Naturalne zaufanie

inż. Lidia Kacperska

Wielkie sławy jeździectwa, jak Anky van Grunsven, Monty Roberts, Chris Cox, Robert M. Miller i inni na całym świecie, prowadzą kliniki, nawiązując do metod naturalnych bądź całkiem opierając na nich swoją pracę. W ostatnim czasie obserwujemy rozkwit wiedzy behawioralnej dotyczącej różnych gatunków zwierząt.

Co można zrobić, aby źrebak, a z czasem dorosły koń chętnie współpracował i był ufny? Jak uniknąć wielu problemów związanych z badaniem konia, kuciem, robieniem zastrzyków, założeniem sondy nosowo-żołądkowej itp.? Na Zachodzie większość stadnin stosuje imprinting oraz wczesne szkolenie źrebiąt. W dużym skrócie imprinting jest to wykorzystanie okresu krytycznego, czyli mniej więcej pierwszych 18 godzin życia, na odczulenie konia, zlikwidowanie odruchu przeciwstawiania oraz zbudowanie zaufania. Fenomen imprintingu można pogłębić i jeszcze mocniej utrwalić, pracując z malcem przez kilka kolejnych dni, budując jednocześnie szacunek konia dla człowieka. Zważywszy na to, że ten proces pozostawia po sobie trwały ślad w relacjach człowiek-koń, powinny przeprowadzać go osoby przeszkolone, bowiem błędy popełnione w tym okresie są bardzo trudne do wyeliminowania. Imprinter przez rytmiczny i wielokrotnie powtarzany dotyk odczula wszystkie otwory w ciele: uszy, oczy, nozdrza, jamę ustną, odbyt. Dzięki temu w przyszłości nie będzie problemów z pielęgnacją uszu, zakraplaniem kropli do oczu czy też mierzeniem temperatury. W sytuacji choroby, np. kolki, ułatwione będzie badanie konia oraz założenie sondy nosowo-żołądkowej.
Aby w przyszłości koń się nie odsadzał, opuszczał głowę przy zakładaniu ogłowia, a pod siodłem ustawiał ją zgodnie z życzeniem jeźdźca, już w fazie imprintingu należy go do tego odpowiednio przeszkolić. W praktyce wygląda to tak, że imprinter klęka tuż za plecami źrebaka, jedną ręką ostrożnie blokuje głowę zgiętą i położoną na kłodzie, a drugą ręką trzyma zgiętą przednią nogę. Druga osoba klęka obok, przytrzymując tylne nogi, uniemożliwiając w ten sposób pokopanie. Osobom nieprzyzwyczajonym do takiego widoku może się wydawać, że maleństwu dzieję się krzywda, zwłaszcza gdy przy tym mocno drży, jednak gdy zdamy sobie sprawę, jak mocno źrebię jest poskręcane w łonie matki, to ta obawa traci uzasadnienie. Gdy w takiej pozycji maluch się zrelaksuje, możemy zacząć odczulać na dotyk kopytka i resztę ciała. Źrebięta po prawidłowo przeprowadzonym szkoleniu nie wykazują chęci ucieczki, kopania czy strachu przed dźwiękami maszynki do golenia, spryskiwacza, suszarki, szelestu gazety bądź folii, na które zostały odczulone. Dla lekarza weterynarii i podkuwacza praca z takim źrebakiem oznacza mniejszy stres i większe bezpieczeństwo.
Co zrobić, jeśli jesteśmy właścicielami dorosłego już konia, u którego proces wczesnego szkolenia nie został przeprowadzony? Ilu właścicieli koni nie denerwuje się przed wizytą weterynarza, wiedząc, że badanie kliniczne, ortopedyczne, sprzęt weterynaryjny (jego wygląd, wydawane dźwięki) często je przeraża? Równie problematyczne okazuje się wdrażanie konia do ruchu po kilkutygodniowym okresie pobytu w boksie. Jak zastosować się do zaleceń lekarza weterynarii, który np. zaleca 10 minut stępa w ręku, a naszego podopiecznego żadna siła nie potrafi utrzymać w tym chodzie?
Tu należy oddać wielki ukłon trenerom, którzy mówią o budowaniu relacji z koniem, a nie tylko o jego użytkowaniu. Jeśli nasza relacja z koniem będzie oparta na trzech równych elementach: zaufaniu, szacunku i dominacji, wspomniane problemy przestaną istnieć.

Zaufanie

Wypracowanie zaufania polega na wykorzystaniu procesu habituacji, czyli odczulania i uczulania konia na różne rzeczy i sytuacje. Im więcej takich rzeczy pokazujemy koniowi, tym spokojniejszy się staje. Ponieważ ta praca początkowo powinna być przeprowadzona z ziemi, przez „miłośników” jazdy konnej jest często pomijana – w efekcie w nowej sytuacji koń nie wie, że może czuć się bezpiecznie przy spokojnym i pewnym siebie człowieku.
Na czym polega proces odczulania i uczulania? W zależności od konia i od umiejętności człowieka możemy zastosować trzy sposoby habituacji, czyli odczulania.
Pierwszy sposób to przybliżanie i oddalanie np. folii. Ważne jest to, że przedmiot, z którym chcemy zapoznać konia, pokazujemy w sposób rytmiczny i początkowo z dala od konia. Powinniśmy zająć pozycję między koniem a folią. Pozwala to na zachowanie bezpieczeństwa, gdyż koń początkowo ucieka od takiego bodźca. Ważna jest nasza zrelaksowana i jednocześnie pewna siebie postawa. Nie możemy ulec emocjom, które udzielają się wystraszonemu koniowi. Nasza postawa lidera pozwoli na szybsze odczulenie konia.
Bardzo ważny jest moment przerwania ćwiczenia, gdyż jest to chwila, w której koń się uczy. Moment, gdy ustępuje presja, jest szczególnie istotnym etapem szkolenia. Kiedy koń przestaje uciekać (ucieczka wcale nie musi być związana z ruchem nóg; gdy koń napina mięśnie, drży, odsuwa głowę, rozszerza nozdrza, szeroko otwiera oczy, to jest w fazie ucieczki), należy zrobić krótką przerwę, podczas której nic nie chcemy od konia. Jeśli koń mocno zareagował, można go bardzo delikatnie pogłaskać, odradzam jednak powszechnie stosowane klepanie, które nie ma nic wspólnego ze wzmocnieniem pozytywnym. W tym czasie z reguły następuje przeżuwanie – wygląda to tak, jakby koń coś jadł. Oznacza to, że koń uruchomił proces myślowy i próbuje zrozumieć, jakiej reakcji od niego oczekujemy.
Po przerwie powtarzamy ćwiczenie, coraz bardziej przybliżając folię do konia. Finałem tego ćwiczenia powinna być pełna akceptacja na dotyk folii na całym ciele, zwłaszcza w miejscach tak wrażliwych, jak nogi, uszy, oczy. Jeśli ćwiczenie to powtórzymy kilkakrotnie w różnych miejscach, to koń na stałe zostanie odczulony od tejże folii. Niestety odczulenie nie dotyczy innego rodzaju folii, np. inaczej szeleszczącej, innej wielkości. Jednak od każdej nowo poznanej folii będzie odczulał się w coraz krótszym czasie. W pewnym momencie wystarczy, że tylko pokażemy koniowi nową folię i pozwolimy ją powąchać, a koń będzie już ją w pełni akceptował. Jeśli folię zamienimy na papierową torbę, parasol, spryskiwacz lub inny dowolny przedmiot z naszego otoczenia, to na ciele konia nie będzie już miejsca, którego nie pozwoli nam dotknąć.
Ważny jest nasz dotyk w miejscach przez nas pomijanych, jak nozdrza, oczy, uszy, okolice odbytu. Jeśli koń pozwala na to, jest to bardzo ważna informacja dotycząca zaufania, jakim nas darzy – teraz rozszerzenie powiek do zakroplenia oczu, zmierzenie temperatury czy założenie opatrunku na nodze nie będzie stanowić problemu.
Drugi sposób odczulania to podążanie za przedmiotem. Co zrobić, by koń nie bał się sprzętów weterynaryjnych, takich jak rentgen, ultrasonograf czy shock wave? Trudno przyzwyczaić konia to tych konkretnie sprzętów, bo na co dzień nie ma ich w otoczeniu. Można natomiast przyzwyczaić konia do innych groźnych, hałaśliwych urządzeń, takich jak odkurzacz czy będący w każdej stajni traktor. Trudno nam sobie wyobrazić, że przybliżamy i oddalamy ten przedmiot, zachowując przy tym bezpieczeństwo. Doskonałym sposobem na odczulenie konia od takiego, często głośnego, sprzętu jest podążanie za nim.
Lekarz weterynarii dr Robert M. Miller mówi, że konie wcale nie boją się drapieżników, tylko zachowań drapieżnych. Do nich zaliczamy wszelkie zachowania wywołujące reakcję ucieczki u konia. W naturze drapieżnik nigdy nie cofa się przed ofiarą, dlatego też jeśli koń widzi, że przedmiot, którego się boi, cofa się, a on podąża za nim, to przestaje się go bać. Dlatego warto pamiętać, żeby odczulić konia na różne dźwięki wydawane np. przez suszarkę, maszynkę do golenia, odkurzacz, kosiarkę do trawy i wszystko inne, co hałasuje, a jest w naszym otoczeniu. Jeśli koń nie boi się już kilku huczących sprzętów, wówczas każdy kolejny jest coraz mniej straszny. Wszystko to sprawi, że wizyta weterynarza wraz z urządzeniami medycznymi nie będzie dla nas stresująca.
Trzeci sposób, najtrudniejszy i tylko dla doświadczonych koniarzy, to zalewanie bodźcem. Polega on na odebraniu koniowi możliwości ucieczki (jest to bardzo ryzykowne i może prowokować konia do zachowań obronnych, jak kopanie, gryzienie) i niczym nieprzerwaną stymulację. Tę metodę często stosują sami lekarze weterynarii.
Równie ważnym elementem habituacji jest uczulenie konia na różne bodźce, czyli tak ważne w jeździe konnej podążanie za odczuciem.
Myślę, że wielu jeźdźców ma problem, gdy koń „kładzie się” na pomoce jeździeckie, czyli nie ustępuje od delikatnych pomocy, a wręcz napiera na nie. Warto najpierw z ziemi nauczyć konia podążania za odczuciem, np. opuszczenia głowy. Ułatwia to codzienne życie z koniem: zakładanie kantara, ogłowia, pielęgnację głowy i grzywy. Będzie to także bardzo ważne, gdy zaistnieje konieczność badania okulistycznego. Aby uzyskać efekt, najpierw delikatnie dotykamy konia w okolicy potylicy, zwiększając nacisk do uzyskania pierwszej reakcji konia. Wtedy robimy przerwę i głaszczemy konia. Następnie ćwiczenie powtarzamy. W efekcie koń uczy się reagować na bardzo delikatne pomoce.
Równie ważne są zgięcia boczne oraz cofanie od dotyku na klatce piersiowej – dzięki temu uzyskujemy łatwość odpowiedniego ustawienia konia w każdej sytuacji, w tym podczas badania weterynaryjnego, np. usg.

Szacunek

Wypracowanie szacunku polega na kontroli naszej przestrzeni, a co za tym idzie – na przestrzeganiu kilku zasad:

  • To człowiek pierwszy dotyka konia, nie pozwala na ocieranie się, podszczypywanie, popychanie. Nie powinien konia karmić z ręki. W codziennym kontakcie z koniem oznacza to, że należy egzekwować właściwe zachowanie konia i zwracać uwagę na wszystko, np. gdy wchodzimy do boksu, ważny jest kąt ustawienia konia względem nas. Jeśli koń ma nas w strefie kopnięcia, oznacza to brak szacunku do człowieka. Należy wówczas sprowokować konia do zmiany tego ustawienia przez niewygodę, np. machającą linką (robiąc to, nigdy nie powinniśmy znaleźć się w zasięgu kopyt konia). Jeśli koń zrobi mały krok, zmieniając kąt, należy natychmiast przerwać machanie linką i chwilę zaczekać. Ćwiczenie powtarzamy do chwili, aż kąt ustawienia konia będzie taki, jakiego oczekujemy.
    Równie często zdarzają się konie „milusińskie”, które uwielbiają przytulać się do swoich właścicieli, co jest powszechnie traktowane jako okazywanie nam uczuć przez konia. Prawda niestety wygląda zupełnie inaczej, bowiem tendencja ludzka do uczłowieczania zwierząt niewiele ma wspólnego z tym, co tak naprawdę myśli koń. Jeśli idziemy po konia na padok i nasz milusiński podchodzi do nas, po czym wyciera swój pyszczek o nas, delikatnie nas szturcha noskiem, a my z uśmiechem na twarzy dajemy mu na to przyzwolenie, to dla konia oznacza, że w jego stadzie stoimy na bardzo niskim szczeblu. Taki koń w rzeczywistości nas nie szanuje i nie będzie chętnie podążał za naszymi sugestiami. Nie oznacza to również, że mamy zrezygnować z okazywania sympatii. Ważne jest jednak to, żebyśmy to my decydowali, kiedy, jak i ile czasu ma trwać okazywanie przez nas uczuć. Wspaniale by było, gdybyśmy robili to – zwłaszcza w trakcie szkolenia – jako wzmocnienie pozytywne po dobrze wykonanym ćwiczeniu.
  • To człowiek wyznacza przestrzeń, w którą koń nie może wkroczyć podczas prowadzenia lub gdy się czegoś wystraszy. Dzięki zbudowaniu szacunku budujemy również dla siebie strefę bezpieczeństwa. Nauczony tego koń nigdy nie nadepnie nam na nogę, nie skoczy na nas i będzie bardziej skupiony na tym, czego od niego oczekujemy. Wyznaczanie przestrzeni oznacza na przykład, że nie pozwalamy koniowi na wyprzedzanie osoby prowadzącej. Gdy się tak stanie, natychmiast należy konia wycofać ze strefy, w którą bez pozwolenia wkroczył. W praktyce oznacza to użycie minimalnej presji, na którą koń zareaguje wycofaniem się. Presja, czyli nasze działanie, musi być dostosowana do konia – jeśli prowadzimy konia bardzo wrażliwego, to wystarczy, że podniesiemy rękę, aby koń zrezygnował z wyprzedzenia nas.
    Zdarzają się również konie, które zdecydowanie wymagają od nas użycia większej energii. Musi to być związane z naszą pewną siebie, wyprostowaną postawą i energicznymi ruchami linką, na której prowadzony jest koń. Z początku trzeba się liczyć, że droga do celu może wyglądać tak, że będziemy iść jeden krok do przodu i dziesięć kroków do tyłu. Ważne, żeby prowadzić konia na luźnej lince, gdyż jej napięcie jest informacją dla konia, że czegoś się obawiamy. A człowiek obawiający się nie może być liderem i wtedy często koń przejmuje kontrolę nad sytuacją. Właściwe prowadzenie konia, który nas szanuje, ma olbrzymie zastosowanie u koni po kontuzjach, gdyż pozwala na bezpieczne prowadzanie stępem nawet konia pełnego energii.

Dominacja

Wypracowanie dominacji jest trudniejszą sprawą i wymaga wiedzy z zakresu zachowań koni w stadzie. W skrócie dominacja polega na panowaniu nad ruchami konia zarówno w ruchu, jak i w stój, czyli sprawieniu, że koń będzie podążał tam, gdzie chcemy, i w taki sposób, jak chcemy. Jednym z podstawowych i najczęściej stosowanych ćwiczeń jest podnoszenie nóg konia. W klasyce robi się to po to, aby wyczyścić kopyta, jednak nie zdajemy sobie sprawy, jak wspaniale można to ćwiczenie wzbogacić, stawiając nogę na jakimś przedmiocie. Pozwala nam to na swobodne operowanie nogami konia, co oznacza dla niego, że jesteśmy przewodnikiem stada. Dla weterynarza i kowala oznacza to natomiast znacznie łatwiejszą i bezpieczniejszą pracę.
Kolejnym wspaniałym ćwiczeniem jest „odangażowanie” zadu. Zad u konia jest „silnikiem napędowym”. Jeśli go odłączymy, zaczynamy panować nad ruchem konia. Ćwiczenie polega na prowokowaniu konia do wkroczenia zadnią nogą pod kłodę, jak na zdjęciu powyżej. Trzeba pamiętać, że presję wywieraną na zad konia zaczynamy od najdelikatniejszej sugestii, czyli myśli. Następnie patrzymy na słabiznę konia. Jeśli chcemy przeprowadzić odangażowanie zadu w prawo, to na początku kierujemy nos konia w lewo. Jeśli koń nadal nie reaguje, robimy krok w stronę zadu, jednocześnie delikatnie machając linką. Presja powinna narastać do momentu reakcji zwierzęcia. Z czasem wymagamy od konia coraz więcej – dokładnego i energicznego wykonania ćwiczenia. Efektem końcowym powinno być odangażowanie zadu zarówno z ziemi, jak i z konia tylko od naszego spojrzenia. W mniemaniu konia taka umiejętność stawia nas wyżej w hierarchii.
Nie chciałabym, abyście państwo myśleli, że „bawiąc się w natural”, przestaniecie jeździć konno, tylko będziecie musieli w kółko machać linką. Uważam jedynie, że konie w naturze nie stawiają przed sobą tyle zadań, ile im wyznaczamy. Aby czuły się bezpiecznie w środowisku, które dla nich stworzyliśmy, powinniśmy poświęcić odpowiednią ilość czasu na przystosowanie ich do takiego życia. Startując na koniu, któremu poświęciliśmy czas, sprawiamy, że mamy ufnego, chętnego do wyzwań i współpracy wierzchowca. Będzie on również starał się podążać za naszą najmniejszą sugestią, przez co jazda na takim koniu będzie czystą przyjemnością. Zainteresowanych takim podejściem odsyłam na stronę www.jnbt.pl.

Podsumowując – właśnie teraz, gdy wasz koń jest zdrowy, warto zastanowić się nad relacją, jaką z nim stworzyliście, gdyż od niej zależy jego poczucie bezpieczeństwa, a co za tym idzie bezpieczeństwo wasze, weterynarza, kowala i innych osób pracujących z waszym koniem.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse