Jan Skoczylas
Jeździectwo to sztuka wizualna. Czemu zaprzeczy większość jeźdźców. Bo jak to? Przecież wszystko polega na wyczuciu, zmyśle dotyku, równowagi i kinestezji. Z punktu widzenia wykonawcy to prawda. Ale z punktu widzenia odbiorcy?
Ujeżdżenie to taniec, skoki to show jumping, WKKW – najbardziej widowiskowa dyscyplina… Z jeździectwem jest podobnie jak z tańcem, łyżwiarstwem figurowym, żonglerką, gimnastyką. Dla wykonawcy, prezentera umiejętności – kwestia czucia, koordynacji, refleksu. Dla każdego widza (także trenera, sędziego, komisarza) to kwestia tego, co się widzi. Nie da się być „słuchaczem” jeździectwa.
Wielu z nas uczestniczyło w konfliktach: trener mówi „widzę to tak”, a jeździec „czuję inaczej”. Kto ma rację? Trener. Bo ostateczny wynik będzie należał do osądu wizualnego. Niby to oczywiste, ale mało kto wyciąga z tego wnioski.
Co się nie dojedzie, to się dowygląda
Ujeżdżenie. Dyscyplina, wydawałoby się, wyłącznie do podziwiania. Jak często można usłyszeć: „Ale on (koń) naprawdę cudnie mi chodził! Dlaczego nas tak kiepsko ocenili?”. Ano, proszę państwa, o dobry odbiór wizualny warto starannie zadbać.
Zasady prezentacji na czworobokach wcale nie są trudne, mimo to wydają się niezgłębioną sztuką (patrząc na wiele występów). Jakby ten występ, prezentacja, pokaz umiejętności był w ogóle nieistotny. Jeźdźcy zdają się nie rozumieć, że np. dokładny rysunek, wykonywanie elementów dokładnie w punkcie, symetria – są bardzo ważne dla odbioru. Co zabawne, zapominają o tym sędziowie. Jasne, efektowność chodów konia też jest bardzo ważna. To jest sprawiedliwe, należy do oceny „optycznej”. Ale każdego konia, bardziej lub mniej efektownego, można pokazać lepiej lub gorzej. Przy niewielkim wysiłku można pokazać lepiej.
Sędzia zaczyna oceniać konia przy wjeździe na czworobok. Pierwsze wrażenie jest ważne dla ludzkiej percepcji. Dlatego warto dołożyć starań, żeby je wywrzeć. Żeby wjazd, zatrzymanie, ukłon – były naprawdę efektowne. Ocena za wjazd często, nawet nieświadomie, ustawia poziom późniejszych ocen, czy zasadniczo będzie to 6 czy 6,5, czy 7… Wjazd i ukłon można wyćwiczyć. Można też opracować taki sposób rozprężenia konia, aby ten był możliwie najbardziej porywający ruchem. Występ na czworoboku trzeba starannie przygotować. Treningami, ćwiczeniem danego czworoboku, wizualnym dopieszczeniem konia, rozprężeniem, objazdem czworoboku, doskonałym wjazdem. Niektóre z tych zabiegów wydają się łatwe (i lubiane). Na przykład jak odpowiednimi koreczkami poprawić proporcje szyi, jakiego użyć środka nadającego połysk… Tego nie wolno lekceważyć! To należy do oceny wizualnej. I każdy ma prawo np. wykorzystywać zjawisko złudzeń optycznych, zarówno w wyglądzie samego konia, jak i w prezentacji na czworoboku.
Nieoceniona Wanda Wąsowska spopularyzowała (pewnie jej autorstwa) powiedzenie: „Co się nie dojedzie, to się dowygląda”. To żadna kpina. To święta prawda. Wszystko lśniące, zadbane, dobrane, skomponowane, proporcjonalne (nieciekawie np. wygląda kuc w ogromnym czapraku, a olbrzym w lichej szmatce). Piękne koreczki (korygujące kształt szyi), zadbany ogon, kopyta czyste i z połyskiem. Nieskazitelnie elegancki, wytworny jeździec. Wytrawne połączenia kolorów. To wszystko rzutuje na obraz pary, która ma się zaprezentować… jak najładniej. Tu trzeba się na chwilę zatrzymać. Przepisy ujeżdżenia się zmieniły i już możemy występować w innym „wystroju” niż odwieczne granat i czerń. Co to może być? Praktycznie każdy ciemny(!) kolor może być kolorem fraka, np. ciemne czerwone wino czy głęboki szmaragd. Nie pomarańczowy, ale rdzawy już tak. A można wystąpić o pozwolenie na inny kolor niż ujęty w oficjalnym zakresie stożka barw (pow. 32% V). Kolorowi fraka mogą odpowiadać: kask/cylinder, oficerki, rękawiczki, plastron. Bryczesy białe lub kremowe. Jeśli wspomniany ekwipunek nie jest w kolorze fraka, to oficerki/kask mogą być czarne, a plastron i rękawiczki białe lub kremowe. Ale raczej nikt się nie przyczepi o plastron lekko błękitny, szczególnie gdy błękitny połysk będzie i na czapraku. Natomiast zestawienie brązowych butów i czarnego/granatowego fraka nie jest zgodne z przepisami. Interesujące, że kolor czapraka nie jest objęty przepisami, może być dowolny. Ale to kwestia tradycji, że jeździmy w białym lub kremowym. Tradycyjnie też rękawiczki są jasne (w ujeżdżeniu, bo w WKKW mogą być dowolnego koloru). Tradycyjnie też przyjmuje się, że munsztuk wiąże się z długim frakiem, a wędzidło z krótką marynarką czy fraczkiem.
Bez pośpiechu
Wracam do początku występu. Nigdy nie wolno na czworobok wjeżdżać w pośpiechu, koniem nieprzygotowanym, który właśnie się zbuntował czy usztywnił, który nie zdążył się rozwinąć jak kwiat… Sygnał dzwonka nie woła natychmiast. A to, że każdy dresażysta powinien umieć swojego konia błyskawicznie przywrócić do stanu minimum optymalnego, to nie podlega dyskusji, prawda? Nie wszyscy jeźdźcy wykorzystują czas objazdu czworoboku, często dosyć długi. Później jest płacz, że „spłoszył mi się, bo głośnik, bo kwiatki…”.
Kiedyś byłem świadkiem takiej sceny, akurat na WKKW (czworobok **, już cylinder, munsztuk). Koń zawodnika, nie z Polski, wystraszył się ryknięcia głośników i skutecznie zbuntował. Jeździec względnie dał sobie radę, ale zrezygnował ze startu! Zrezygnował z całych międzynarodowych zawodów. Wolał to, niż wjechać koniem zupełnie sztywnym i walczącym. Nie wiem, czy dostał pozwolenie na powtórny start, niewykluczone, bo jednak zawinił organizator, ale w momencie podejmowania decyzji zawodnik nie mógł wiedzieć, jak podejdą do tego osoby oficjalne. Zrezygnował, żeby nie wypaść słabo na czworoboku. Nie chodzi o to, żeby poddawać się od razu, ale o to, żeby nie prezentować konia w stanie oporu, sztywności czy nadmiernego pobudzenia. Akurat przy czworoboku podejście „miejmy to już za sobą” nie jest dobrym pomysłem (o ile kiedykolwiek jest).
Wjazd, a zatem linia środkowa. Nawet jeszcze krzywego konia można nauczyć, żeby szedł po linii, a nie zygzakiem. Tylko trzeba od czasu do czasu jeździć nie przy ścianie! Jeśli każdy trening czy nawet spacer będzie wyglądał tak, że jedziemy równo, gdzie nas wzrok prowadzi, że cała trasa i wszystkie ćwiczenia są starannie zaplanowane i wykonane przynajmniej tak do 0,5 m od założonej trasy, to okazji do ćwiczeń jest tak wiele, że furda czworobok. Wszyscy pamiętamy, że sportowy wierzchowiec porusza się wyłącznie po łukach/kołach (spiralę też można wykreślić z fragmentów kół) i prostych? Nie porusza się po dziwnych elipsach zwanych jajem czy gruszką ani żadnych liniach niegeometrycznych (pływam to tu, to tam, jak pijany żeglarz). Dla tak szkolnego konia trasa na czworoboku nie jest problemem. Żadna linia środkowa, żadna przekątna, żaden narożnik.
Narożnik. Słynny „zjadający konie” narożnik. O co w tym chodzi, że tyle koni boi się narożników? Zaryzykuję twierdzenie, że wcale się nie boją. Buntują się, bo kiedyś w narożnikach żądano od nich za dużo. Żądano wygięcia, do którego jeszcze koń nie dorósł. Jak zatem przyzwyczaić konia do narożników? Ani na początku szkolenia konia, ani na początku żadnej jednostki treningowej nie wyjeżdżać narożników! To znaczy wyjeżdżać, ale wystarczająco łagodnym łukiem. Dla młodego konia właściwy łuk to koło o średnicy 20 m, czyli na przeciętnym palcu/hali/czworoboku żadnego narożnika nie będzie! Młody koń zazwyczaj albo nie chce zbliżać się do ściany, albo się do niej klei. Częściej to pierwsze. I trzeba na to z początku pozwolić. Od razu tak zaplanować trasę i potem, w miarę wzrastającego rozluźnienia (Pamiętamy? Stały rytm/tempo, wolniejsze lub szybsze niż sam koń chce, zależnie czy się ociąga, czy jest „do przodu”, miękko, ale nieustępliwie w łydkach, częste zmiany kierunku, lekkie ustępowania zadu „uczące” poddawać zad woli jeźdźca i iść śladem przodu) stopniowo zbliżać się do ścian. Przy klejeniu się do ściany tak samo, tylko odwrotnie. Na samym początku przy ścianie (na końcu od razu zataczać łagodny łuk/półkole), w miarę rozluźnienia coraz dalej: pół metra, metr, na drugim śladzie. Drugi ślad to taka odległość od bandy, żeby dwa konie mogły się blisko minąć. Nie zapominajmy o drugim śladzie. Praca na nim wiele daje. Nie zapominajmy też (tu apel do sędziów i trenerów) o właściwych dla danej klasy konkursu, stopnia przygotowania konia promieniach łuku w narożnikach. Przypomnę (przepisy dyscypliny ujeżdżenia): dla klasy L – 5 m, dla P – 4 m, dla C i wyżej – 3 m, kontrgalop, kłus i galop pośredni – 5 m. Nie, większe wygięcie to nie jest „lepiej”. Żądanie większego wygięcia prowadzi do buntów konia, bo koń swoją elastyczność boczną zwiększa stopniowo.
Elastyczność boczna jest też mała na początku jednostki treningowej, dlatego nie należy od razu „wpychać w narożniki”, bo szykujemy sobie zupełnie zbędne kłopoty. Każda rozwijająca praca z koniem odbywa się między dwoma biegunami: chęć konia, przyzwyczajenie do znanego – i zwiększanie możliwości, umiejętności, wywołujące lekką niechęć, opór, bo nieznane. Żeby koń rozwinął się wierzchowo, musi wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasza w tym głowa, żeby robić to planowo, sprytnie i subtelnie (i nagradzać za trud). Nigdy nie żądając takiego opuszczenia strefy komfortu, które wywoła jawny bunt. Co innego, gdy koń „postanowił się uwstecznić” i/lub „testuje” jeźdźca. Gdy coś doskonale zna, a nagle NIE. Jeśli nie ma ku temu powodów fizycznych (co do np. hormonalnych, to każdy musi sam zająć stanowisko), a są zaskakująco często, to bunt konia należy ukrócić. Najlepiej równie sprytnie jak przy nauce nowości. Omawiany styl treningu odda nam nieocenione usługi, gdy dojdzie do prezentacji konia. Czy na czworoboku, czy parkurze, czy krosie.
Te koszmarne literki
Dalsza prezentacja na czworoboku w skrócie sprowadza się do tego: pamiętaj, co i gdzie masz zrobić, i patrz, dokąd jedziesz. No właśnie, dokąd? Wokół czworoboku stoją „te koszmarne literki”. Co to znaczy, wykonać coś „w literze”? Zasadniczo obszar punktu „litery” obejmuje miejsce od łopatki konia do pleców jeźdźca. Przy czym sędziowie preferują wykonanie wcześniejsze niż spóźnione – warto o tym pamiętać. Najlepiej oceniane są te wykonania, w których punktem jest pierś jeźdźca, ale jeszcze dochodzi czas reakcji konia, nawet najsubtelniejszego, więc celujmy raczej miejscem, gdzie trzymamy ręce. Powyższa zasada nie dotyczy wyjazdu z przekątnych. Tu za punkt litery przyjmuje się miejsce, w którym pysk konia osiąga ślad przy literze. Mało kto wie, że przy przekątnych w kłusie anglezowanym jest to właściwy punkt do zmiany nogi. Nie na początku przekątnej, nie w środku, ale właśnie na końcu. Wtedy mamy najmniejszy kłopot z zaburzeniem koniowi rytmu i równowagi.
Spore kłopoty na czworobokach wynikają przy okazji serpentyn. Trzeba sobie dokładnie przyswoić, jak wygląda serpentyna (rysunki są w przepisach), i gdy trzeba – dokładnie wyliczyć punkty początku, środka i końca łuku. Oraz, kierując się z jednej długiej ściany na drugą, mieć przy przekraczaniu linii środkowej konia ustawionego dokładnie prostopadle do długich ścian, także odpowiednio wcześniej i później (zależy do ilości łuków serpentyny). Przygotowując wykonanie czworoboku, warto wydrukować sobie schemat, uzbroić się w cyrkiel i linijkę i cały program narysować, zwracając uwagę na miejsca, gdzie łuk przechodzi w prostą. Daje to dobrą orientację, gdzie dokładnie musimy zmienić boczne wygięcie konia na wyprostowanie.
Gdy mowa o wygięciu, trzeba pomyśleć o kołach i woltach. Z którymi nie powinno być żadnego problemu, o ile koń jest już na tyle elastyczny, żeby przyjąć wygięcie zgodne z żądanym łukiem. Wtedy nadajemy wygięcie i… jedziemy do przodu, prowadząc wzrokiem po „godzinie III, VI, IX, XII”. Odpowiednio wygięty koń, idący równym rytmem, będzie zataczał równe koło dopóki… czegoś nie zmienimy. Tu wielu jeźdźców zapomina, że opuszczając łuk, trzeba konia konkretnie wyprostować. Chyba że wykorzystujemy wygięcie np. do zaczęcia łopatką do wewnątrz, ciągu, kłusa/galopu pośredniego/wyciągniętego… Wtedy moment wyprostowania/zmiany stopnia wygięcia trzeba starannie przemyśleć, sprawdzić w praktyce, bo to często zależy od preferencji danego konia. Kiedy to robimy i w jaki dokładnie sposób. Na przykład czy korzystna będzie zmiana przez „łopatką do przodu” czy nie.
Na czworoboku wykonujemy wiele półparad. Powinny być widoczne jedynie w postaci zwiększonej ekspresji ruchu po półparadzie. Samo wykonanie powinno być niewidoczne. Wszelkie przejścia prostej w łuk i odwrotnie są dobrym miejscem na wykonanie półparady, ale można je wykonywać i na prostej, i na łuku/kole, ilekroć są potrzebne. Pamiętając, że ew. zaburzenie rytmu i taktu chodu wywiera złe wrażenie. No właśnie, czy na pewno? Bo oto na czworobokach można zaobserwować dziwne zjawisko: w pogoni za zjawiskową ekspresją ruchów pary niezwykle często gubią rytm i czysty takt chodów, a jednak są zaskakująco dobrze oceniane. Tymczasem obraz konia idącego galopem na… 5, w tempie stępa, wcale nie jest estetyczny. Taki koń wygląda jak „kulawy w pień, kulawy na 4”. Ale to chyba problem szkoleń sędziowskich, przynajmniej w Polsce, bo na czworobokach międzynarodowych nie jest specjalnie widoczny. Choć dostrzegany w licznych dyskusjach stosownych gremiów. Z wolna pojawia się nacisk, że koń ujeżdżeniowy po pierwsze powinien mieć czyste chody, że konie chodzące nieczysto (gubiące takt chodu) nie mogą być wysoko oceniane.
To oczywiste, że sędziowie będą różnili się preferencjami. Dla jednego będzie ważniejsza płynność, dla drugiego ekspresja (te dwie czasem stoją w opozycji, jedna odbywa się kosztem drugiego), trzeci będzie największą wagę przykładał do poprawnej sylwetki, czwarty właśnie do czystości chodów i przejść, prawie każdy do rysunku trasy i figur. Wiedzę, kto jak co ocenia, zyskuje się – startując. I można dostosować prezentację nie tylko do tego, kto akurat sędziuje, ale też – w którym miejscu siedzi. Miejsce, z którego ocenia sędzia, jest niezwykle istotne. Zaczynając od prostych tricków, typu: musimy naprawdę mocno użyć łydki – nie róbmy tego tuż przy sędzi i od jego strony, kończąc na wielu subtelnościach, ze świadomością, co też dany sędzia może widzieć.
Mistrzowie ujeżdżenia na czworoboku nie zajmują się tym, żeby „wykonać, dać radę zrobić”, ani nawet tym, żeby „koń się ruszał”, tylko precyzyjną realizacją przyjętej taktyki prezentacji. Taktyki, nie strategii, bo strategię opracowuje się wcześniej, a taktyka to realizacja założeń na bieżąco, z poprawką na aktualną sytuację. Strategia jest bardzo ważna przy opracowaniu programów dowolnych. Trzeba pokazać wszystkie mocne strony konia, a ukryć słabsze. Skomponować cały spektakl ruchowy, dobrze rozkładając akcenty efektowności (kiedy ten wspaniały kłus wyciągnięty, żeby wrażenie było największe?). Muzyką całość ozdobić (a nie oszpecić). Jeśli z wykonaniem cennego elementu są problemy – przewidzieć moment, w którym będzie można coś powtórzyć. Zaplanować np. możliwość pojechania mniejszego lub większego koła, dłuższej czy krótszej przekątnej, gdy grozi „rozjechanie się z muzyką”.
Jak na pewno nie można układać kürów? Nie można tak: spojrzeć w net, zobaczyć „o, ten jest fajny”, i skopiować. Bo jeśli naprawdę podoba nam się czyjś program dowolny, to oznacza, że został starannie dobrany do danego konia. Z uwzględnieniem, jego wielkości, rasy, sylwetki, rytmu i stylu chodów, proporcji płynności i ekspresji. Oraz umiejętności pary. Co zrobić, gdy kür potrzebny „na cito”? Najprościej: można wybrać program obowiązkowy i raz dwa wyszukać w sieci muzykę o stosownej długości i dobranej żywości. Żywości dobranej do konia, bo jeśli chodzi o chody, to „ujdzie” każdy takt na 4 do każdego chodu i elementu!
Zdaję sobie sprawę, że fachowcy wszystko to wiedzą (i dużo więcej), ale jest wielu instruktorów i trenerów, którzy nieco… boją się ujeżdżenia jako dyscypliny, niewiele o niej wiedząc i uważając za dość hermetyczną. A przecież na czworoboku może wystąpić każdy jeździec i każdy koń! Taki występ, nawet jednorazowy, może być z pożytkiem dla przyszłej kariery w innej dyscyplinie, nawet gdy nie będzie szalenie udany. Ujeżdżenie jako dyscyplina ma w sobie coś bardzo pozytywnego – zawsze jest właśnie… pozytywne. Zawsze można znaleźć coś, co nas podniesie na duchu. „O! Udało mi się ukończyć czworobok! A nie sądziłem…” – to też już coś pozytywnego. Następny start już na pewno będzie zawierał element, który choć u jednego sędziego zostanie oceniony lepiej. Nie zapominajmy też, że od ośmiu lat każdy młody zawodnik zdaje egzaminy na odznaki, czyli każdy choć raz występował na czworoboku. Przygotowanie do odznak to ważne zadanie instruktora i każdy instruktor powinien „zaczerpnąć ducha ujeżdżenia”, odrobinę zorientować się w praktycznych zasadach dyscypliny, nawet gdy jest zagorzałym skoczkiem i nigdy nie był „między białymi płotkami”.
Jeśli po prostu chcemy sprawdzić się na czworoboku, to pamiętajmy, że w zawodach regionalnych można startować: w krótkiej marynarce, we wszechstronnym siodle, na wędzidle (także w klasie CC), bez ostróg, z batem (chyba że to mistrzostwa). Jak jest na ZO i CDI, to uczestnicy raczej wiedzą (choć mogą nie wiedzieć jednego – że zgodnie z obecnymi przepisami zawodnik decydujący na się na cylinder/melonik ma do niego prawo wyłącznie w drodze ze stajni, na rozprężalni przed konkursem, objeżdżając czworobok i na czworoboku, w pozostałych sytuacjach dosiadania konia obowiązuje go zapinany atestowany kask).
Czy w innych dyscyplinach prezentacja jest nieistotna? Jest bardzo istotna. Z każdym dniem bardziej. „Jak cię widzą, tak cię piszą” nie oznacza tylko ocen sędziowskich na czworobokach ujeżdżenia i WKKW (tu dziś czworobok decyduje właściwie o ostatecznym sukcesie albo klęsce) ani ocen przy sędziowaniu na styl w skokach i na krosach. Żyjemy w czasach, gdy coraz ważniejszy staje się wizerunek. PR. Media społecznościowe i strony WWW. Promocja własnych osiągnięć. Brzydko jeżdżącemu i brzydko prezentującemu się skoczkowi będzie dużo trudniej zabiegać o wsparcie dla swojej pasji. Trzeba mieć czym się pochwalić!
Nie jest prawdą, że w skokach to „byle na czysto”. Owszem, na czysto, ale nieprawda, że ładny styl nie ma nic wspólnego ze skutecznością. Na styl w ogromnej mierze składa się niepopełnianie błędów technicznych, błędów wyszkolenia, a także płynna, rytmiczna jazda w optymalnym tempie, przemyślana i zrealizowana trasa przejazdu, precyzyjne prezentowanie przeszkody, poprawny układ ciała wobec przeszkody i w skoku. Na każdego przychodzi taki moment w karierze, gdy wszystkie zlekceważone błędy, błędy stylu odbiją się czkawką. Odbije się brak elegancji jazdy, odbije się też brak… osobistej klasy. Zarówno gdy chodzi o potoczną elegancję wyglądu i dobrego wychowania, jak i rzeczy znacznie poważniejsze (a przecież nie bez związku): postawę wobec życia, wyzwań, samego siebie, innych ludzi i… koni. Postawę moralną. Niejeden jeździec w niesławie zakończył karierę, bo „był burakiem” i „sprawa się rypła”. Jeździectwo zawsze było eleganckim sportem, sportem dla ludzi z klasą, dla elit. I tego się trzymajmy. Z pożytkiem dla wszystkich.