Michał Wierusz-Kowalski, Redaktor Naczelny
Jako dziecko byłem zapewniany, a mój przypadek nie stanowił wyjątku, że niedźwiedź brunatny dosiadający motocykla marki WFM kocha na nim pędzić wokół cyrkowej areny – w szaliku, czapce pilotce i goglach; od małego o niczym innym nie marzy, jak tylko pokazywać się szerokiej publice w roli motocyklisty. Dłuższy czas wierzyłem w tę historię, w św. Mikołaja też… Upłynęło kilka lat i moja świadomość uległa pewnym przeobrażeniom – coraz mniej skory jestem do kopania się z koniem.
To co państwowe, w Polsce odchodzi, nikt tego procesu nie zdoła już zatrzymać, a przychodzi prywatne, co nie znaczy – gorsze. Dość zauważyć, że ewentualna jeździecka reprezentacja naszego kraju na igrzyska olimpijskie w Londynie, jeżeli uzyska kwalifikację, będzie bazować na koniach prywatnych. I nie ma co ronić łez – po prostu państwowe stada i stadniny nie dysponują obecnie wystarczająco dobrym materiałem, ponieważ w odpowiednim momencie środowiskowi decydenci nie raczyli przewidzieć popytu na państwowy „sprzęt” do wyczynu…
Podobny los mogą podzielić warszawskie wyścigi – mówi się tylko o potrzebie stworzenia hipodromu narodowego, a zgody na konkretne działania wciąż jak nie było, tak nie ma. Zanim się spostrzeżemy, urośnie blokowisko. Chyba warto, żeby ludzie związani od lat z wyścigami – hodowcy, właściciele koni, trenerzy, PKWK – usiedli przy jednym stole z przedstawicielami środowiska jeździecko-hodowlanego (innych ras niż xx oraz oo) i zaczęli rozmawiać na temat wykorzystania służewieckiego toru nie tylko do celów wyścigów, ale i ekwitacji. Trzeba obalić mity, które narosły w ostatnich latach. Chociażby ten, że jeździectwo wyprze wyścigi ze Służewca. Przecież w przeszłości działały tutaj zarówno stajnie wyścigowe, jak i sportowe. Totalizator Sportowy z pewnością zna biznesowy potencjał miejsca. Ponadto ma pieniądze, które może zainwestować. Konieczna jest tylko – albo aż – spójna koncepcja zagospodarowania toru dla wszystkich koniarzy. Czy nas na to stać?
Wiem, że u wielu Polaków osoba Winstona Churchilla rodzi mieszane uczucia – pił whisky, palił drogie cygara i przehandlował nas Stalinowi – ale wiele sentencji tego premiera i noblisty dzięki swej prostocie trafia w sedno. Na przykład – jeżeli złapałeś słonia za tylną nogę, a on próbuje się wyrwać, lepiej mu na to pozwól…
Więcej pragmatyzmu! Szukając puenty, życzę Czytelnikom „Hodowcy i Jeźdźca” w nowy 2012, by rozum zawsze brał górę!