Michał Wróblewski
Na dwa lata przed otwarciem Światowych Igrzysk Jeździeckich WEG Kentucky 2010 ich organizatorzy, oświadczając, że nie będą pomagać finansowo uczestnikom w podróży do USA, rozwiali wszelkie nadzieje na obniżenie kosztów wyprawy na odległy kontynent północnoamerykański.
Pojawiła się wtedy żartobliwa propozycja, aby zrobić w Europie zrzutkę na ściągnięcie reszty świata do Akwizgranu, a i tak będzie taniej niż jechać do Ameryki. Być może gdyby wtedy FEI była w stanie przewidzieć, jak będą wyglądały finanse tego amerykańskiego przedsięwzięcia, nie skończyłoby się na żartach. Nie było bowiem do śmiechu ani organizatorom, ani FEI, gdy po pierwszym tygodniu tej wielkiej imprezy jej kontynuacja stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. Organizatorzy stracili płynność finansową, a współpracujące przy organizacji zawodów firmy zagroziły zerwaniem umów w przypadku nieuregulowania – choćby części – zobowiązań rosnących w zastraszającym tempie. FEI zdecydowała o zasileniu kasy organizatora WEG Kentucky błyskawicznym przelaniem 1,3 mln dolarów, aby uratować zawody i zapobiec ich przedwczesnemu zakończeniu. Wszystko wskazuje na to, że również przewidziane kontraktem z organizatorami WEG 680 tys. dolarów odpisu od wpłat sponsorskich nie znajdzie się na koncie FEI, bowiem deficyt znacznie przewyższa przedstawione wyżej kwoty. Z biznesowego punktu widzenia podsumowanie tej imprezy wypadło dla Amerykanów fatalnie.
Sportowe podsumowanie przyniosło rezultaty pokrywające się z ogólnymi statystykami sportu jeździeckiego – 82% medali zdobyli zawodnicy z federacji europejskich, 11% z północnoamerykańskich i 7% reprezentujący pozostałe części świata.
W kontekście finansowych kłopotów organizatorów i wysokich kosztów uczestnictwa w tym wielkim święcie jeździeckiego świata prawdziwe słowa uznania należą się tym wszystkim, którzy doprowadzili do obecności Polaków na jeździeckich arenach Kentucky. Ich wyniki sportowe znane są wszystkim od dawna, nie czas i miejsce tu zatem na ich powtarzanie. Jednak nie można pominąć milczeniem zaangażowania wielu instytucji, firm, a nawet osób prywatnych w sfinansowanie występu polskich zawodników w USA.
Budżetowe pieniądze pochodzące z Ministerstwa Sportu i Turystyki, największego i naturalnego sponsora polskiej reprezentacji, rozdzielił – według uzgodnionego z komisjami poszczególnych dyscyplin planu – Polski Związek Jeździecki, pokrywając całość kosztów wyjazdu ujeżdżeniowców Katarzyny Milczarek i Michała Rapcewicza. Z tej puli sfinansowano również wyjazd Łukasza Kaźmierczaka, naszego reprezentanta w WKKW, choć pierwotne ustalenia były inne. Na znacznie niższym poziomie dofinansowano ministerialnymi pieniędzmi pozostałych zawodników startujących w skokach, powożeniu i reiningu.
Wspaniałym partnerem kadry narodowej skoczków okazała się Fundacja Sportu i Oświaty w Sopocie, która skupiła wokół nich takie pomorskie firmy, jak NDI SA, Charles Owen & Co Ltd., Energa SA i Torpol Sp. z o.o., dzięki którym do Kentucky wyjechali Aleksandra Lusina i Piotr Sawicki. Pan Romuald Jacek Dobrowolski, właściciel Trojki, sfinansował wyjazd Antoniego Tomaszewskiego. Natomiast Andrzej Lemański, właściciel Bischofa L, przy pomocy Banku Pocztowego pokrył znaczną część kosztów swojego wyjazdu.
Ten pierwszy w historii naszych udziałów w światowych igrzyskach jeździeckich start drużyny skoczków wsparł również Polski Związek Hodowców Koni.
Dzięki własnej inicjatywie i – jak już wspomniałem – niewielkiemu wsparciu budżetowymi pieniędzmi w Kentucky wystąpili, korzystając z pożyczonych koni, w powożeniu Piotr Mazurek i w reiningu Bogdan Czarnik.
Wszystkim, którzy przyczynili się do zaprezentowania polskich barw na niebieskich łąkach Kentucky Polski Związek Jeździecki serdecznie dziękuje.
Szczegółowe wyniki www.pzj.pl