Rozmawiał: Michał Wierusz-Kowalski
Do wyborów co prawda rok. Ale to w naszych rękach decyzja, kto będzie mądrze rządził i godnie reprezentował środowisko hodowców. Zatem już warto zacząć kulturalnie, acz rzeczowo rozmawiać – sugeruje Zenon Podstawski, prezes Małopolskiego Związku Hodowców Koni w Krakowie.
Jest Pan jednym w liderów grupy inicjatywnej, która powołała do życia fundację Klikowska Ostoja Polskich Koni. Jaki był udział Małopolskiego Związku Hodowców Koni w Krakowie, którego jest Pan szefem, w tym projekcie?
– Teren i obiekty po byłym Stadzie Ogierów w Klikowej to doskonałe miejsce do prowadzenia zarówno działalności z obszaru hodowli koni, jak i szeroko pojętej edukacji. Kiedy w sierpniu 2013 r. doszły do nas informacje, że ANR po raz kolejny wszczyna postępowanie przetargowe na dzierżawę Klikowej, od razu stwierdziliśmy, że taka okazja może się już nie trafić, i zorganizowaliśmy spotkanie zarządów Małopolskiego Związku Hodowców Koni i Polskiego Związku Hodowców Konia Huculskiego celem przedyskutowania możliwości przystąpienia do przetargu. Wtedy podjęliśmy tę najważniejszą decyzję. Po wygranym postępowaniu przetargowym, które odbyło się w siedzibie ANR o. w Rzeszowie, odbyliśmy kilkanaście spotkań, w trakcie których dojrzewała inicjatywa powołania w Klikowej fundacji. Nazwę Klikowska Ostoja Polskich Koni zaproponował Janusz Szot, skarbnik Zarządu MZHK i członek PZHKH – ta nazwa od razu została zaakceptowana. W ciągu zaledwie miesiąca odbyliśmy (mam na myśli członków zarządu obu związków, prezesa Andrzeja Wodę, Janusza Szota, Wojciecha Krzyżaka, Andrzeja Gorusa) ponad 40 spotkań z przedstawicielami instytucji państwowych, instytutów naukowych, uczelni, firm oraz z hodowcami. To właśnie Małopolski Związek Hodowców Koni wydzierżawił ten teren i przyjął na swoje barki całe obciążenie. Inicjowaliśmy spotkania z przyszłymi fundatorami, doprowadzając do powstania fundacji. Dzierżawiąc obiekty klikowskie, organizowaliśmy „życie hodowlane” tego miejsca, przygotowując przestrzeń pod przyszłe imprezy hodowlane. Należy zaznaczyć, że do tej pory MZHK w Krakowie swoimi działaniami wciąż wspiera działalność Fundacji.
Jak Pan widzi przyszłość Klikowej? Czy istnieje szansa na dłuższą dzierżawę i funkcjonowanie tego obiektu pod skrzydłami fundacji?
– Przyszłość Klikowej zależy przede wszystkim od ludzi, zarówno tych, którzy w to przedsięwzięcie się zaangażowali od samego początku, jak i tych, którzy zobaczyli, że można zrobić coś dobrego dla hodowli koni. Powołana w Klikowej fundacja to organizacja, której mocny filar stanowią fundatorzy: Instytut Zootechniki – Państwowy Instytut Badawczy w Balicach k. Krakowa, Uniwersytet Rolniczy im. Hugona Kołłątaja w Krakowie, „Patronus Animalizm” – fundacja IZ PIB w Balicach, Kombinat Rolny Kietrz Spółka z o.o. w Kietrzu, FPH KRIST Spółka Jawna w Dąbrowie Tarnowskiej, Małopolska Izba Rolnicza, Małopolski Związek Hodowców Koni w Krakowie, Okręgowy Związek Hodowców Koni w Kielcach, Okręgowy Związek Hodowców Koni w Rzeszowie, Polski Związek Hodowców Konia Huculskiego w Tarnowie, Polski Związek Hodowców Koni Małopolskich, Polski Związek Hodowców Koni, Stadnina Koni Janów Podlaski Spółka z o.o. w Wygodzie, Stadnina Koni Michałów Spółka z o.o. w Michałowie, Stowarzyszenie Szwadron Jazdy Rzeczypospolitej Polskiej w Warszawie, Śląsko-Opolski Związek Hodowców Koni w Katowicach, Tarnowska Agencja Rozwoju Regionalnego Spółka Akcyjna z siedzibą w Tarnowie, Zakład Doświadczalny IZ PIB Chorzelów, Zakład Doświadczalny IZ PIB Odrzechowa, Zakład Doświadczalny IZ PIB Rudawa oraz kilkunastu fundatorów – osoby cywilne. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim fundatorom za przystąpienie do fundacji i udzielane wsparcie. Obecnie czynione są starania, aby fundacja jak najszybciej stała się właścicielem tego obiektu, jednak czas pokaże, na ile działania te będą skuteczne. Zarówno hodowcy koni, jak i osoby niezwiązane bezpośrednio z hodowlą tych zwierząt, ale zaangażowane w rozwój fundacji wierzą, że decyzja będzie dla nas pozytywna. Pozwoli nam to na pozyskiwanie środków z funduszy europejskich, tak potrzebnych do realizacji planu remontów i rewitalizacji tego pięknego i potrzebnego hodowcom koni obiektu. Małopolski Związek Hodowców Koni zakłada również scenariusz mniej optymistyczny, wydłużony w czasie, wtedy będziemy zabiegać o przedłużenie umowy dzierżawy obiektu na kolejne lata.
MZHK za Pana rządów jest bardzo aktywną i dynamiczną jednostką. Organizujecie mnóstwo imprez hodowlanych. Skąd pozyskujecie środki na tak efektywną i efektowną działalność?
– Małopolski Związek Hodowców Koni jest organizacją, której aktywność zawsze była ponadprzeciętna; to przede wszystkim zasługa wielu ludzi, hodowców koni zrzeszonych w związku i działających w nim od lat. Pamiętam, że w dniu wyborów podczas Walnego Zjazdu Delegatów, kiedy zostałem wybrany na prezesa, zastanawiałem się, kto będzie ze mną w zarządzie. To była bardzo ważna chwila. Na szczęście dla mnie okazało się, że pozostali wybrani członkowie zarządu to ludzie, którzy nie boją się trudnych i mało popularnych wyzwań, z takimi ludźmi praca dla związku jest przyjemnością. Nie mówię tego, aby komuś kadzić, to szczera prawda. Właśnie dlatego, że jest to zgrany zespół, uzupełniający się, możemy organizować wiele imprez, nierzadko nakładających się terminami. Nie możemy odmówić hodowcom oraz lokalnym władzom naszego udziału tylko dlatego, że mamy „swoją” imprezę. W takich przypadkach cały zarząd zmuszony jest do pracy. Staramy się nawiązywać współpracę i współpracujemy z Urzędem Marszałkowskim Województwa Małopolskiego, starostami powiatów, wójtami gmin, przedstawicielami świata biznesu, ośrodkami kultury i innymi instytucjami. Poszukujemy nowych miejsc promocji, nowych współorganizatorów. Od początku działalności zarządu tej kadencji zwracamy uwagę na pozyskiwanie środków ze źródeł zewnętrznych. Stukamy do każdych drzwi, próbujemy zainteresować naszymi pomysłami przedstawicieli władz samorządowych, przedsiębiorców – to zaczyna przynosić efekty każdej ze stron. Podstawą w takich działaniach jest wzajemne zaufanie i życzliwość, ciężka praca całego zarządu, pracowników naszego biura – szczególne podziękowanie należy się dyrektor Teresie Pracuch, bez której wiele naszych przedsięwzięć nie doszłoby do skutku. To również praca kolegów hodowców, ale i pozytywne relacje z kolegami z innych związków z nami sąsiadujących. Takie działania przynoszą efekty w postaci realizowanych projektów i imprez.
Na potrzeby szeroko pojętej promocji hodowli koni nierzadko sięgacie po zewnętrzne źródła finansowania. Proszę zdradzić tajemnicę Waszego skutecznego działania, aby podpowiedzieć innym, jak mają działać, by osiągnąć podobny sukces.
– Częściowo odpowiedziałem w poprzednim pytaniu. Staramy się o sponsorów, zarówno właścicieli prywatnych przedsiębiorstw, jak i przedstawicieli instytucji, które od lat nas nie zawiodły i pomagały w trudnych sytuacjach. To przede wszystkim Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego, Instytut Zootechniki w Krakowie, Uniwersytet Rolniczy w Krakowie, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa O. w Krakowie, Małopolska Izba Rolnicza, Małopolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego i wiele innych, których nie sposób tutaj wymienić. To również urzędy gmin, starostwa, sołectwa, ale też prywatni przedsiębiorcy i hodowcy. To ludzie, którzy widzą potrzebę wspierania polskich koni i ich hodowców. Niektóre z tych instytucji są obecnie fundatorami Klikowskiej Ostoi Polskich Koni. Wszystkim sponsorom i współorganizatorom serdecznie dziękuję.
Choć próbujemy zaklinać rzeczywistość, niestety koni sukcesywnie ubywa, zmniejszają się wpływy, także do kasy MZHK. Co można zrobić, by w przyszłości zapewnić prawidłowe funkcjonowanie każdego okręgowego/wojewódzkiego związku?
– Należy zaznaczyć, że sukces każdego związku zależy od relacji między zarządem, pracownikami biura a hodowcami. Rzeczywiście zmniejszająca się liczba koni pociąga za sobą mniejszą liczbę usług zootechnicznych wykonywanych przez pracowników biura, a tym samym mniejsze wpływy do kasy. Ubywa koni, a wraz z końmi ubywa nam również hodowców, młodzi ludzie, choć pojawiają się w hodowli, to jest ich zbyt mało, aby optymistycznie patrzeć w przyszłość. Praktycznie nie ma już szkół zawodowych kształcących w zawodzie hodowcy koni, a istniejące szkoły średnie też nie cieszą się popularnością wśród młodzieży. Życie na wsi wciąż jest ciężkie. Nie trzeba też specjalnie tłumaczyć konieczności podnoszenia kwalifikacji hodowców w istniejącej rzeczywistości, czyli konkurencji na rynku hodowlanym. W tym celu organizujemy szkolenia i kursy dla naszych hodowców. Od lat podczas zebrań z hodowcami w kołach terenowych czy podczas spotkań z właścicielami i dzierżawcami ogierów prowadzimy szkolenia z zakresu dobrostanu koni, organizacji stanówki, pielęgnacji koni. Podczas tych zebrań moi koledzy, nauczyciele akademiccy, lekarze weterynarii (z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie oraz lekarze weterynarii prowadzący praktykę na naszym terenie) udzielają odpowiedzi na dręczące hodowców pytania na temat rozrodu koni, żywienia i innych kwestii związanych z hodowlą. Organizujemy kursy powożenia, podkuwania i pielęgnacji kopyt. Bez hodowców doposażonych w wiedzę funkcjonowanie każdego związku będzie trudne. Dotykając innego zagadnienia, należy stwierdzić, że musimy gospodarować racjonalnie zasobami finansowymi. W naszym związku od lat prowadzony jest ścisły plan wyjazdów terenowych, by nie dublować tras przejazdu do poszczególnych hodowców w celu wykonania usługi zootechnicznej. Jeżeli to tylko możliwe, niektóre przedsięwzięcia realizujemy wspólnie z innymi OZHK, obniżając koszty jednostkowe dla każdego ze współorganizatorów. Jednak każdy OZHK ma swoją specyfikę zarówno pod względem terenu, jego ukształtowania, odległości do poszczególnych hodowców, jak i zwyczajów, trudno więc dawać rady, nie znając tej specyfiki.
Jeszcze co do koni rasy małopolskiej – gwałtownie spada jej pogłowie. Jakie działania możemy czy wręcz musimy podjąć, by uratować tę rasę?
– Rzeczywiście pogłowie koni tej rasy, tak charakterystycznej dla Małopolski, gwałtownie spada. Od kilku lat MZHK podejmuje działania mające na celu promocję koni małopolskich, popularyzację rasy. Jesteśmy fundatorami nagród, pucharów w wielu konkursach, w których uczestniczą konie innych ras, z zastrzeżeniem, że ta nagroda została ufundowana dla koni małopolskich. W zeszłym roku za fundusze pozyskane w ramach realizowanego projektu zrobiliśmy film promujący tę rasę pod wiele mówiącym tytułem Koń małopolski perłą regionu, który cieszył się i nadal cieszy dużym uznaniem hodowców, nie tylko z Małopolski. W tym roku chcemy zrealizować II część tego filmu.
Sami hodowcy też muszą uderzyć się w pierś, bo nie są bez winy. Środowisko musi być jednolite, musimy wszyscy chcieć dobra tego konia. Do chwili kiedy nie będziemy mówili jednym głosem, nic dobrego dla tych koni nie uda nam się zrobić. W ostatnich dwóch latach Bogusław Dąbrowski, prezes PZHKM, podjął próby promocji koni małopolskich poza granicami kraju – w Pompadour we Francji – zakończone absolutnym sukcesem. Musimy z tymi końmi wyjść poza nasze stajnie, poza nasze podwórko. Uważam, że każdy sukces konia małopolskiego, zarówno w kraju, jak i za granicą, powinien być nagłaśniany nie tylko w czasopismach o tematyce końskiej.
A może – choć to mało popularne ujęcie tematu – nikt już dzisiaj małopolaków nie potrzebuje, bo są do wszystkiego, czyli do niczego konkretnego?
– Uważam takie stwierdzenia za niesprawiedliwe dla tych koni, a przede wszystkim dla ich hodowców. Oczywiście że łatwiej jest kupić gotowego konia z zagranicy. Tam praca hodowlana ukierunkowana na określone cechy prowadzona była skrupulatnie kilkadziesiąt lat wcześniej niż u nas. Nasze konie małopolskie często były przedmiotem „eksperymentów” mających na celu wyprodukowanie konia do wszystkiego, nie zapominajmy, że te konie niosą wiele cech, których nie znajdziemy u koni półkrwi sprowadzanych z zagranicy. Nie ma miejsca na to, aby te cechy po kolei wymieniać, ale zdrowie tych koni, jakość rogu kopytowego, odwaga i ambicja, długowieczność, żywy temperament to tylko niektóre z cech tego pięknego gorącokrwistego konia półkrwi angloarabskiej, których często brakuje koniom innych ras. Czy są to konie do niczego? Coraz częściej słyszymy o sukcesach tych koni w skokach przez przeszkody i WKKW: DIOKLES hod. SK Walewice – czempion koni 4-5-letnich w skokach pod Andrzejem Głoskowskim, tego konia w styczniu kupił brązowy medalista IO Londyn 2012 Irlandczyk Cian O’Connor i już na nim startuje, FRAZES hod. SK Walewice – skoczek klasy Grand Prix, DIONIZOS hod. SK Walewice – skoki klasa CC, EFEKT hod. SK Janów Podlaski, REGIEL hod. SO Bogusławice – skoki klasa CC, MAG hod. SK Prudnik – dwukrotny wicemistrz Polski w skokach przez przeszkody, dwukrotny halowy mistrz Polski (pod Łukaszem Jończykiem), BURGUND hod. SK Walewice, BANITA hod. SK Ochaby, JAK CHEF hod. SK Prudnik – mistrz Polski WKKW 2014, czempion koni 6-letnich, BARYT hod. SK Janów Podlaski, VACAT hod. SK Janów Podlaski, uczestnik mistrzostw świata Francja 2014, ŁZA hod. SK Walewice oraz wszechstronny og. EL BONILLO hod. Jana Zubera – czempion koni 4-letnich WKKW, wiceczempion 5-latków w ujeżdżeniu na MPMK, IV jako 4-latek, III jako 5-latek, sprzedany i uznany w hodowli dla AES w Anglii.
Konie małopolskie odnoszą również sukcesy w sportowych rajdach konnych, wykaz koni został zamieszczony na stronie internetowej PZHK. Jest to możliwe dlatego, że są hodowcy, trenerzy, jeźdźcy, którzy umieją pracować z tymi końmi.
Kłania się tutaj kwestia programów ochronnych. Pomogły czy wręcz przeciwnie, zaszkodziły rasom zachowawczym, czy spełniły pokładane w nich nadzieje?
– Zdania na ten temat są rozbieżne, hodowcy często podkreślali, że gdyby nie programy ochrony zasobów genetycznych, wielu z nich nie utrzymałoby swoich koni do tego czasu. Każde pieniądze w hodowli są przydatne, można dyskutować nad wysokością dopłat. Inni widzą w programie przyczynę „nadprodukcji źrebiąt” i wiążą z nim problem ze zbytem swoich koni. Moim zdaniem to nie programy ochrony, ale zbyt mała promocja lub zupełny brak działań promocyjnych, również w obrębie rasy małopolskiej, jest przyczyną istniejącej sytuacji. W obrębie tej rasy od kilku lat obserwuje się tendencję spadkową pogłowia klaczy wpisanych do ksiąg, średnio o 17% rocznie (w 2002 r. były 1854 klacze, a w 2013 już tylko 1033). Od 2010 r. wraz ze spadkiem pogłowia klaczy małopolskich zauważalny jest spadek liczby klaczy objętych programem ochrony zasobów genetycznych – z 774 w 2008 r. do 640 w 2014. Podobnie liczba młodych ogierów rasy małopolskiej wpisanych do ksiąg zmniejszyła się w ostatnich 8-10 latach z około 24 rocznie do 3 w ostatnich latach. Powinniśmy zwrócić większą uwagę na promocję i marketing. Aby do tego doszło, musimy szkolić hodowców, trenerów, zawodników, ale i prezenterów oraz posiadać specjalistów od marketingu – hodowla to też biznes.
PZHK będzie w bieżącym roku obchodził 120-lecie działalności. Jak MZHK zamierza na swoim terenie uczcić tę rocznicę?
– To wielkie wydarzenie dla hodowców. W naszym związku postanowiliśmy na każdej z naszych imprez hodowlanych realizowanych w Klikowej (Szlakiem Konia Huculskiego, Święto Konia Małopolskiego, Klikowska Parada Konna) umieszczać informację o tym wydarzeniu. Również plakaty zapowiadające te imprezy będą zwierać informacje o 120-leciu PZHK. Dodatkowo zostały zamówione breloki, naklejki z logo PZHK, które będą rozdawane i naklejane podczas konkursów organizowanych w czasie tych imprez.
Jest Pan jednym z prowadzących szkolenia PZHK z zakresu sztucznego unasienniania klaczy, organizowane przede wszystkim z myślą o hodowcach, na ich wniosek. Jak Pan ocenia dotychczasowe szkolenia i jakie powinny być kolejne działania dla upowszechniania tej metody rozrodu w Polsce?
– Ten wniosek hodowców świadczy o potrzebie innego, nowoczesnego spojrzenia na hodowlę. Istnieją kraje, np. skandynawskie, gdzie ponad 90% klaczy jest inseminowanych. Przeprowadzone szkolenia to – mam nadzieję – początek. Wraz z dr. wet. Markiem Tischnerem i dr. wet. Marcinem Pawlakiem obserwowaliśmy wśród uczestników duże zainteresowanie biotechnikami stosowanymi w rozrodzie koni. Myślę, że w przyszłości należałoby zorganizować stacjonarne kursy dla hodowców, dające uprawnienia do inseminacji klaczy. Świat jest już dalej, w wielu krajach powszechnie wykonuje się embriotransfer, w Polsce też obserwujemy podobne tendencje, jednak w znacznie mniejszej skali.
Wiem, że to trudne pytanie, ale czy zaryzykuje Pan i spróbuje nakreślić swoją wizje przyszłości hodowli i organizacji, jaką jest PZHK, oczywiście poprzez osobiste doświadczenia i z perspektywy OZHK?
– To rzeczywiście trudne pytanie, ten temat wymaga szerokiej i prawdopodobnie długiej dyskusji w środowisku hodowców i ich przedstawicieli w zarządzie PZHK. Prawdopodobnie życie samo zacznie kreślić przyszłość, problem polega na tym, aby ta przyszłość nie była kreślona bez nas. Dlatego dyskusja musi być rzeczowa, podjęta stosunkowo szybko. Prawdopodobnie względy ekonomiczne będą wymagały nowych rozwiązań. Być może trzeba będzie nawiązać ściślejszą współpracę pomiędzy sąsiadującymi OZHK. W niektórych firmach od dawna praktykuje się wspólne zamówienia, to obniża koszty zakupu, zakupy dokonywane są w cenach hurtowych, ponadto można negocjować ceny zakupu, usług itd. Patrząc z perspektywy MZHK w Krakowie, wiem, że hodowcy to wyjątkowi ludzie, nie zawsze chodzi o pieniądze. Aby hodowla koni nadal się rozwijała, trzeba też stworzyć warunki do wystawiania koni, miejsca promocji. Należy stworzyć warunki do wspólnych spotkań, dyskusji i wymiany doświadczeń. Temu wszystkiemu ma służyć Klikowa, tam hodowcy powinni się czuć jak u siebie. Taka myśl towarzyszyła nam podczas działań poprzedzających powołanie fundacji. Należy wspólnie szukać najlepszych rozwiązań, a nieporozumienia i różnice zdań powinny być wyjaśniane od razu i w obrębie własnego podwórka. Wynoszenie problemów poza ściany związku nie służy hodowli i hodowcom.
Jest Pan cenionym nauczycielem akademickim, bardzo popularnym i lubianym przez studentów. Czy i co możemy robić, aby przyciągać do hodowli młodzież?
– Czuję się niezręcznie przy tym pytaniu, studenci też czytają HiJ. Wykonuję mój zawód tak, jak umiem najlepiej. Staram się, o ile to możliwe, oprzeć tematykę zajęć na pracy z końmi i przy koniach. Zauważyłem, że studenci cenią sobie każdy kontakt z koniem. Mamy bardzo dobrą młodzież, może nie każdy powinien w przyszłości zajmować się końmi, ale to życie weryfikuje nasze wybory. Wraz z kolegami z Zakładu Hodowli Koni staramy się jak najwięcej zajęć dydaktycznych realizować, korzystając nie tylko z koni będących własnością uczelni, ale organizujemy wyjazdy tematyczne do stadnin i stad ogierów oraz ośrodków prywatnych. Wszystko po to, by zainteresować studentów hodowlą koni. Moim zdaniem podczas studiów jest zbyt mało czasu na praktyki zawodowe, uważam, że tylko przez kontakt z końmi podczas zajęć, asysty na zawodach, uczestnictwa w wystawach i czempionatach możemy zainteresować hodowlą młodych ludzi.
Jak zadbać o tradycję hodowli koni na ziemiach polskich, by przekazać tę szlachetną pasję i miłość kolejnym pokoleniom?
– Właśnie m.in. w tym celu została powołana w Klikowej fundacja. Jej cele to prowadzenie wszechstronnej działalności edukacyjno-promocyjnej oraz związanej z kulturą hipiczną, kształcenie młodzieży i osób dorosłych w obszarach związanych z hodowlą koni, a także dbanie o zachowanie kultury, tradycji i dziedzictwa narodowego, ze szczególnym uwzględnieniem elementów związanych z użytkowaniem koni. Realizacja tych celów jest możliwa dzięki współpracy ze stowarzyszeniami historycznymi i grupami rekonstrukcyjnymi, klubami jeździeckimi i sportowymi, organizowaniu kursów, szkoleń, seminariów, konferencji związanych z hodowlą i użytkowaniem koni. Należy zawsze mówić dobrze o polskich koniach i polskich hodowcach, nie możemy popadać w kompleksy. Powinniśmy zadbać, by hodowca koni cieszył się szacunkiem, dlatego musimy świecić przykładem jako środowisko.
Rzadko się zdarza, aby wszyscy koledzy jednogłośnie mówili o kimś, że jest porządnym, kompetentnym i fajnym człowiekiem. Proszę wybaczyć poufałość, ale jest Pan właśnie takim wyjątkiem – ludzie Pana lubią i cenią. Skąd Pan czerpie tę pozytywną energię?
– To bardzo miło usłyszeć o sobie taką opinię, jeżeli jest prawdziwa. Mam pozytywne nastawienie do życia, może czasem zbyt pozytywne. Zapytał Pan o pozytywną energię – pochodzi z codziennego życia, staram się cieszyć z każdego dnia, nawet tego mniej udanego. Mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem zadowolonym z życia, mam rodzinę, przyjaciół, mój zawód i praca mnie cieszą, robię to, co lubię – czego chcieć więcej? Myślę, że pewne cechy warunkowane są genetycznie, a pozostałe są wynikiem oddziaływania środowiska: rodziny, przyjaciół, kolegów, doświadczeń życiowych. To, jak jesteśmy wychowywani i z kim przebywamy, kształtuje nas. Mam już parę lat, nie zawsze było łatwo, częściej pod górkę. Miałem jednak szczęście spotykać na swojej drodze życzliwych ludzi, od nich uczyłem się i uczę nadal, za co dziękuję. Życie to również umiejętność pomocy innym, staram się tak żyć.
Wiem, że jest Pan niezwykle zajętą osobą. Niemniej PZHK i środowisko hodowców Pana potrzebuje. Znajdzie Pan czas i siły, żeby szerzej zaangażować się na skalę ogólnopolską?
– Rzeczywiście tak jest, zawsze coś nowego zastępuje to, co właśnie zakończyłem. Mam jeszcze parę bardzo ważnych spraw do dokończenia. To co zaczynamy, powinniśmy kończyć, to kształtuje nasze charaktery. Sprawy hodowli i związku są dla mnie bardzo ważne, nie tylko ze względu na moje zainteresowania zawodowe, ale też na zaangażowanie się w Klikowskiej Ostoi Polskich Koni. Niemniej w sprawy ważne dla PZHK będę się angażował najlepiej jak umiem.