Tradycja i współczesność

Ur. W 1951 r w Wadowicach. Początek przygody z jeździectwem: 1964 w klubie WKS Podhalanin Wadowice. Uczeń Tadeusza Tetmajera i innych spadkobierców przedwojennego Grudziądza. Uczestnik Olimpiady w Monachium w 1972 r. w WKKW (pod opieką Jerzego Grabowskiego). Wielokrotny reprezentant Polski na zawodach międzynarodowych.

Karierę trenerską rozpoczął w 1980 r w CWKS Legia Warszawa na skutek błędnego werdyktu lekarzy zakazującego czynnego uprawiania sportu. W latach 1982-1993 trener dyscyplin olimpijskich w Finlandii, trener fińskiej kadry narodowej WKKW różnych kategorii wiekowych. W 1994-2001 trener skoków w Stadzie Ogierów Łąck, także trener – koordynator Makroregionu Centralnego. Obecnie trener na terenie woj. zachodniopomorskiego.

Jestem trenerem od 25 lat. Moją wiedzę i poglądy (poza własnym doświadczeniem) kształtowali wspaniali ludzie – spadkobiercy Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, szkoły, która w harmonijny i przynoszący sukcesy sposób łączyła zasady klasycznej maneżowej sztuki jeździeckiej i zasady naturalnej „polowej” współpracy konia i człowieka. Wielu z Was powie: „stare dzieje”. Owszem. Ale prawdą jest to, co młodzi ludzie niechętnie przyjmują: od tradycji nie ma ucieczki. Nie znaczy to, że mamy bezmyślnie kopiować wzory obowiązujące 80 lat temu (nie mówię tutaj o świadomym, bezpośrednim nawiązywaniu do tradycji, jak to jest w przypadku klubów kawaleryjskich). Ale tradycja zawsze stanowi nasze korzenie: jest podstawą, źródłem rozwoju i jednocześnie zobowiązaniem. Polscy przedwojenni jeźdźcy we wcześniejszych latach odnosili tryumfy na stadionach Europy, sukcesy, których obecnie tak bardzo nam brakuje. Co stanowiło podstawę ich sukcesów?

Ośmiela się twierdzić, że dwie rzeczy: gruntowne wyszkolenie i… mentalność. Mentalność, która do dziś kojarzy się z „ułańską fantazją” i „szabelką” a była naturalnym, radosnym nastawieniem na zwycięstwo, na bycie „the best”. Była jednocześnie mentalnością wojskową, gdzie zapomnienie o powinnościach nie wchodziło w rachubę – za to grozi kara śmierci. Mówi się, że każdy żołnierz nosi buławę marszałkowską w tornistrze. Podobnie każdy sportowiec powinien mieć w sercu jedną ideę – złoty medal olimpijski! I wiarę w możliwość jego zdobycia. Motywacja bowiem, jak twierdzą psychologowie, stanowi iloczyn chęci i… wiary w powodzenie! Powinniśmy o tym pamiętać. Niektórzy starzy gracze mierząc się z przeciwnikiem, choćby w szachach, zaczynają rozgrywkę od radosnego stwierdzenia: „Od razu się poddaj, przecież już przegrałeś”. Dziwne wrażenia odnoszę czytając wywiady z młodymi obiecującymi jeźdźcami pytanymi o największe marzenie. Najczęściej pada odpowiedź: „Iii… a czy ja wiem?”. Oczekiwane sukcesy sportowe? Odpowiedzi: „No cóż, jestem realistą”(u czternastolatka).

Prawie wszyscy podziwiamy dzisiaj Adama Małysza. Jego odporność, jego „niemożebne” sukcesy. A cóż innego on robi niż wcielanie w życie zasad „kawaleryjskiej” mentalności? „Jestem najlepszy, a wszystko ma być zrobione porządnie”. I jeźdźcy powinni myśleć w ten sposób: „Jestem (będę) najlepszy, a wędzidło ma być czyste i paski porządnie podpięte”. I pamiętać, że każde zaniedbanie kiedyś się zemści. „Nihil novi sub sole” – dla nieznających łaciny: „nic nowego pod słońcem”.

Tyle o mentalności. Teraz o wyszkoleniu. Zaręczam Was, że ktokolwiek udałby się na klinikę do najznamienitszych trenerów światowych (wiem, byłem świadkiem) mógłby doznać sporego rozczarowania. „Jak to? Słyszałem to już setki razy: pięta w dół, spokojna ręka, łopatki razem. Nic nowego”. No pewnie. Ale co innego jest coś wiedzieć a co innego wcielać w życie i twórczo przekształcać. Jeździectwo jest sztuką mistrzowską, sztuką sięgania po doskonałość. Wszyscy potrafią napisać: a, b, c. Tylko nieliczni przepięknie wykaligrafować.
Zapominamy o tym, że jeździectwo jest sztuką „wizualną”. Często słyszymy: „Przecież jechałam(em) dobrze a „oni” tak mnie źle ocenili”. Prawda jest taka, że nasze wrażenia naszymi wrażeniami a sędziowie widzą!: czy drąg spada, czy nie; w jakim stylu skacze jeździec i rumak; w którym momencie przecinają celowniki; jak jest zaprezentowany ruch na czworoboku. Pamiętajmy zatem o tym jak wyglądamy(!) na koniu.

Wrzesień jest też czasem podsumowań minionego sezonu. Cóż można powiedzieć? Odnieśliśmy pewne sukcesy, może na miarę oczekiwań ale nie na miarę potrzeb. W WKKW nasi jeźdźcy nabierają doświadczenia i odnoszą sukcesy na poziomie CCI i CIC **. Do trzech gwiazdek jeszcze trochę brakuje. W skokach Grzegorz Kubiak jest klasą dla siebie, rozszerza się grupa jeźdźców mogących jeździć pomniejsze międzynarodowe Grand Prix, pojawiają się ciekawe pary na poziomie juniorskim… ale „wypadnięcie” dwóch znakomitych koni: Lurona i Elfa wszyscy przyjęliśmy jako ogromne rozczarowanie. W ujeżdżeniu… cóż, przynajmniej próbujemy walczyć.
Niezaprzeczalnym tegorocznym sukcesem polskiego jeździectwa jest brązowy medal Mistrzostw Europy w Woltyżerce. Gratulacje!

Tyle rozważań na temat: „skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy?” Jeszcze kilka uwag. Odniesienie do tradycji nie oznacza stania w miejscu. Czym innym jest bezmyślne kręcenie się w kółko a czym innym zataczanie kręgów, gdy pozornie znajdujemy się w tym samym punkcie ale na innym poziomie rozwoju. Dotyczy to też myśli jeździeckiej na całym świecie. Wszystkie obecnie wiodące szkoły próbują harmonijnie łączyć klasyczne zasady maneżowe z treningiem zmierzającym do wykorzystania naturalności i spontaniczności konia. Jest to tak powszechne, że styl jazdy na świecie niemal się ujednolicił. Do niedawna tak charakterystyczny „amerykański styl jazdy” prawie zniknął z parkurów. Nastąpiło to bardzo szybko (w Polsce na istnienie tego stylu niektórzy nie zdążyli zwrócić uwagi), co jest jednym z paradoksów czasu. O znaczeniu czasu w jeździectwie będzie „w następnym odcinku”.

Jan Skoczylas
trener jeździectwa
e-mail: fjs@wp.pl

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse