Użycie pomocy – rzecz oczywista? cz. 3

Jan Skoczylas

Pomocy! Ciąg dalszy…
Ciągle o tych pomocach… i ciągle bez konkretów.

Wiemy, że pomoce jeździeckie są rodzajem kodu, którym porozumiewamy się z koniem. Często używam takiego określenia: „koń musi to zrozumieć”. I zdarza mi się widzieć jeźdźców gorąco apelujących do konia: „no, zrozum, ja chcę, żebyś zrobił ciąg”, „no, zrozum, trzeba to przeskoczyć, to proste!” Kłopot w tym, że żadnych takich apeli koń nie rozumie! Nie da się też go postawić przed ekranem i zapoznać z wyjaśniającą poglądową prezentacją. Bezcelowe jest pokazywanie makiety parkuru. Doraźne „konferencje doszkalające” (za pomocą bata, w krzakach) też nie przynoszą oczekiwanych efektów. Wydaje wam się to oczywiste? Wcale takie oczywiste nie jest.

W naszych ekologicznych czasach tendencja do antropomorfizacji zwierząt jest ogromna. Końskie zachowania i reakcje nazywamy słowami i pojęciami odnoszącymi się do ludzkiej fizjologii i psychologii. W ślad za tym jesteśmy skłonni sądzić, że koń myśli, czuje, reaguje, postrzega, uczy się dokładnie w ten sam sposób jak człowiek.

Konie są istotami obdarzonymi bogatą paletą reakcji emocjonalnych. Niewykluczone, że nawet bogatszą niż człowiek. Wykazują ogromne zróżnicowanie indywidualnych cech (osobowości???). Relację człowieka i konia cechuje wzajemna empatia (zdolność wyczuwania stanów emocjonalnych). Codzienna wspólna praca i sportowe partnerstwo tworzą głęboką więź miedzy człowiekiem a zwierzęciem. Na tym polega piękno sportu jeździeckiego. Niestety, budując naszą więź z końmi, posuwamy się często zbyt daleko. W procesie szkolenia postrzeganie konia jako człowieka, tylko czworonożnego, może przynosić nieodwracalne szkody. Podstawowym błędem wynikającym z takiego stylu myślenia jest komplikowanie sposobów komunikowania się z koniem, często poza granice jego percepcji (a później jesteśmy pełni żalu i pretensji).

Konie nie tyle rozumieją, ile kojarzą. Sieć skojarzeń może być bardzo prosta lub bardziej złożona. Każdy praktyk wie, że nigdy nie jest bardzo skomplikowana. Co więcej, zdolność budowania złożonych skojarzeń zależy od indywidualnych predyspozycji konia i w niewielkim stopniu ulega zmianie (na korzyść) w trakcie treningu. Po prostu są konie bardziej i mniej pojętne.

Konie uczą się inaczej niż człowiek. Człowiek ucząc się, przyswaja wiedzę, rozwija swoją zdolność myślenia, kształci zdolności twórcze. Koń w treningu, wykorzystując biologiczne mechanizmy adaptacyjne, rozwija swój organizm (układ mięśniowy, szkieletowy, oddechowy, krwionośny). Dojrzewa układ nerwowy. Poprawia się koordynacja ruchowa, kontrola instynktownych reakcji, przewodzenie bodźców. Rozszerza się zakres ruchów konia i zdolność koncentracji (niereagowania na bodźce z punktu widzenia jeźdźca rozpraszające). Ale przede wszystkim koń nabiera nawyków, kształtuje stereotypy ruchowe: dzięki powtórzeniom przyswaja konkretne reakcje ruchowe w danej sytuacji, w taki sposób, że samo powtarzanie i doskonalenie ruchów staje się źródłem odprężenia i przyjemności.

To wszystko nadal brzmi znajomo. Jest podobne do opisu rozwoju człowieka sportowca. Od sportowców rzadko oczekujemy wybitnych możliwości poznawczych i intelektualnych. Oczekujemy pełnego wykorzystania predyspozycji ruchowych i wydoskonalenia reakcji układu nerwowego. I tak należy postrzegać konia sportowego: jako sportowca w treningu, a nie maskotkę czy partnera intelektualnego. Oczywiście, pogadać do konia można. Ale pomoże to nam, a nie koniowi. Oczekiwanie, że koń „domyśli się”, o co nam chodzi, jest oczekiwaniem błędnym i szkodliwym. Podstawowym źródłem kształtowania pożądanych reakcji konia jest czytelny kod pomocy jeździeckich.

Co to znaczy czytelny? Odpowiedź jest krótka: prosty! jak najprostszy! Wszystko, co jest zbędne, jest szkodliwe (dla jasności przekazu). Jeżeli stosujemy wymyślne triki, żeby „dogadać się” z koniem, to znaczy, że błądzimy!

Gdy pytam kogokolwiek, co chciałby wiedzieć o użyciu pomocy jeździeckich, słyszę: chcę wiedzieć, jak zapanować nad koniem; jak sprawić, żeby zrobił to, a nie robił tamtego… Ogromnie trudno jest jeźdźcom uwierzyć, że na worek problemów istnieje zaledwie garść zawsze tych samych, sprawdzonych, skutecznych złotych środków: siedź prosto, pięta i kolano jak najniżej, utrzymuj stały i miękki kontakt z pyskiem (nigdy nie wolno ci tracić kontaktu), używaj dosiadu aktywnie i zgodnie z ruchem konia, przyłóż stabilnie łydki, patrz, dokąd jedziesz. Wyginaj konia zgodnie z łukiem i zupełnie prostuj na prostej. Nie ciągnij za wewnętrzną wodzę. Nie siłuj się. Nie wymachuj rękami. Żądaj pilnego i rytmicznego ruchu do przodu. Nie wolno ci pchać i ciągnąć równocześnie! Kontroluj pracę zadu. Zanim zaczniesz oczekiwać cudów od konia, musisz opanować równowagę w siodle. Naucz się używać bata i ostróg wtedy, gdy to potrzebne, tak, jak to potrzebne. A potrzebne, gdy nie ma reakcji konia na skoordynowane „żądanie” dosiadu i łydek. Chwal konia, gdy dobrze zareaguje, i tylko wtedy! Chwal natychmiast! Jeżeli karcisz – też natychmiast. Przynajmniej ty musisz być pewny – za co! Dąż do tego, żeby twoje sygnały stawały się coraz subtelniejsze, nigdy nie używaj pomocy intensywniej niż to konieczne. Postępuj mądrze: dowiedz się, jakie ćwiczenia są odpowiednie dla wieku i stopnia zaawansowania konia i jaka (dla konia) jest kolejność łatwe- trudne i znajdź trenera, który to wie! Nie dopuszczaj do powtarzania „złych” reakcji; unikaj sytuacji prowadzących do konfrontacji, bo konfrontację musisz wygrać, a nie zawsze będziesz w stanie – mierz zamiar według sił, nie szukaj przyczyn niepowodzeń w „rąbku spódnicy”.

Koń musi być zamknięty w „korytarzu” utworzonym przez łydki i ręce-wodze-wędzidło, nie tylko w kierunku zad-przód, lecz także lewo-prawo. Koń nie ma prawa wykonywać ruchów poza granicami wyznaczonymi przez jeźdźca, a w tych granicach ma mieć maksymalną wolność, a raczej silne wrażenie wolności. W miarę zaawansowania treningowego konia granice, początkowo luźne i pozostawiające młodemu koniowi wiele swobody, stopniowo się zawężają, aż do osiągnięcia pełnego zebrania.

To jest ABC jeździectwa. Z kilku, najwyżej kilkunastu elementarnych zasad, „liter alfabetu”, składa się cała sztuka jeździecka. Najbardziej skomplikowane ruchy wykonuje się używając prostych pomocy. Nie trzeba wymyślać „nowych klocków”. Do zbudowania złożonych konstrukcji w zupełności wystarcza kilka znanych i od lat sprawdzonych form. Sztuką jest sposób ich zastosowania i złożenia.

Droga do nieba jest prosta: wystarczy nie grzeszyć! Do rozwiązania 90% problemów z końmi prowadzi wyeliminowanie ewidentnych błędów u siebie. Kłopot w tym, że te błędy są ewidentne wyłącznie dla osoby patrzącej z ziemi (lub innej trybunki). My przecież nie popełniamy żadnych błędów!

Zadałem sobie trud wypisania najbardziej powszechnych błędów popełnianych przez jeźdźców. Obserwacje pochodzą z parkurów i rozprężalni zawodów ogólnopolskich, gdzie, jak wiadomo, nie powinni się znaleźć jeźdźcy początkujący.

  • Utrata kontaktu: najczęściej rytmicznie luzowane wodze lub jedna wodza luźna.
  • Wymyślne ruchy rąk, charakterystyczna postawa „gitarzysty”.
  • Ciągnięcie za wewnętrzną wodzę.
  • Nieświadomy lub świadomy dosiad fotelowy. Nieświadomy jest skutkiem wyrzucania łydek do przodu i źle wyjeżdżonych siodeł. Świadomy – rezultatem przekonania, że waląc w grzbiet konia swoim ciężarem, zyskujemy nad nim kontrolę. Dosiad fotelowy uniemożliwia równowagę jeźdźca, kontrolę zadu, upośledza ruch konia, dostarcza zajęcia lekarzom i fizjoterapeutom ludzkim i zwierzęcym!
  • Jazda „z zaciśniętymi zębami”, czyli z zablokowanymi całymi grupami mięśni i stawów.
  • Jazda z odstawionymi łydkami.
  • Utrata równowagi bocznej – zjeżdżanie na jedną stronę siodła.
  • Nieuświadomiona i nieskorygowana przewaga dominującej strony ciała człowieka.
  • Gapienie się w dół.
  • Dramatycznie nieumiejętne używanie bata i ostróg.
  • Mylenie zganaszowania konia z zebraniem.
  • Wykonywanie półparad jako szarpnięć zaburzających rytm i tempo, a nie jako sygnałów zwracających uwagę konia.
  • „Siłowanie się z koniem”.

Będę powtarzał to do znudzenia, bo te błędy leżą u źródła „sukcesów” międzynarodowych naszych jeźdźców! I nigdy nie uwierzę, że o podstawach nie warto pisać, bo wszyscy je znają. Wróćmy zatem do ABC.

O działaniu łydki piszę niechętnie. Jest to sprawa w teorii jeździectwa kontrowersyjna i różnice w poglądach co do właściwego ułożenia i posługiwania się łydką przyczyniają się do formowania różnych tzw. szkół jeździeckich. Pozwolę sobie wyrazić własne poglądy. Pisałem już, że stabilnie przyłożona łydka wpływa na poczucie bezpieczeństwa u konia. Według mnie koń musi być objęty łydkami i łydka nie ma prawa przemieszczać się bez potrzeby. Gdzie powinna znajdować się łydka? Najbardziej unerwionym miejscem na kłodzie konia są okolice popręgu. Ale… znajduje się tam popręg. Tworzy barierę mechaniczną i znieczula końcówki nerwów. Klatka piersiowa konia w tym miejscu silnie zwęża się ku dołowi. Przyłożenie łydki na całej długości w miejscu tego zwężenia jest możliwe tylko u osób o tzw. nogach na beczce prostowanych. Za popręgiem kłoda konia rozszerza się w płaszczyźnie pionowej i poziomej. Łydka za popręgiem, a przed najszerszym miejscem kłody, zapewnia jeźdźcowi stabilne podparcie, leżąc nieco skośnie i tworząc styczną do bryły kłody. Zbyt dalekie cofanie łydki nie ma sensu. Powinna być ułożona tak, aby możliwe było jej cofnięcie (wymagane przy żądaniu wygięcia), a pięta nadal pozostawała najniższym punktem ciała jeźdźca.

Współczesny dosiad jeźdźca jest oparty na jak najniższym położeniu kolana. Nisko ułożone kolano ułatwia „bycie z koniem” i umożliwia aktywne działanie dosiadu; precyzyjną kontrolę intensywności pracy zadu przy pozostawieniu możliwości swobodnej pracy grzbietu konia – jeździec (nawet w półsiadzie) jest w siodle, a nie ponad nim. Taki styl ułożenia ciała wymusiły ciągle wzrastające trudności techniczne parkurów i krosów (także czworoboków). Jest to rezultat kompromisu pomiędzy precyzyjną kontrolą konia a pozostawieniem mu maksymalnej swobody ruchu. Przy nisko ułożonym, nieprzemieszczającym się kolanie, silnie rozwartym kącie pomiędzy biodrem a udem, zachowanej zasadzie pięty w dole i rozwarcia (ale nie wyprostowania) stawu kolanowego – na zmiany ułożenia łydki zostaje zaledwie kilka centymetrów na końskiej kłodzie. Inne ułożenie jest anatomicznie niemożliwe. Proszę to sprawdzić w siodle.

Łydka działa silniejszym lub słabszym naciskiem. Łydka nie służy do popędzania konia. Silniejszy nacisk obu łydek to żądanie intensywniejszego ruchu. Jeżeli koń się ociąga, prawidłowe działania jeźdźca polegają na kojarzeniu popędzającego działania bata jeździeckiego (wystarczy dotknięcie) z żądaniem łydek. Dlatego z batem powinno się jeździć zawsze. Użycie ostrogi wzmacnia, uzupełnia działanie łydki. Działanie ostrogi zawsze sprawia koniowi ból, dlatego też nadużywanie ostróg prowadzi do znieczulenia konia albo do buntu. Nie wolno traktować ostróg jako pomocy bezpośredniej i uczyć koni reakcji tylko na ostrogi (np. zagalopowanie od ostrogi).

Wzajemne ułożenie łydek decyduje o formie skoordynowania pomocy jeździeckich. Tak jak istnieją dwie zasadnicze formy dosiadu: pełny siad i półsiad, tak istnieją dwie formy użycia pomocy. Jedna dotyczy konia prostego i cechuje się symetrią ułożenia ludzkiego ciała. Druga, której najbardziej charakterystyczną cechą jest cofnięta zewnętrzna łydka, znajduje zastosowanie we wszystkich ruchach, w których koń jest wygięty: poczynając od ustawienia, poprzez jazdę po łukach aż do trawersu. Wybierając odpowiednią formę, pamiętając o zasadzie równoległości barków jeźdźca do łopatek konia, a bioder do poprzecznego przekroju kłody, i o zasadzie dążenia konia w kierunku wspólnego środka ciężkości (jeżeli przemieścimy środek ciężkości w prawo, koń przesunie się w prawo), jesteśmy w stanie wykonać każde jeździeckie ćwiczenie. Oczywiście dosiad kontroluje aktywność zadu. No i trzeba mieć konia, który reaguje na pomoce!

Dlaczego koń reaguje na pomoce? Istnieją dwa odmienne obszary źródeł skuteczności pomocy jeździeckich. Pierwszy to obszar natury konia, jego instynktownych reakcji, odruchów układu nerwowego. Szkoląc konia, wykorzystujemy jego dążenie do zachowania równowagi, instynkt stadny (w tym naśladownictwo), instynkt ucieczki przed zagrożeniem, odruch kurczenia się mięśni na nacisk. Przede wszystkim wykorzystujemy właściwą każdej istocie żywej zasadę unikania bólu i przykrości, a dążenia do dobrostanu. Można sobie wyobrazić (a czasem zobaczyć) konia, na którym jeździ się, wykorzystując wyłącznie te naturalne źródła. Sport jeździecki wymaga jednak natychmiastowych reakcji konia na polecenia jeźdźca. Nie możemy czekać, aż koń „dojdzie do wniosku”, że warto zagalopować. Drugim obszarem źródeł skuteczności pomocy jest wyuczenie, zakodowanie reakcji na sygnały. Proces kodowania wygląda następująco:

  • decydujemy się na rozsądny rodzaj sygnału (najczęściej czerpiąc z tradycji jeździeckiej);
  • stwarzamy warunki maksymalnie uniemożliwiające koniowi wykonanie akcji niepożądanej;
  • sprawdzamy własne przygotowanie;
  • prowokujemy warunki sprzyjające wykonaniu danej akcji;
  • wydajemy sygnał;
  • jeżeli koń wykonał żądaną akcję, szczodrze chwalimy, z początku nie przywiązując zbytniej wagi do jakości;
  • powtarzamy proces od drugiego punktu;
  • powtarzamy trzeci raz;
  • chwalimy i przechodzimy do fazy odpoczynku (stęp i do stajni).

W następnych dniach pracujemy na tej samej zasadzie, wprowadzając symetrię ćwiczeń (jazda na lewo i prawo), stopniowo rezygnując z prowokacji, zwracając coraz większą uwagę na jakość wykonania. Sygnały stają się coraz bardziej subtelne i mniej widoczne. Z kontroli własnego przygotowania do ruchu nie rezygnujemy nigdy!

  • Jeżeli koń nie wykonał żądanej akcji – karcimy, najlepiej głosem (użycie głosu też podlega procesowi kodowania).
  • Jeżeli znowu nie wykonał – do głosu dołączamy dotknięcie batem.
  • Jeżeli koń po raz trzeci nie zareaguje, to znaczy, że popełniamy błąd: albo koń nie jest wystarczająco zaawansowany, albo zostały popełnione błędy we wcześniejszym szkoleniu (np. dopuszczanie do lekceważenia poleceń jeźdźca już w boksie), albo wydanie sygnału zostało źle przygotowane i/lub przeprowadzone.
  • Ryzykowanie czwartej odmowy jest niedopuszczalne. Trzeba zająć się czym innym, a do danego żądania powrócić po rozpoznaniu i skorygowaniu błędów.
  • Jeżeli koń za drugim lub trzecim razem zareagował poprawnie – chwalimy i kończymy jazdę.

Teoretycznie jest możliwe zakodowanie konia na dość dowolne sygnały. Nie robi się tego z kilku przyczyn. Kilkaset lat doświadczeń zawartych w tradycji jeździeckiej – to jedna. Wymogi i definicje dopuszczalnych i niepożądanych zachowań jeźdźca obowiązujące w sporcie jeździeckim – to druga. Liczenie się z ewentualnością zmiany składu pary koń-jeździec – to trzecia (sytuacja przypomina zasady obowiązujące w tańcu towarzyskim; analogii pomiędzy tańcem a jeździectwem jest zresztą znacznie więcej – proszę to sobie rozważyć). Najważniejszą przyczyną jest jednak, według mnie, logika procesu szkolenia konia.

Na młodym koniu jeździmy, wykorzystując zasady naturalne, poszukując pożądanej reakcji i stopniowo przechodzimy do reakcji na zakodowany sygnał. Poszukując sygnałów, na które koń reaguje, wybieramy i utrwalamy takie, które są najlepsze z punktu widzenia dynamiki ruchu, a nadal pozwalają na kontrolowanie konia (czyli wydanie następnego wykonalnego polecenia). Repertuar takich sygnałów jest ograniczony. I całe szczęście, bo istota i sens stosowania sygnalizacji leży w maksymalnym uproszczeniu alfabetu sygnałów.

To, że istnieje niewielka liczba klawiszy, nie oznacza, że nie można zagrać skomplikowanej melodii. Wielu jeźdźców, nie umiejąc zagrać gamy, wymyśla nowe klawisze.

Praca nad kodowaniem wymaga logiki, konsekwencji, cierpliwości i żmudnego powtarzania. Unikanie tej pracy skutkuje stylem jazdy opartym na ciągłym poszukiwaniu sygnału, na który koń zechce właściwie zareagować. Taki jeździec bez przerwy zmienia sposób użycia pomocy, doprowadzając do chaosu. Widocznym objawem zaniedbań w pracy jest jazda na zaawansowanym koniu przy użyciu działań z naturalnego obszaru, właściwego do pracy z koniem początkującym (np. zagalopowanie na drodze zaburzenia równowagi). Objawem prawidłowo przebiegającej pracy jest użycie pomocy niedostrzegalne dla obserwatora. Plusem niewidoczności jest nie tylko elegancja, lecz i pełna harmonii równowaga.

Czy wszystko w jeździectwie zostało już dawno powiedziane? Nie. Nie musimy być niewolnikami tradycji i rutyny. W dalszym ciągu pozostaje ogromne pole do własnej kreatywności, dociekań i szukania lepszych rozwiązań. Nie wszystko podlega rygorom, nie wszystko zostało zdefiniowane. Przykładem nie do końca zdefiniowanych działań jest wykonanie półparady. Półparada ma na celu skupienie uwagi konia, przygotowanie do mającego nastąpić ruchu. Polega na wydaniu sygnału (sygnałów) do aktywizacji zadu bez pozwolenia na wydłużenie sylwetki. O sile tego działania decyduje potrzeba. O sposobie wykonania… w dużej mierze interpretacja jeźdźca. Dla jednych zasadniczą częścią półparady będzie cofnięcie górnej partii bioder, innym wystarczy lekkie ściągnięcie barków, jeszcze innym zdecydowane obniżenie pięt. Siłę i czas działania łydek i przytrzymującego (wstrzymującego) działania rąk należy dobrać zależnie od sytuacji. W rezultacie otrzymujemy nieco zaskakującą definicję półparady: półparadą jest to, czego nauczymy konia jako półparadę rozumieć; sygnał, pod którym zakodujemy specyficzną reakcję mobilizacji zmierzającą na skutek następnych działań (dłuższego przytrzymania lub zezwolenia na poszerzenie ram) – do skrócenia lub wydłużenia sylwetki (i kroku). Pewne jest, że żadna półparada skutkująca istotnym zaburzeniem rytmu i/lub równowagi nie zasługuje na to miano. Ważna jest doskonała motoryka konia, a elegancja… cóż, zawsze świadczyła, świadczy i świadczyć będzie o zaawansowaniu i umiejętnościach jeźdźca.

Szkoląc konie, powinniśmy robić to świadomie. Zdawać sobie sprawę z tego, do czego dążymy i jakie efekty mogą przynieść nasze działania. W tym celu musimy zdobywać i pogłębiać konkretną wiedzę. Wiedza i konsekwencja w postępowaniu pozwalają na unikanie efektów niezamierzonych. Świadomość zawsze powinna uzupełniać rutynowe postępowanie. Świadomy jeździec (na przykład) wie, że koń należy do zwierząt, u których dotyk przedniej połowy ciała kojarzy się z przyjemnością, a tylnej – z zagrożeniem i przykrością. Pamięta, że mięsień zasadniczo może się tylko kurczyć. Do rozkurczenia jest potrzebna praca (skurcz) mięśnia przeciwstawnego (żaden mięsień nie pracuje też pojedynczo). Zna różnice w postrzeganiu zmysłowym pomiędzy człowiekiem a koniem: koń ma lepszy słuch, węch, widzi odmiennie, prawdopodobnie dysponuje rodzajem echosondy.

Szkoląc konie, musimy zwracać szczególną uwagę na wszelkie różnice pomiędzy naturą konia a człowieka. Ryzyko popełniania błędów jest tym większe, im bardziej subtelne są różnice. Ludzie mają tendencje do postrzegania podobnego jako identycznego: „wytęż wzrok i znajdź 10 szczegółów, którymi różnią się te rysunki”. Konsekwencje dla koni bywają smutne.

Garść przykładów:

  • Konie mają podobne parametry fizjologiczne do człowieka (np. zawartość hemoglobiny we krwi). Ale nie wszystkie. Układanie planów treningowych dokładnie wg ludzkich wzorców przynosi szkody. Inne są na przykład czasy hiperkompensacji.
  • Koń ma o wiele większą masę i siłę mięśni w porównaniu z człowiekiem. O ile zbyt szybkie budowanie masy mięśniowej u człowieka rzadko skutkuje kontuzjami (a przecież skutkuje), to u konia pozrywanie ścięgien jest bardzo prawdopodobne.
  • Ludzie uwielbiają zróżnicowaną dietę. Jesteśmy gotowi kompletnie rozregulować końskie żołądki ciągłym urozmaicaniem paszy.
  • Dla człowieka manikiur to coś mało ważnego. Dla konia zdrowe i całe kopyta są sprawą życia i śmierci.
  • Ażurowa przeszkoda wydaje się łatwa człowiekowi, a jest trudna dla konia.
  • Przy zaniżonym tempie człowiek czuje się bezpieczniej. Zbyt niskie tempo stwarza koniowi ryzykowne warunki do skoku.

I tak w nieskończoność. Wiele można sprowadzić do wypowiedzi postronnego obserwatora „końskiego światka”: Konie mają szczęście, że mają kopyta, bo inaczej trzymalibyście je w salonach!

Jesteśmy zobowiązani do szacunku dla zwierząt, które towarzysząc nam w sportowym współzawodnictwie, powierzają nam swoje zdrowie i życie. Szacunek dla innej istoty przejawia się także w przyznaniu jej prawa do odmienności.

Dlatego zamiast „zrozumieć” powinienem mówić: „koń musi jednoznacznie skojarzyć bodźce i przyswoić reakcje”. Ale „zrozumieć” brzmi o wiele milej. Z różnic trzeba sobie jednak zdawać sprawę. Koń reaguje prawie jak człowiek. „Prawie tworzy jednak wielką różnicę”. Rozumieć musi człowiek. Koń ma reagować w sposób oczekiwany przez jeźdźca. A że dopracowanie się logicznie uporządkowanych i niezmiennych pomocy jest bardzo trudne, to już zupełnie inna sprawa.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse