Dzieci i konie na zielono

Danuta Jagodzińska

Przyjechały dzieci z miasta na wieś, a tu… konie! Ledwo dzieci wysiadły z autokaru, puściły się biegiem pod ogrodzenie końskie! Część karnie ustawia się w pary, ale pokusa podbiegnięcia do koni i samodzielnego doświadczenia czegoś niezwykłego jest przeogromna. Zwłaszcza że po drugiej stronie zgromadziły się równie zaciekawione konie.

Nie wchodź na ogrodzenie! Nie podawaj trawy! Nie wkładaj ręki! Nie machaj, nie krzycz, nie rzucaj, nie wchodź na ogrodzenie, to jest woda dla koni, nie do kąpieli, do picia, nie podawaj trawy, wyrzuć ten patyk, nie! nie w konia! zejdź z ogrodzenia… Tak, będziecie jeździć. Pani będzie prowadziła. To nie szkodzi, że umiesz jeździć. Nie znasz konia. Koń ciebie nie zna. Tak, będziecie jeździć. Niedługo. Nie obawiaj się. Na tamtych dwóch. Na tym dużym nie. Na dużym będziesz jeździć z tatusiem, u nas na małym. To prawda, że będziecie jeździć…
Po opanowaniu krótkotrwałego chaosu, po zaspokojeniu pierwszej ciekawości, rozwianiu obaw, odpowiedzi na sto pytań, wyciszeniu emocji – możemy wreszcie ustalić zasady bezpiecznego przebywania w gospodarstwie, zwłaszcza w pobliżu koni.
Mamy przedstawicieli 10 ras koni i możemy o nich opowiadać godzinami. Zapoznajemy dzieci z maściami, opowiadamy o charakterach i „charakterkach”, zastosowaniu i wykorzystaniu poszczególnych koni, gdyż inny koń nadaje się do hipoterapii i oprowadzanek dla dzieci, inny do rekreacji, jeszcze inny do sportu, powożenia czy pracy w polu.
Pokazujemy naszym małym gościom różne narzędzia ogrodnicze ręczne – o tych dzieci potrafią opowiedzieć, gdyż wiele rodzin ma działki i tam znajdują zastosowanie szpadel, grabie czy motyka. A może są to doświadczenia z piaskownicy? Porównujemy narzędzia ręczne z konnymi i traktorowymi. Szpadel z pługiem, grabie z broną, kosę z kosiarką. Dzieciom z miasta opowiadamy o pracy dzieci wiejskich w rodzinnych gospodarstwach, natomiast dzieciom ze wsi zwracamy szczególną uwagę na bezpieczeństwo, które muszą zachować, pomagając zapracowanym rodzicom.
Najciekawsze są jednak bezpośrednie obserwacje zachowań koni w stadzie. Fascynująca jest obserwacja klaczy i ssącego źrebaka. Można nawet usłyszeć mlaskanie. Po takim spektaklu rozmawiamy z dziećmi o podobieństwach z innymi zwierzętami – niektóre dzieci widziały kotkę z kociętami, sukę ze szczeniakami. Niektórzy mają młodsze rodzeństwo. Przypominamy lub wprowadzamy pojęcie ssak.
Wiele dzieci lubi opowiadać o swoich doświadczeniach – u babci na wsi widziałem cielaka lub na strychu było gniazdo os. Najbardziej mnie cieszy ciekawość i aktywność dzieci, a potem zdziwienie, zaskoczenie i niedowierzanie, gdy coś odkryły lub dowiedziały się czegoś nowego. Zazwyczaj w każdej grupie jest osoba lubiąca popisywać się i zwracać na siebie uwagę. Jak się okazuje, popisywanie się nie jest tylko cechą naczelnych. Fantastyczny popis umiejętności potrafi dać źrebak przed swymi „ciotkami”.

Weszły dzieci do stajni, a tu… kura

Przed wejściem do stajni robimy dzieciom test – one odpowiadają na pytania i można się od nich dowiedzieć, że klacza ma męża ogra, a kucyk jest ich dzieckiem, że któraś dziewczynka podczas wakacji w stadninie jeździła na źrebaczku, a podkute konie to konie szczęśliwe.
Większość koni w ciągu dnia przebywa na pastwisku, natomiast w stajni pozostaje wspaniały kary ogier, o którym jest przygotowana cała opowieść. Zazwyczaj dzieci uważnie słuchają i są pełne podziwu dla sportowych sukcesów i piękna konia, ale tym razem coś sobie pokazują, nie słuchają, wyraźnie coś odwraca ich uwagę. Podążam za ich wzrokiem i okazuje się, że w rogu boksu, w ściółce, siedzi kura i znosi jajo. Dzieci ucichły. Chwileczkę poczekaliśmy, kura z gdakaniem poderwała się i pozostawiła cieplutkie jajeczko. Każdy chciał go dotknąć i poczuć ciepło świeżo zniesionego jajka. Nieważny był wspaniały ogier; kura i jajko to było coś! Cud zniesienia jajka przeżywały do końca dnia.
Niedługo potem powstał cały cykl scenariuszy z jajkiem w roli głównej. Jajeczne zajęcia świetnie pasują do okresu przed świętami wielkanocnymi.
O czym jeszcze rozmawiamy w stajni? O oświetleniu, temperaturze, o słomie – materacu, o zielonce i sianie, o owsie i innych paszach, np. musli. Wszystko jest w zasięgu ręki, można pomacać, powąchać, pobawić się przesypywaniem ziarna między palcami, zobaczyć przygotowaną dawkę dzienną. Czy koń pije colę? A może soczki? Wooodęęę!!! Przeliczamy kubeczki płynów wypijane dziennie przez dziecko na wiaderka wody wypijane przez konia. Dzieci świetnie sobie radzą z „oczyszczaniem ziarna”. Do zabawy w Kopciuszka potrzebne jest sito (rzeszoto, przetak) i ziarno owsa wymieszane np. z siemieniem lnianym.
Równie fascynujące jest oglądanie z bliska szczegółów końskiej anatomii na wyprowadzonej do czyszczenia klaczy. Dzieci są pouczone o zasadach bezpieczeństwa podczas przebywania w bezpośredniej bliskości konia.
Najpierw obserwujemy, na ile różnych sposobów koń ogania się od much i innych dokuczliwych owadów: macha ogonem, potrząsa głową i grzywą, tupie, rusza skórą, sięga pyskiem, na pastwisku widzieliśmy, że ociera się o gałęzie, drzewa, tarza się lub ucieka.
Wszyscy ją czyszczą. Omawiamy rolę okrywy włosowej: na pysku – włosy czuciowe, gęste owłosienie wewnątrz ruchliwych uszu, sierść na całym ciele, w zależności od pory roku – krótka, przylegająca latem, a gęsta, długa zimą. Długie włosy w ogonie i grzywie, ostre w dotyku. Mało kto wie, że z końskiego włosia robi się szczotki, używa się go na materace, a długie włosy z ogona siwego konia są używane do smyczków.
Oglądamy nogi i kopyta. Omawiamy zmiany ewolucyjne w ich budowie (ślad tych zmian to „kasztany”, o które często dzieci pytają). Podczas dokładnego „badania” kopyta dzieci mogą stwierdzić, która część jest miękka, a która twarda (pukamy w jego różne części), jak przybita jest podkowa i jaką rolę odgrywa. Na pytanie Po co kowal przybija podkowy? padła kiedyś piękna odpowiedź: Na szczęście! Bardzo często dzieci pytają, czy konia nie boli przycinanie kopyta i przybijanie podków. Porównujemy kopyta koni i krów czy kóz. Koń jest parzystokopytny, bo ma cztery nogi.
Proszę dzieci, by odnalazły „bar mleczny” źrebaczka. Poszukiwania zaczynają się między przednimi nogami – nic z tego, to nie kobieta. A może, tak jak u kotki czy suczki, jest coś wzdłuż brzucha? Nic nie ma. Wreszcie między tylnymi nogami jest! Znalazłem dwa cycki! – woła odkrywca. W tym momencie trąca go drugi znawca i szeptem poucza: Coś ty! Jedno to cycek, a drugie to siuśka.
Lekcję przy koniu lub na temat koni można wzbogacić przypomnieniem różnych przysłów i powiedzeń o koniach oraz określeniem symbolicznego znaczenia tych porzekadeł – w jakich okolicznościach się ich używa. Dzieci mogą przypomnieć znane piosenki o koniach, można omówić temat: koń w muzyce klasycznej lub książce i filmie, wizerunki koni mogą być pretekstem do omawiania malarstwa z różnych epok. Rozbudowanie tematów zależy od wieku dzieci i ich potrzeb, co często wcześniej jest omawiane z nauczycielami.
Podczas pobytu każde dziecko ma możliwość przejażdżki na koniu. To ogromna atrakcja i dzieci czekają na tę chwilę z niecierpliwością.

