Michał Wierusz-Kowalski, Redaktor Naczelny
Jak uczcić 12 dekad polskiej hodowli? Wszyscy zadawaliśmy sobie to pytanie w jubileuszowym dla PZHK roku. I trema rosła wraz z upływem dni przybliżających nas do grudniowej Cavaliady, kiedy zaplanowano szereg atrakcji mających uświetnić finał obchodów. Gwoździem programu był jednak bardzo trudny projekt – autorski spektakl 120 lat biało-czerwonych koni… – z uwagi na udział w nim 120 koni i po wielekroć więcej ludzi. Czy stanęliśmy na wysokości zadania?
Rozpoczęło się od świetlnej biało-czerwonej łuny. Symbolika nawiązywała do czasów, kiedy z piasku i wiatru stworzony został koń. Wspaniały arabski siwek puszczony luzem na arenie głównej, za którym wzrokiem wodziły tysiące zaintrygowanych oczu. Tak organizatorzy zaakcentowali piękno, sukcesy i renomę naszych koni czystej krwi, co po dzisiaj pozostaje bez precedensu.
Chwilę później powędrowaliśmy ku pługom, bronom, siewnikom. Przetoczyliśmy się po rodzimych polach i miedzach. Pojechaliśmy dugą, wozem drabiniastym i koszowym, wspaniałym wachlarzem chomątowych i dyszlowych pojazdów konnych. Do góralskiego fasiaka wrzuciliśmy cepy, grabie, kosy i inne narzędzia. Potem odwiedziliśmy typową wielkomiejską ulicę, przez którą przemknęliśmy zaprzęgiem krakowskim, landem, coupé, dorożką; zobaczyliśmy w akcji sikawkę, policmajstra, gazeciarza, pocztyliona oraz damy i dżentelmenów w siodle. Pokazaliśmy, jak się w dawnej Polsce jeździło na co dzień i od święta, do pracy, na chrzest czy ślub, w odwiedziny do sąsiadów. Lecz sielsko-miejskie radosne klimaty przerwała zawierucha…
Wojna! Tyle zbrojnych nieszczęść przetoczyło się przez Polskę. Koń jednak pozostał wiernym partnerem. Walczył u boku człowieka i wraz z nim często ginął. Chcieliśmy oddać mu cześć. Zatem kłusem na arenę wjechała kolumna – odział ułanów, wóz taborowy, kuchnia polowa, za nią armata i czterech dżygitów oraz CKM. Byli ranni, których na konnych noszach przetransportowaliśmy z pola boju w bezpieczne miejsce. Potem ułani wydajnym galopem szarżowali pozorniki oraz pokonywali przeszkodę ogniową. Ot, obrazy wojny, jakich konne formacje militarne doświadczały nagminnie.
Wreszcie nastała wiosna. Rozrzuciła po trybunach 120 białych i czerwonych kwiatów. Ukazała się widzom wizytówka polskiego sportu konnego – współczesne zaprzęgi pod wodzą medalistów mistrzostw kraju, Europy, świata, nasza chluba i duma. Efektownie otworzyliśmy blok teraźniejszego koniarstwa, którego wzruszającym rozwinięciem był orszak dzieci na kucykach – biało-czerwonych krasnoludków, demonstrujących wszystkie dyscypliny oraz inne formy użytkowania koni. Czwórka szetlandów w maratonówce wyprowadziła małych sportowców, którzy wykonali elementy ścieżki huculskiej, woltyżerki, ujeżdżenia, skoków i reiningu. A na końcu zbudowaliśmy gigantyczny tort urodzinowy. Pointą było pony party z setkami baloników i flag oraz Sto lat! na cześć PZHK.