Rozmawiała: Ewa Jakubowska
Za nami sezon 2016. Dla WERONIKI i BARTKA KWIATKÓW to rok spektakularnych sukcesów zarówno na krajowej, jak i międzynarodowej arenie. Zwycięstwa indywidualne i drużynowe i ciągły progres. W rankingu FEI Top Driver Award, opublikowanym 8.06.2016 r., na drugim miejscu znalazł się Bartłomiej Kwiatek, zawodnik SLKS Książ, z 44 punktami na koncie, a na pierwszym, z 46 punktami, Weronika Kwiatek reprezentująca Stadninę Koni Pępowo. Wśród 77 sklasyfikowanych zawodników rodzeństwo Kwiatków wyprzedza konkurentów o ponad 10 punktów. Rozmawiamy z nimi o nowych obowiązkach, ostatnich sukcesach, koniach polskiej hodowli, a także o tym, czego możemy nauczyć się od innych i czego inni mogą uczyć się od nas.
Pani Weroniko, w kwietniu PZJ powołał panią na stanowisko trenera kadry narodowej powożących zaprzęgami jednokonnymi. Wicemistrzostwo dla naszej drużyny wywalczone w sierpniu w Piber to sukces nie tylko zawodników, ale również pani jako trenera. Tuż po wyborze zakładała pani miejsce od 6. w górę, jest srebro. Czy mierzyła pani tak wysoko?
WERONIKA KWIATEK: – Oczywiście, zawsze mierzę wysoko. Faktycznie, na początku sezonu nic nie wskazywało na to, że uda nam się stworzyć na tyle mocną drużynę, by walczyć o medale. Jednak ciężka praca i ogromna determinacja przyniosły wspaniałe efekty.
Jak łączy pani obowiązki trenera kadry z własnymi treningami i startami w zawodach?
W.K.: – Nie jest to łatwe zadanie. Podejmując się tego wyzwania, zdawałam sobie sprawę, że będzie ode mnie wymagało bardzo dużo poświęcenia. Na każdych zawodach sama startowałam, ale zawsze starałam się być do dyspozycji członków kadry. Szczęśliwie tak układały się listy startowe, że zazwyczaj mogłam na bieżąco śledzić ich zmagania. Wymagało to ode mnie bardzo dobrej organizacji pracy.
Jak to wpływa na panią jako trenera i zawodnika? Ułatwia czy utrudnia życie?
W.K.: – Przede wszystkim czułam się dumna z racji powierzenia mi tej funkcji. Oczywiście, że miałam więcej pracy, ale miałam też realny wpływ na lepsze wyniki naszych kadrowiczów. To wspaniałe uczucie, kiedy podopieczni robią postępy, a wymarzony cel staje się coraz bliższy. Często odbywało się to wszystko kosztem snu lub czasu na odpoczynek. I tak dotychczas miałam bardzo dużo zajęć, a dodatkowe obowiązki sprawiły, że czas wolny przestał dla mnie istnieć.
Walczycie o medale, ale jak ta walka zmienia was samych jako zawodników i ludzi? Jak wygląda normalny dzień mistrzów?
W.K.: – Moja droga do medali nie była usłana różami. Na wszystko musiałam ciężko zapracować. Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich potknięć czy niepowodzeń. Jednak zawsze działałam w myśl zasady „co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Bardzo wierzyłam, że osiągnę sukces, i tak też się stało.
Od 2010 r. pracuję w Stadninie Koni Pępowo, gdzie powożę końmi rasy wielkopolskiej i szlachetnymi półkrwi. To właśnie z tymi końmi zaczęłam odnosić najważniejsze sukcesy. Podczas sezonu trenuję około 5–6 koni dziennie. Po pracy jeżdżę własnymi końmi oraz powierzonymi mi w trening. Udzielam także konsultacji.
BARTŁOMIEJ KWIATEK: – Myślę, że walka o medale nie zmienia mnie jako człowieka. Ja po prostu jestem urodzonym wojownikiem. Moje życie to nieustanne doskonalenie siebie i moich koni, co wiąże się z wielkim wysiłkiem i nakładem pracy. Jestem bardzo ambitny, więc robienie czegoś bez tak zwanej walki i dawania z siebie 150 procent nie ma dla mnie sensu. Normalny dzień to trening, trening i jeszcze raz trening. Już 10 lat trenuję w Stadzie Ogierów Książ, gdzie pod opieką mam około 10 wspaniałych koni rasy śląskiej.
Jesteście obecni na zawodach zarówno w kraju, jak i za granicą. Jako doświadczeni zawodnicy – jakie widzicie różnice w ich organizacji?
W.K.: – Największą różnicą jest chyba dbanie o każdy szczegół. Zaczynając od przemiłej atmosfery, zawsze pomocnych organizatorów, przez bardzo dobre rozplanowanie całych zawodów według wcześniej ustalonego planu, kończąc na dobru konia wyniesionym na piedestał. W Polsce brakuje połączenia tych punktów w jedną całość.
B.K.: – Za granicą organizatorzy, oprócz tego, że dysponują bardzo dobrą infrastrukturą, dbają o zawody od strony marketingowej. Na długo przed terminem starają się pozyskać jak najlepszą frekwencję – zachęcić uczestników do startu i wypromować dany event. Dobra organizacja daje frekwencję, a ta przyciąga sponsorów.
Czego z waszego punktu widzenia moglibyśmy się nauczyć od zagranicznych kolegów?
W.K.: – Przede wszystkim podążania za ogólnoświatowymi trendami. Zarówno jeśli chodzi o szkolenie koni, sędziów, gospodarzy torów, jak i o przepisy powożenia.
B.K.: – A ja uważam, że moglibyśmy się nauczyć dążenia wspólnie do wyznaczonych celów. Tego, że jeśli wspólnie, całą grupą będziemy pracować na dany cel, to każdy z nas wyniesie jakieś korzyści. Myślę, że także pewności siebie – kiedy niemieccy czy holenderscy zawodnicy wyjeżdżają na plac konkursowy, widać, że jadą bardzo pewnie, z wiarą w sukces. Nam czasami tego brakuje.
A może widzicie obszary, w których nasze doświadczenie mogłoby się stać cennym materiałem dla nich?
W.K.: – Od lat polscy powożący są bardzo dobrzy w konkurencji maratonu, co potwierdziły ostatnie MŚ, w których razem z bratem odnieśliśmy podwójne zwycięstwo. Może w ten obszar warto byłoby się zagłębić?
B.K.: – Na pewno dzisiaj jesteśmy lepsi w maratonie. Cennym materiałem są także polskie konie śląskie – każdy, którym startowałem na arenie międzynarodowej, odnosił sukces. Na przestrzeni lat było ich sporo i wszystkie plasowały się w czołówce zawodów międzynarodowych rangi 3*.
Jak wygląda system sędziowania na Mistrzostwach Polski Młodych Koni i na Mistrzostwach Świata Młodych Koni? Jakie widzicie różnice, jakie podobieństwa?
W.K.: – Bardzo się cieszę, że poruszyłaś ten temat. Właśnie tutaj pojawia się problem, ponieważ w tej chwili MPMK i MŚMK to dwie zupełnie różne imprezy i trudno znaleźć jakiekolwiek podobieństwa. Przede wszystkim na MŚMK startują konie od 5. roku życia i biorą udział jedynie w konkursie ujeżdżenia z kilkoma elementami zręczności powożenia. Ocenia się ich potencjał i zrównoważenie. Konie 6- i 7-letnie, oprócz konkursu ujeżdżenia z elementami zręczności, biorą udział w konkursie maratonu kombinowanego: 2 przeszkody maratonowe i 10–12 bramek z keglami. Ustalana jest norma czasu, która pozwala na spokojną jazdę kłusem i galopem, oceniana jakość pokonywania zakrętów, dążność do ruchu naprzód, reakcja na pomoce. Podczas MPMK startują konie 4-letnie, które idą pełne zawody łącznie z maratonem. Wymaga się od nich szybkich, ciasnych skrętów oraz galopowania. W klasie koni 5-letnich natomiast są przyznawane dodatkowe punkty za najkrótszy czas przejazdu w przeszkodach. W 6-latkach konie idą zawody na zasadzie klasy C, czyli na pełnych obciążeniach, z wymagającym programem ujeżdżenia oraz 6 przeszkodami maratonowymi jechanymi na czas. Jak widać, imprezy te reprezentują skrajnie różne podejście do wyszkolenia młodych koni. Niejednokrotnie poruszaliśmy kwestię ujednolicenia tych przepisów, jednak na razie bez efektów.
B.K.: – Moja siostra zobrazowała różnice między tymi dwiema imprezami. Chciałbym tylko dodać, że formuła proponowana na MŚMK jest nie tylko bardziej przyjazna dla koni, ale i dla zawodników. Dla przykładu w tegorocznej edycji w kategorii koni 7-letnich zwyciężył zawodnik, który w regularnych zawodach startował zaledwie kilka razy, natomiast w formule MŚMK mógł zaprezentować pełnię możliwości swojego konia i sięgnąć po tytuł mistrzowski. Formuła jest także bardziej widowiskowa dla publiczności i daje więcej możliwości pozyskania sponsora czy zorganizowania zawodów w atrakcyjnym miejscu – bez konieczności stawiania pełnego maratonu, gdzie musimy liczyć się z zagospodarowaniem sporego obszaru. Na MŚMK wszystko dzieje się w obrębie naszego wzroku, a kibice mogą podziwiać zawody, siedząc na jednej trybunie. Uważam, że to bardzo dobra formuła ze względu na rozwój i trening koni, ale także ze względów marketingowych.
Swoimi wynikami i zwycięstwami przyczyniacie się do sukcesów hodowli polskich koni na arenie krajowej i międzynarodowej. Jak moglibyście zarekomendować polskie konie tym, którzy właśnie stoją przed wyborem konia do dyscypliny powożenia?
W.K.: – Mamy wspaniałe polskie konie różnych ras, którym niczego nie brakuje, aby odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej. Kwestia ich dobrego dopasowania do umiejętności i ambicji powożącego to chyba kluczowa sprawa.
B.K.: – Warto zacząć od rekomendacji polskich koni dla zawodników w naszym kraju. Niejednokrotnie polscy zawodnicy dyscypliny powożenia szukają koni dla siebie w Niemczech czy Holandii, podczas gdy bardzo dobre młode konie można mieć na wyciągnięcie ręki. Z perspektywy pracy z końmi rasy śląskiej mogę powiedzieć, że nie znam lepszej rasy do powożenia. Są to konie bardzo dzielne, często charakteryzują się bardzo dobrym ruchem, a przede wszystkim wspaniałym charakterem.
Dlaczego powinni wybierać konie polskiej hodowli?
W.K.: – Ponieważ wraz z bratem od lat odnosimy tymi końmi sukcesy. Każdy ma do nich dostęp.
B.K.: – Dlatego, że na równi konkurują z końmi hodowli zagranicznej, często wygrywając z nimi w bardzo trudnych warunkach. Po prostu cudze chwalicie, swego nie znacie!
Co przyniesie następny sezon? Jakie macie plany?
W.K.: – Rok 2017 to przygotowania do mistrzostw świata. Mam dwa dobrze zapowiadające się konie, które w nadchodzącym sezonie będą miały 6 lat, zaczną więc chodzić wyższe konkursy. Oczywiście mój podstawowy koń Bartnik także będzie utrzymywany w jak najlepszej formie.
B.K.: – Dla mnie będzie to ciekawy sezon. Zacząłem treningi zaprzęgiem czterokonnym – pierwsze zawody halowe już za mną. W sezonie otwartym może również uda mi się wystartować w tej kategorii. Oczywiście będę nadal jechał singlami, bo mam coś jeszcze do udowodnienia oraz chcę kontynuować ideę startów w MŚMK, gdzie zaprezentuję stawkę kilku koni.
Co chcecie osiągnąć w nowym roku?
W.K.: – Zająć pozycję medalową w MP w singlach. Chciałabym także przygotować kilka koni do startu w MŚMK i powalczyć o medale.
B.K.: – Będę chciał obronić tytuł mistrza Polski oraz uplasować się wysoko w rankingu FEI. Na pewno wystartuję w MŚMK, gdzie celem jest zdobycie medali.
Dziękuję wam bardzo za rozmowę i trzymamy kciuki!