Przyszły dzieci do ogrodu, a tu… ptaki

Wyjątkowo w ogrodzie królują nie konie, ale ptaki. Tu i w najbliższej okolicy zidentyfikowaliśmy ponad 50 gatunków. Wydawać by się mogło, że niewiele mają wspólnego konie z dzikimi ptakami, ale nie da się oddzielić gospodarstwa od dzikiej przyrody. Jaskółki mają gniazdka w stajniach, na stodole jest gniazdo bocianie, wszędzie rozbrzmiewa gwar ptasich zalotów.
Starsze dzieci oglądają tablicę poglądową o ptakach w ogrodzie, dostają lornetki, posługują się atlasami. Ponieważ dla większości są to pierwsze próby identyfikacji dostrzeżonego ptaka, mamy „dyżurne” mazurki w budce lęgowej lub szpaki w dziupli na lipie i te podlegają dokładnej obserwacji i porównaniu z opisami w atlasie.
Małe dziewczynki dostały zadanie: obejrzyjcie, dotknijcie i powiedzcie, z czego zbudowane są ptasie gniazdka. Jakie zmysły uruchomiły? Wzrok, dotyk. Porozumiewają się, porównują końskie włosy wyciągnięte z ptasich gniazdek. Jest też element samodzielnego doświadczenia, bo z własnej inicjatywy „rozbierają” gniazdka na części pierwsze.
Zimą przylatują stadka wróblowatych i wykorzystują nasiona chwastów i poślad po odsianiu ziarna dla koni.
Podczas wycieczki wozem konnym do lasu napotykamy mrowisko. Ma głębokie dziury, jakby przespacerował po nim koń. To mrowisko odwiedził dzięcioł zielony w poszukiwaniu mrówek i ich larw. Obalamy stereotyp, że dzięcioły żywią się tylko kornikami. Dowodem jest także kuźnia dzięcioła pstrego, który wydziobuje nasiona szyszek sosnowych, unieruchamiając je jak w imadle w nierównościach kory, na przykład grochodrzewu.

Jedziemy na spacer, a tu… kisiel!

Już dość tej zimy! Wreszcie można pojechać na spacer do lasu. Taki prawdziwy, daleki, a nie tylko kilkoma ścieżkami wokół gospodarstwa.
Nadszedł upragniony dzień i z radością jedziemy na rekonesans. Zmieniło się bardzo wiele. Wiatry i śniegi połamały niektóre drzewa i gałęzie, trzeba będzie przyzwyczaić się do otwartej przestrzeni tam, gdzie jesienią był jeszcze las. Na niektórych drogach kałuże zostały zasypane gruzem – czy dlatego, że nie można było przejechać, bo zagłębienie było wypełnione bagniskiem nie do przebycia, czy może dlatego, że po remoncie domu został gruz, stare kafelki i inne śmieci? Trzeba będzie je omijać, bo szkoda kopyt.
Konie nagle zbystrzały. My także usłyszeliśmy warkot pił mechanicznych i pracę ciężkiego sprzętu. To straszne! Znów cywilizacja połyka następne kawałki pięknej przyrody. Ogromna przestrzeń ogrodzona, na tablicy informacja, że powstaje tu nowe osiedle domków.
Jeszcze podjedziemy w rejony, gdzie dwukrotnie, rok po roku, palił się las – wiele hektarów stało w płomieniach, ale tylko niewielkie obszary spaliły się doszczętnie, natomiast bardzo ucierpiała ściółka, delikatniejsze rośliny i młodsze drzewa. Byliśmy tam dość dawno. Zalegała wówczas cisza, a zapach spalenizny i widok katastrofy były niezwykle przygnębiające. Konie odczuwały niepokój i nie zdecydowaliśmy się wjechać w pogorzelisko. Jesteśmy zdumieni odrodzeniem. Uszkodzone drzewa zostały wywiezione, drogi leśne, rozjeżdżone przez ciężkie samochody strażackie, wtopiły się w otoczenie, pozarastały zielskiem i nie zieją głębokimi koleinami. Ptaki śpiewają, las wrócił do życia i tylko gdzieniegdzie osmolone pnie przypominają o naprawdę gorących chwilach.
Pokrzepił nas ten widok. Drogą wzdłuż lasu wracamy w stronę stajni. Droga zalana, woda sięga końskich brzuchów, trzeba podnosić nogi, żeby nie zmoczyć butów. Rozglądamy się po zalanym lesie. Wszędzie sterczą kikuty drzew podgryzionych przez bobry. Pod końskimi nogami gotuje się od uciekających żab, a my czujemy się, jakbyśmy brodzili w kisielu. Takiego gąszczu żabiego skrzeku nigdy nie widzieliśmy.
Zwłaszcza wiosenne wyjazdy w teren to kolejne cudowne odkrycia niezwykłości natury. Konno można podjechać do pląsających zalotnie żurawi, innym razem żurawie odprowadzają nas, lecąc nad leśną drogą, nad nami. Widzieliśmy w trawie nowo narodzoną sarenkę, którą oblizywała matka, i walkę bażancich kogutów. Świat z końskiego grzbietu wygląda zupełnie inaczej. Dzikie zwierzęta nie uciekają, a podczas wypraw przemierzamy znaczne odległości, często w terenach okresowo niedostępnych.

Rozległe pastwiska i koń na emeryturze

Przez całe życie żyjemy wśród koni, a konie wśród nas. Cudownie jest obserwować, jak źrebaki rosną, rozwijają się, ufają, ale i są ostrożne, figlują i uczą się, dojrzewają, zaczynają mieć znaczenie w stadzie, zdobywają doświadczenie, są wtajemniczane zarówno w sprawy końskie, jak i ludzkie. Żywo uczestniczą we wszystkim, co się wokół dzieje, zdobywają puchary i medale lub uwielbienie maluchów i marchewkę w nagrodę. Bardzo mądre i wyrozumiałe, odgrywają rolę profesorów. Przychodzi czas na odpoczynek i refleksję; zamyślone odpoczywają w cieniu gruszy, powoli zaczynają obserwować, w końcu odsuwają się od stada, pasąc się na uboczu, wracają do stajni ostatnie, czasem z wysiłkiem, kulejąc, stękając, nierzadko czekając na człowieka, który zachęci je do powrotu, pomoże zdobyć się na wysiłek zrobienia kilku kroków…
Dzieci wykazują niezwykłą wrażliwość i chęć niesienia pomocy koniowi staruszkowi. Troskliwie go szczotkują, czasem kąpią, przynoszą trawę lub wyprowadzają na pastwisko, odganiają dokuczliwe muchy. Dawniej to on był cierpliwym opiekunem, teraz sam potrzebując opieki, dostaje ją od swoich wychowanków. Będzie miał poczucie bezpieczeństwa i komfortu do końca swoich dni.

Koń jaki jest, nie każdy widzi

Czy podobał się państwu Maximus, koń policjant z animowanego filmu „Zaplątani”? Koń do zakochania! Tylko że procent konia w koniu był bardzo mały! Za to był bardzo mocno uczłowieczony, a przede wszystkim był bardzo „psi”.
Mając do czynienia z końmi na żywo, bardzo często nie dostrzegamy, jakie są naprawdę, gdyż na ogół doszukujemy się w nich cech zwierząt bardziej nam znanych lub po prostu je uczłowieczamy. Małe dziewczynki miłością bezwarunkową kochają koniki w kolorze różowym, potem ze słodyczy przechodzą metamorfozę, ubierają się na czarno i są zbyt ostre, zbyt pikantne (słownictwo), zbyt bezwzględne i wymagające (od konia więcej niż od siebie). Gdzieś pośrodku jest miejsce na wrażliwość, miłość, przyjaźń, zaufanie, zrozumienie, współczucie. A przede wszystkim odpowiedzialność.
Niektórzy to po prostu mają, ale z całą pewnością poznając, doświadczając, zdobywając wiedzę, można się na wiele rzeczy wyczulić, być wrażliwszym, dostrzegać więcej aspektów jakiegoś problemu. Dlatego uczymy naszych podopiecznych nie tylko, jak wyczyścić konia, na co uważać, wyprowadzając na pastwisko, jak anglezować, ale równie ważna jest obserwacja wszelkich zachowań konia, gdyż koń reaguje na otoczenie. A otoczenie to spalony las, żaby, ludzie zbierający w lesie jagody i ptaszki w krzakach.
Dla najmłodszych prowadzimy „zielone lekcje” – ich istotą jest bioróżnorodność w gospodarstwie i wokół niego, nauka jazdy konnej, hipoterapia, rekreacja i hodowla.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse