Maciej Kania
Zmiany w szkolnictwie zawodowym
Głos w dyskusji na temat poprawy jakości szkolnictwa zawodowego oraz wykorzystania środków unijnych przez szkoły, PZJ i PZHK w celu poprawy jakości kształcenia na kierunku technik hodowca koni.
Szkół i kierunków kształcenia zawodowego w Polsce są tysiące (w samym woj. mazowieckim znalazłem 346 placówek), a z tego powiedzmy dwa proc. to szkoły rolnicze, z których średnio co piąta próbuje co jakiś czas uruchomić kierunek technik hodowca koni, z różnym skutkiem. Ile z tych szkół posiada jakąś infrastrukturę lub chociaż dostęp do niej? Ile z nich zatrudnia specjalistów z prawdziwego zdarzenia?
A przecież potrzebujemy fachowców – właściciele ośrodków jeździeckich wiedzą, jak trudno znaleźć specjalistów. Czy wszyscy są w stanie takim specjalistom odpowiednio zapłacić? To już odrębny temat – chociaż niektórzy deklarują, że tak! Kogo jednak właściciele lub zarządcy ośrodków uważają za specjalistę? Próbowaliśmy znaleźć odpowiedź na pytanie o idealny profil absolwenta. Okazało się to relatywnie trudne…
Po pierwsze dotąd szkolnictwo zawodowe w zasadzie nie istniało, więc brak nam prawdziwych doświadczeń i przemyśleń. Musimy poczekać na pierwszych absolwentów zdobywających kwalifikacje po reformie szkolnictwa zawodowego (od września 2012), monitorować zmiany, starać się wprowadzać ulepszenia i po kilku latach zapewne dopiero będziemy przygotowani na formułowanie wartościowych wniosków. Po drugie każdy ośrodek ma inne potrzeby. Wydaje się jednak, przynajmniej na razie, że brakuje wykwalifikowanych pracowników stajennych i osób potrafiących przygotować konia, wychować go od samego początku, stworzyć z niego „gotowy produkt”.
Czy istniejące w Polsce szkolnictwo zawodowe oferuje możliwość zdobycia kwalifikacji spełniających te, tradycyjnie już nazbyt wygórowane, wymagania pracodawców? A jaki pomysł na szkolnictwo dla przemysłu konnego mieli twórcy obecnego lub poprzedniego tzw. minimum programowego? Mam nieodparte wrażenie, choć naturalnie mogę być w błędzie, że większość tego typu dokumentów tworzonych dla naszej branży uwzględnia cele znacznie szersze niż tworzenie wykwalifikowanych kadr.
Od roku pracujemy w zmienionych realiach funkcjonowania szkolnictwa zawodowego. Zmiany wydają się pozytywne. Technika hodowcę koni dotykają one jednak przede wszystkim w takim sensie, że dzisiaj większą swobodę kształtowania programu pozostawiono dyrektorom placówek oświatowych, którzy jeśli tylko otrzymają fundusze, mają prawo zatrudniać lepszych specjalistów i oferować uczniom zajęcia z koniem. Dawniej (dobrze, że to już przeszłość), przed reformą, liczba godzin pracy z koniem na ucznia wynosiła 21 w ciągu czterech lat! – tak, tak, uczeń na kierunku technik hodowca koni jeszcze przed dwoma laty niemal nie oglądał konia! Dziś mówimy już o 50 godzinach i formalnie otwartej drodze do nawet 200 lub 300 godzin zajęć, jeśli szkoła ma pomysł na ich realizację i finansowanie. Pozytywnym zmianom trzeba przyklasnąć, należy jednak zachęcać Ministerstwo Edukacji Narodowej i podległe mu instytucje do dalszej wytężonej pracy, wprowadzania standardów i współpracy z pracodawcami lub instytucjami ich reprezentującymi.
Pytać, pytać i jeszcze raz pytać…
Obserwuję, że powoli kolejne instytucje zaczynają zauważać korzyści płynące z tzw. konsultacji społecznych – uważam, że choć powoli, to jednak następują zmiany w sposobie prowadzenia dialogu na linii instytucje państwowe – obywatel. Może warto, żeby częściej do konsultacji zewnętrznych uciekały się także osoby decydujące w Polsce o kształcie edukacji, a wywodzące się najczęściej ze środowiska nauczycielskiego – w tym obszarze wydaje się niezbędne jakieś spektakularne przełamanie barier.
Jako dziecko rodziny nauczycielskiej od kilku pokoleń(!) staram się rozumieć to środowisko i doceniam trud nauczycieli (zresztą w kwestiach systemowych niewiele zależy od pojedynczych nauczycieli, a co gorsza, ci z nich, którzy najbardziej się starają, czują się najbardziej dotknięci krytyką). Z drugiej jednak strony, mając doświadczenia z edukacją na Zachodzie, czasami czuję się zmuszony do przypomnienia, że od 25 lat w naszym kraju rządzi wolny rynek i to on ostatecznie decyduje o ocenie jakości procesu kształcenia. Nawet najlepszy absolwent nie znajdzie pracy, jeśli pracodawca stwierdzi, że delikwent nie potrafi tego, co potrafić powinien.
Gdy rozmawiałem na temat szkolnictwa zawodowego z przedstawicielami publicznych zawodowych szkół o profilu jeździeckim z kilku krajów Europy Zachodniej, dowiedziałem się, że 50–70 proc. ich absolwentów znajduje pracę w zawodzie. U nas wciąż nikt nie bada zjawiska i tak naprawdę nie wiemy, a przynajmniej nie mamy na to twardych danych, jaki jest los absolwentów. Może należałoby zadać sobie pytanie, czemu służy edukacja. Czy na pewno tylko dystrybucji dyplomów i sprawdzaniu poziomu inteligencji w korelacji z pracowitością? Przesłaniem systemu edukacji (szczególnie zawodowej) powinno być przygotowanie ucznia do wykonywania określonego rodzaju pracy, a nie jedynie sprawdzanie jego umiejętności przetrwania, bo to drugie może zweryfikować również sam rynek (zapewne znacznie efektywniej).
My zadaliśmy to pytanie
Zajmując się zagadnieniem szkolnictwa dla przemysłu konnego – branży jeździeckiej, czuliśmy się zobligowani zadać sobie trud i zbadać sytuację chociaż wokół Warszawy. Zadanie nie było z gatunku niewykonalnych – dwie koleżanki przygotowały pytania i przeprowadziły telefoniczne rozmowy z właścicielami 18 okolicznych ośrodków jeździeckich. Zgodnie z odpowiedziami respondentów przebadane ośrodki zatrudniały wówczas 151 osób, z czego dwie były absolwentami kierunkowych szkół zawodowych.
Chciałbym zatem zadać pytanie – po co w ogóle w Polsce istnieją szkoły? Może powinny się dzielić na „przysposabiające do jakiejś pracy” i „przysposabiające do jakichś studiów”, skoro z samego założenia niewiele osób pracuje w swoim wyuczonym zawodzie. Gwarantuję szanownym czytelnikom, że nie musimy się na to godzić, tak nie musi być, i nie wszędzie w Europie tak to wygląda!
Trzeba dalszych zmian
Dzisiaj technik hodowca koni, jedyny kierunek szkolnictwa zawodowego dotykający tematyki końskiej, jest kierunkiem rolniczym. Jego głównym zadaniem, stojącym u podstaw, jest przygotowanie absolwentów do bycia rolnikami – dzięki ukończeniu takiej szkoły będą mogli brać dopłaty z Unii Europejskiej i zapisać się do KRUS. Na szczęście pojedyncze szkoły i ich oddani sprawie dyrektorzy i nauczyciele dokładają starań, by uczniowie wynieśli jak najwięcej wiedzy i umiejętności (niektóre szkoły, jak np. w Piasecznie czy Golądkowie k. Pułtuska, wykorzystują do tego środki unijne; innych nie wspominam z uwagi na brak wiedzy w zakresie wykorzystywania przez nie funduszy unijnych). Brakuje jednak wciąż rozwiązań systemowych wymuszających stosowanie standardów. Zmiany wymagają założenia bazowe.
W mojej ocenie jazda konna i praca z koniem powinna stanowić absolutną większość programu nauczania – uczeń powinien niemal codziennie przebywać w stajni, w terenie, w hali… Za naszą zachodnią granicą, jak i po drugiej stronie Bałtyku, 100–150 godzin rocznie samej jazdy (czyli 3–5 godz. tygodniowo) to standard i zarazem minimum (w Finlandii w takich szkołach uczniowie uczą się w trybie 11-miesięcznym, bo oni są w dużej mierze odpowiedzialni za opiekę nad szkolnymi końmi).
Remedium?
W mojej ocenie przemodelowania wymaga cały system i świadomość, co zwykle jest najtrudniejsze. Należy doprowadzić do stałego (całościowo zorganizowanego) dialogu między instytucjami oświaty a pracodawcami. To, czy pośrednikiem w tym dialogu będzie PZJ, PZHK czy inne ciało, jest na tym etapie dyskusji sprawą drugorzędną, choć wydaje się, że PZJ i PZHK najlepiej się do tego nadają i wyrażają ku temu chęć i przygotowanie.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że obie organizacje wspólnie realizują projekt unijny, którego celem jest właśnie wypracowanie nowego modelu kształcenia na kierunku technik hodowca koni, co nie jest zadaniem łatwym, szczególnie biorąc pod uwagę istotny w tym zagadnieniu aspekt finansowy, a nawet częściowo polityczny. Jednak ogromna praca została już wykonana i wszyscy mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości przyniesie wymierne efekty.
Może kierunek technik hodowca koni powinien być podzielony na specjalności – np. hodowlaną i ujeżdżeniową, czyli sportową? A może powinniśmy pójść jeszcze dalej i stworzyć nowy kierunek – technika jeździectwa?
Niestety Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nie zgadza się na nowe kierunki i zawody – jednym z argumentów jest posiadanie własnej komisji eksperckiej (jeśli zasiadają w niej eksperci przemysłu konnego, a wg słów przedstawicieli MPiPS tak jest, to wydaje się, że ktoś z nas powinien znać choćby jednego z nich – czy ktoś z szanownych czytelników poznał kiedyś taką osobę lub słyszał o niej?). Może otwórzmy dyskusję na temat reformującego się szkolnictwa zawodowego w Polsce, bo problem nie dotyczy tylko THK, a druga okazja do wprowadzenia faktycznych zmian może się szybko nie pojawić…