panującej, ról przypisanych poszczególnym osobnikom, ich potrzeb i tego jak postrzegają człowieka na tym polega umiejętność tzw. zaklinania koni.
Jerzy Sawka
redaktor naczelny szczecińskiej „Gazety Wyborczej”
Powyższy tekst został opublikowany w „Stępem, kłusem i galopem” (8.08.2003), specjalnym dodatku do „GW” wydanym z okazji janowskiej aukcji.