Konie łódzkie w latach I wojny światowej

Aneta Stawiszyńska

Dramatyczne dla Łodzi lata I wojny światowej dotyczyły nie tylko ludzi, ale i zwierząt. Szczególną rolę w tym czasie odgrywały konie, które były nie tylko niezbędne z punktu widzenia funkcjonowania miasta, ale też niezwykle cenne z punktu widzenia władz okupacyjnych.

Niemal od samego początku wojny dokonywane były rekwizycje wierzchowców. W pierwszych tygodniach okupacji przymusowe wymiany koni dokonywane były zarówno przez przybywające do miasta wojska niemieckie, jak i rosyjskie. Za zabierane sprawne zwierzęta ich właściciele początkowo otrzymywali konie bardzo słabe i nienadające się do pracy jako zwierzęta pociągowe. Gubernator piotrkowski Michaił Jaczewski 5 września 1914 r. nakazał przeprowadzenie przymusowej rekwizycji koni i sprzętu należących do poddanych niemieckich i austriackich. Rekwizycja była przeprowadzona na cele wojenne, a więc odbywała się bez zapłaty. Nie wszystkie zarekwirowane konie były użyteczne z punktu widzenia wojskowych, dlatego po kilku dniach z inicjatywy policmajstra kpt. Czesankowa zorganizowano na placu Targowym (obecnie Dąbrowskiego) publiczną sprzedaż koni i ekwipunku.
W czasie gdy w mieście przebywały wojska rosyjskie, miejscowe dzienniki odnotowywały zainteresowanie najmłodszych końmi oddziałów kozackich. Dziennikarz „Rozwoju” zanotował:

Opieką wojaków syberyjskich cieszą się szczególnie dzieci. Na ulicy często można spotkać przejeżdżającego Kozaka w papasze w otoczeniu kliki jeźdźców niedorostków, używających przejażdżki na koniach kozackich.

Sytuacja w mieście się zmieniała. W październiku do miasta wkroczyły oddziały niemieckie. Ich dowódca 8 października 1914 r. polecił magistratowi dostarczenie do godz. 12 dnia następnego wszystkich koni przydatnych do jazdy wierzchem. Zwierzęta te miały być sprzedane z wolnej ręki na potrzeby wojska. Niektóre konie były też rekwirowane na potrzeby przebywających w tym czasie w mieście strzelców galicyjskich.
W pierwszych miesiącach wojny konie były niezbędne służbom dbającym o bezpieczeństwo mieszkańców. W październiku 1914 r. Centralny Komitet Milicji Obywatelskiej w związku ze zwiększającą się liczbą napadów na drogach utworzył specjalną milicję konną, która patrolowała szosę pabianicką i zgierską. W czasie trwania operacji łódzkiej niektóre organizacje, np. szpitale, starały się o uzyskanie glejtów dla swoich koni, które chroniły zwierzęta przed rekwizycjami, by móc np. dowozić żywność z okolic miasta. Ofiarami niszczycielskiego żywiołu wojny padały też miejskie wierzchowce. W grudniu 1914 r. „Gazeta Wieczorna” donosiła np. o zdechłym koniu leżącym przez dwa dni na ulicy.

6 grudnia 1914 r. – wkroczenie wojsk niemieckich do Łodzi źródło: www.fotopolska.eu
6 grudnia 1914 r. – wkroczenie wojsk niemieckich do Łodzi
źródło: www.fotopolska.eu

Wojska niemieckie, wkraczające do miasta i na teren przedmieść po wygranej bitwie, szukały miejsc na tymczasowe stajnie. Najbardziej rażącym wyborem było zajęcie kościoła pw. św. Stanisława na Widzewie, gdzie przez dwa dni trzymano 80 wojskowych wierzchowców. Księża z parafii podjęli interwencję u oficera dyżurnego, który odmówił wyprowadzenia zwierząt. Skutek odniosła dopiero interwencja u kapelana wojsk niemieckich, który nakazał wyprowadzić konie ze świątyni. Przez kolejne dwa miesiące we wnętrzu kościoła unosił się charakterystyczny zapach. W związku ze sprofanowaniem kościoła msze odbywały się przez jakiś czas w zakrystii. Wcześniej w podobny sposób wojska rosyjskie sprofanowały cmentarz żydowski, gdzie przez kilka tygodni stacjonowały wojska. Konie umieszczano m.in. w budynkach cmentarnych. Po zakończeniu operacji łódzkiej przez kilka tygodni trzeba było porządkować teren nekropolii.
Po zajęciu miasta 6 grudnia 1914 r. przez wojska niemieckie nadal prowadzono rekwizycje koni, rekwirowano też wszelkiego rodzaju wozy, resorki, bryczki i uprzęże. Jedno z pierwszych żądań Niemców dotyczyło dostarczenia paszy dla koni wojskowych, a 18 grudnia komendantura niemiecka zażądała utworzenia specjalnej Komisji do Wykonywania Rozporządzeń Komendantury. Jednym z jej zadań miało być dostarczanie podwód i koni, a na uchylających się właścicieli zwierząt nakładanie kar 100-rublowych lub innych przewidzianych przez prawo stanu wojennego. W połowie grudnia na mocy rozporządzenia komendanta miasta rozpoczęto spis koni, a 22 grudnia uruchomiono Sekcję Rekwizycji Koni przy CKMO. W jej skład wchodziło 18 członków oraz 15 milicjantów. Rekwizycjom nie podlegały konie Straży Ogniowej, Gazowni, Elektrowni, Rzeźni Miejskiej oraz zakładów pogrzebowych. Za podwody jednokonne płacono 1,5 rubla za dzień i 2 ruble w przypadku wozów dwukonnych, jeśli utrzymanie paszy i woźnicy opłacało wojsko. Jednak ludność nie chciała wydawać zwierząt, gdyż te później nie wracały. Rekwizycje często były dokonywane na ulicach.
W styczniu 1915 r. władze niemieckie zrobiły przegląd koni. Ostemplowano wtedy 400 par, które otrzymały glejty i blaszki Eigentum des Gouverments Lodz. Z liczby tej władze niemieckie stworzyły Fuhrpark. Z ostemplowanych koni wydzielono 38 par, które umieszczono w koszarach przy ul. Benedykta (obecnie 6 sierpnia) 86. Konie te były żywione na koszt CKMO. Największe rekwizycje miały miejsce w kwietniu 1915 r., kiedy przejęto 1500 koni z terenu Łodzi i Chojen. W maju ogłoszono nowy pobór koni na rzecz władz wojskowych. W jego wyniku 25 par koni wzięto do obozu, a 50 kolejnych par trzymano w rezerwie. W kwietniu 1916 r. odbył się kolejny skup koni dla wojska. Aby nie pozbawiać okolicznych gospodarzy wszystkich zwierząt, część z nich była zwalniana. Konie te miały wypalane specjalne znaki. We wrześniu 1917 r. z rozkazu niemieckiego gubernatora wojennego w Łodzi oraz miastach okolicznych, tj. Zgierzu, Aleksandrowie, Lutomiersku, Tuszynie, zorganizowano targi końskie. Właściciele koni powyżej 2 lat mieli obowiązek stawić się ze zwierzętami oraz świadectwami weterynaryjnymi – zwierzętom wypalano specjalne znaki. W przypadku niestawienia się właścicielom groziła kara konfiskaty zwierzęcia bez odszkodowania. W ostatnich dniach sierpnia 1917 r. odbył się też przegląd łódzkich koni na podwórzu fabryki Poznańskiego. Jednocześnie władze niemieckie zakazywały wywozu zwierząt z miasta.

Konie kawaleryjskie podczas I wojny światowej źródło: http://a-equus.rzeszow.pl
Konie kawaleryjskie podczas I wojny światowej
źródło: a-equus.rzeszow.pl

Konie były cenne dla władz okupacyjnych, dlatego surowo karano przypadki kradzieży i innych przestępstw mających na celu pozbawienie Niemców koni. Przykładowo w grudniu 1914 r. jednemu z mieszkańców miasta sąd wojenny wymierzył karę jednego miesiąca pozbawienia wolności za zarżnięcie konia wojskowego. W sierpniu 1917 r. władze niemieckie nakazały oszczędzanie koni. Zabronione było np. ich nadmierne obciążanie oraz surowe obchodzenie się ze zwierzętami.
Sprawami organizowania koni zajmowała się też podsekcja taborowa przy Sekcji Zaprowiantowania Miasta sprawującego tymczasową władzę w mieście Głównego Komitetu Obywatelskiego, jednak nie odnosiła sukcesów i nie udało się zabezpieczyć taboru przed rekwizycjami. Sekcja Zaprowiantowania Miasta najczęściej korzystała z koni dostarczanych przez własnych członków, a niekiedy żywność przewożono za pomocą siły ludzkiej. Dotkliwy brak koni odczuwali też pracujący społecznie lekarze, którzy musieli dojeżdżać do pacjentów na peryferie miasta. W połowie sierpnia 1914 r. GKO postanowił przekazać im konie należące do Straży Ogniowej, która także odczuwała poważny niedobór zwierząt. Zwrócono się do straży o wyznaczenie 6-7 zbytecznych koni na sprzedaż. Za uzyskane pieniądze straż miała zakupić pasze dla pozostałych zwierząt. Nie wiadomo jednak, gdzie konkretnie trafiły zakupione zwierzęta. Wedle szacunków na początku wojny Straż Ogniowa w wyniku rekwizycji straciła połowę z najlepszych zwierząt. Niekiedy otrzymywała w zamian inne, zwykle nienadające się do pracy. W październiku 1915 r. RM postanowiła przekazać straży sumę 2000 rubli na zakup pary koni. Zakup nowych zwierząt był konieczny, gdyż posiadane przez straż były zapewne w złej kondycji, o czym mogły świadczyć choćby wymieniane w sprawozdaniach choroby. Należy podkreślić, że w warunkach wojennych trudne było zorganizowanie pomocy weterynaryjnej dla wspomnianych zwierząt. W dokumentach z lat wojny podkreślano zły stan fizyczny zwierząt wynikający z ich niedożywienia.
Brak odpowiedniej liczby koni odczuwany był zwłaszcza w pierwszych tygodniach po bitwie łódzkiej. Poważnym problemem był też brak paszy. Zwierzęta pozostające w mieście zazwyczaj były karmione łupinami ziemniaków i marchwi. Tak złe pożywienie sprawiało, że były one praktycznie niezdolne do pracy. W prasie pojawiały się więc anonse okolicznych włościan oferujących przyjęcie koni wraz z utrzymaniem w zamian za możliwość używania ich do prac polowych. Cennym produktem była zwyczajna trawa. Jej zapas, np. z parków, był rozdzielany odgórnie. Przykładowo prawo do zbierania trawy z parku ks. Józefa przysługiwało Ochotniczej Straży Ogniowej. Z czasem pozwolono też zbierać tam trawę dla koni kamery dezynfekcyjnej. W maju 1916 r. wprowadzono zakaz pasienia koni owsem. Dozwolone było to jedynie w przypadku zwierząt rozpłodowych i ciężko pracujących. Specjalne pozwolenia wydawało Cesarsko-Niemieckie Prezydium Policji w Łodzi. Na przełomie 1916 i 1917 r. brak paszy był tak dotkliwy, że konieczna była – z rozkazu szefa administracji GGW – redukcja ilości koni i bydła. Od czasu do czasu pojawiały się nowe pomysły na żywienie koni. W listopadzie 1915 r. na łamach łódzkiej prasy reklamowano np. płatki kartoflane. Sprzedawca stwierdzał, że była to wyborna pasza dla koni i innego inwentarza, zastępująca w zupełności owies i otręby. W październiku 1917 r. zdecydowano o przejęciu składnicy paszy na rzecz miasta na mocy kontraktu z magistratem. Na początku stycznia 1918 r. zamknięto funkcjonującą wcześniej składnicę paszy wraz z jej 9 oddziałami. Odtąd sprzedażą paszy zajmował się WZM. Do stycznia 1918 r. kontyngent otrąb wynosił 1000 ctr miesięcznie, a od początku 1918 r. został podniesiony do 1500. Każdy właściciel konia musiał posiadać kontrolkę. Racje paszy były jednak niewystarczające. Na problem słabnięcia zwierząt zwracała uwagę np. Straż Ogniowa. Najgorszy stan fizyczny zwierząt strażacy notowali na przełomie 1917 i 1918 r.
Osobnym zagadnieniem był stan zdrowia zwierząt. Na początku 1915 r. notowano wiele przypadków nosacizny wśród miejscowych koni. Władze niemieckie nakładały na właścicieli chorych zwierząt obowiązek meldowania o przypadkach choroby. Zakazane było też używanie skór pochodzących od padłych zwierząt. W przypadku podejrzenia nosacizny chore konie były izolowane, a na ich stajniach wywieszano tabliczkę z napisem „Nosacizna u koni”. Obowiązkowa była też dezynfekcja stajni, w których wcześniej przebywały zakażone zwierzęta. Ogólne koszta walki z nosacizną władze miasta wyceniły na 4605,06 mk. W czasie wojny na terenie miasta znajdował się też tzw. zapas koni Landsturmu (nr 126), a także lazaret dla koni świerzbowatych nr 75. Obydwie placówki podlegały oddziałowi służb weterynaryjnych (Armeeveterinär). Na terenie Łodzi funkcjonował też około 1917 r. szpital weterynaryjny podległy Legionom Polskim.
Konie były niezbędne chociażby podczas zwózki drewna z wyrąbywanych lasów z okolic Łodzi, np. z Kraszewa, które to zwożono na plac dawnego Monopolu. Wobec braku koni i wozów w Karszewie, gdzie tamtejsi gospodarze żądali zbyt wysokich cen za zwózkę, Komitet Opałowy zmuszony był prosić sekcję rekwizycji koni o dostarczenie ich odpowiedniej ilości. Wobec powszechnego braku opału końmi dowożono węgiel z okolicznych miejscowości.
Konie miały też istotny wpływ na sytuację sanitarną Łodzi. Na początku 1915 r. narastały problemy związane z niewywożeniem fekaliów z miasta. Komitet Robót Publicznych w piśmie do GKO wysuwał ideę rekwirowania koni na potrzeby asenizacyjne, a z drugiej strony proponował wydawać specjalne glejty asenizatorom, by ci nie obawiali się przyjeżdżać do miasta w obawie przed utratą zwierząt. Postulowano też, by zapewniać asenizatorom paszę dla zwierząt. Od stycznia 1915 r. konie asenizatorów posiadały specjalne znaki. Specjalne legitymacje wydawał za pozwoleniem gubernatora CKMO. Sekcja asenizacyjna zwróciła się do redakcji miejscowych dzienników z prośbą o zamieszczenie stosownych informacji w celu przekonania asenizatorów do przyjazdu do miasta. W styczniu 1915 r. ta sama sekcja zwróciła się do CKMO z prośbą o wyznaczeniu do jej stałej dyspozycji 10 par koni do wywożenia śmieci z placów i gmachów zajętych przez wojska niemieckie. W lutym 1915 r. sekcja asenizacyjna obniżyła jednak stawki za konie i wozy używane przy pracach porządkowych. W styczniu 1915 r. władze niemieckie groziły nałożeniem na miasto kary finansowej w wysokości 1000 mk w związku z bałaganem na Zielonym Rynku. GKO argumentował, że uprzątnięcie terenu nie było możliwe ze względu na brak koni. Na brak zwierząt pociągowych nieustannie narzekała też sekcja brukarska odpowiedzialna za nawierzchnię łódzkich ulic.
Rekwizycje koni dokonywane przez oddziały wojskowe w latach I wojny światowej były prawdziwą plagą i zmorą nie tylko mieszkańców wsi, ale i okolicznych miast. Wiosną 1917 r. legioniści stacjonujący na terenie Retkini wypożyczali tamtejszym rolnikom swoje konie do prac rolnych. W związku z brakiem koni pociągowych bywały one zastępowane przez zaprzęgi ludzkie. Niekiedy wozy były ciągnięte przez kilkunastu ludzi, zwykle miejscowych bezrobotnych. Do podobnych celów używano też krów.
Istotnym tematem była też kwestia nawozu końskiego. W lutym 1915 r. zadecydowano, by go odpowiednio zagospodarować. Ten ze stajni przy Banku Państwa, a także z remizy był przekazywany do nawożenia parku Staszica, natomiast tzw. ciepły nawóz przewożono do parku przy ul. Pańskiej (obecnie park Poniatowskiego). Nawóz z terenu koszar przy ul. Leszno zakopywano w dołach na placu sąsiednim. Po kilku miesiącach miał być spożytkowany do użyźniania gleby w miejskich parkach. Nawóz z placów miejskich zwożony był do parku Źródliska i Mikołajewskiego Ogrodu Miejskiego (obecnie park Sienkiewicza). Nawóz koński był na tyle cenny, że częste były przypadki, kiedy żołnierze niemieccy sami go sprzedawali, pozostawiając do dyspozycji władz jedynie zmiotki.
Warto też wspomnieć o miejscowych miłośnikach zawodów hipicznych. Pierwsze miesiące okupacji przyniosły dewastację obiektu wyścigów konnych w podłódzkiej Rudzie Pabianickiej co spowodowało trwającą aż do 1926 r. przerwę w organizowaniu gonitw i pokazów hipicznych. W połowie października 1914 r. na terenie wyścigów zorganizowano magazyny wojskowe i zapędzono duże ilości bydła, które miało zapewnić zaprowiantowanie wojsk niemieckich.
Niewątpliwie w tragicznych latach I wojny światowej jednymi z cichych bohaterów niosących pomoc ludności były właśnie konie. Ich obecność decydowała o możności funkcjonowania niemal wszystkich płaszczyzn życia miasta. Zwierzęta tak jak ludzie cierpiały z głodu zimna czy nadmiernej pracy.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse