Być koniarzem…

Z Wandą Wąsowską, Jarosławem Wierzchowskim i Adamem Grzegorzewskim – przedstawicielami trzech pokoleń koniarzy, o szacunku dla koni, potrzebie rozumienia naturalnych potrzeb tych niezwykłych zwierząt, o konieczności pogłębiania swojej wiedzy i zdobywaniu doświadczenia – rozmawia Ewa Jakubowska.

Wanda Wąsowska

Wanda Wąsowska

Olimpijka, dwukrotna wicemistrzyni Polski w ujeżdżeniu i trenerka, wychowała pokolenia wspaniałych jeźdźców. Od 60 lat uczy nas, jak być prawdziwymi, odpowiedzialnymi i mądrymi koniarzami.

Co to znaczy być koniarzem?

Mówiąc o koniarzu, trzeba to pojęcie rozdzielić. Koniarz może być dwojaki – koniarz hodowca oraz koniarz jeździec i trener. Oczywiście można być hodowcą, trenerem i jeźdźcem jednocześnie.

Koniarz hodowca to człowiek, który przede wszystkim ma w sobie jakiś zmysł, jak to się mówi, nos koniarza. Widzi konia, którego stworzy. Wie, jak dobrać klacz do ogiera pod kątem tego, co chce uzyskać w następnym pokoleniu. Ale to nie wszystko, koniarz musi się znać na żywieniu, rozrodzie, łąkarstwie, odchowie źrebiąt, anatomii i fizjologii konia i wielu innych dziedzinach. Przede wszystkim jednak musi mieć ten zmysł hodowlany. Moim zdaniem z tym człowiek musi się urodzić, tego się nie nauczy.

Koniarz jeździec i trener powinien mieć charakter, dużo samozaparcia, wytrwałości, spokoju i systematyczności. Niezbędne jest zdrowie i sprawność fizyczna. Trener musi być w stanie wsiąść na konia i pokazać uczniowi, co chce uzyskać i w jaki sposób. Nie wyobrażam sobie, żeby nie znał się na stajennej pracy i oczywiście na żywieniu. Trener musi też być psychologiem. Jest jeszcze jedna rzecz, która powoduje, że jest się koniarzem – zamiłowanie. To nie tylko miłość do koni, ale w ogóle do zwierząt. Bo jak mówił ksiądz Twardowski, nie mamy dwóch serc – jednego dla ludzi, drugiego dla zwierząt. To coś, co się dziedziczy.

W jaki sposób człowiek staje się koniarzem?

Ja stałam się koniarzem z urodzenia. Przeważnie dziedziczymy nie po rodzicach, tylko po pokoleniu wcześniejszym, po dziadkach, w moim przypadku zdecydowanie był to wujek, wybitny jeździec Janusz Komorowski. Pochodzę z rodziny ziemiańskiej, wśród ziemiaństwa wszyscy jeździli konno, wszyscy hodowali konie, krowy, świnie. Jeśli człowiek urodzi na wsi, będzie mu bliżej do zostania koniarzem niż człowiekowi z ulicy Marszałkowskiej. Kiedy byłam w Kadynach na praktykach dyplomowych, poszłam do obory, poprosiłam, żeby pozwolili mi wydoić krowę, bardzo to lubiłam. Pozwolili, siadłam, wydoiłam i wydoiłam ją superdobrze. A oborowy zażartował: No co, a pani nauczyła się doić na rogu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich? Jeżeli człowiek urodził się w rodzinie, gdzie jest tradycja jeździecka, hodowlana czy rolnicza (jeździectwo jest silnie związane z rolnictwem), to już z tej racji będzie mu bliżej do koni. Mówiąc o tym, jak człowiek staje się koniarzem, akcentowałabym jednak przede wszystkim miejsce urodzenia.

Natomiast współcześnie droga do zostania koniarzem jest otwarta dla wszystkich, dla mieszczuchów również. Zainteresowanie jeździectwem ciągle rośnie. Kiedyś w województwie mazowieckim było zaledwie kilka klubów, dwie Legie, Wolta i Jeziorko Czerniakowskie. Teraz na Mazowszu jest 350 klubów i ciągle powstają nowe. Czyli dostęp jest łatwy dla ludzi chcących uczyć swoje dzieci czy samemu jeździć konno. Możliwości są ogromne, a popularność jazdy konnej rośnie. Stajnie czekają. Trenerzy czekają, instruktorzy czekają, tacy, którzy nie mają uprawnień, też niestety czekają…

Czy istnieje coś takiego jak kodeks koniarza?

Nie ma kodeksu pisanego, ale niepisany jest. Przede wszystkim trzeba być człowiekiem uczciwym. Trzeba kochać i szanować zwierzęta. Koniarz powinien być postacią… no, nie powiem nieskazitelną, bo takich nie ma, ale uczciwą, która dobrze zachowuje się w stosunku do konia i podopiecznych. Gdybyśmy pisali kodeks, to właśnie na pierwszym miejscu powinien się znaleźć właściwy stosunek do konia. Nie będę podawać nazwisk, ale byli tacy, który bili konie po głowie, byli tacy, których ich koń się bał. Koń nas musi szanować, a nie bać się. Ja zawsze dbałam o to, aby konie mnie kochały. Przychodziłam do nich zawsze z nagrodą: cukrem, chlebkiem, smakołykiem czy choćby trawą. Konie wiedziały, że z moim przyjściem łączy się coś dobrego. W kodeksie koniarza powinno być napisane, że właściciel konia dba o to, aby zwierzę miało zapewnione właściwe warunki, czyli takie, które spełniają jego naturalne potrzeby. Czyli właściciel musi zapewnić koniowi dobrą stajnię i właściwą opiekę. Znam taki przypadek, kiedy folblutkę trzymano w komórce, z której nawet jej nie wyprowadzano. Kiedy wyszła na zewnątrz, to omal nie zwariowała. Odkupiliśmy ją z panem Orłowskim, kiedy już miała dużo lat. Niestety znam także człowieka, który zamknął swoje konie i wyjechał na urlop. Kiedy w końcu sąsiedzi się zorientowali, że coś jest nie w porządku, to dla dwóch, trzech koni było już za późno – padły, reszta była odwodniona i niedożywiona! Takich ludzi koniarzami nazywać nie można. Trudno ich nawet nazwać ludźmi…

Kim jest współczesny koniarz?

Koniarz jest zawsze koniarzem, chociaż to pytanie jest tylko pozornie łatwe. Koniarz jest sportowcem, chce jeździć konno, chce uczyć, chce hodować, chce obcować ze swoim wierzchowcem. Ale może na przykład chcieć imponować innym ludziom. Bardzo bogaci kupują sobie konia po to, żeby go mieć. Kiedy z partnerem idą grać w golfa, to mówią: „właśnie kupiłem konia mojej żonie” albo po prostu „mam konia”. I on, taki „współczesny koniarz”, wcale na tym koniu nie jeździ. Ale go ma, bo chce, bo go na to stać. Albo „współczesny koniarz” kupuje konia i daje komuś do treningu. Nie wiem, czy możemy go nazwać koniarzem, ale takich ludzi jest bardzo dużo. Traktują konia jako inwestycję, także w podniesienie swojego prestiżu. Ale wróćmy do prawdziwych koniarzy.

Współczesny koniarz troszkę inaczej pracuje niż to dawniej bywało. Jeśli jest trenerem, ma do czynienia z bogatymi, dobrze sytuowanymi ludźmi, przeważnie z rodzicami młodych adeptów jeździectwa – i to jest najtrudniejsze… Kiedy pracowałam na Legii, koń był za darmo, siodło za darmo, wszystko za darmo, a dziecko miało przychodzić na treningi. Wybierałam więc dzieci zdolne, bo chodziło o sukces. Jeżeli dziecko było niegrzeczne, to kazałam zsiadać z konia i prowadzić go przez 15 minut w ręku. Dzisiaj jako trener dostaję konia do treningu, z rzędem (czasem bardzo kosztownym), rodzic płaci za utrzymanie konia, za lekcje, żeby tylko dziecko jeździło… i jak ja mogę podskoczyć? Jak dziecko będzie nieposłuszne, a ja podskoczę, to stracę klienta…

Co możemy zrobić, żeby ukształtować taki wizerunek koniarza, z którego moglibyśmy być dumni?

To jest dobre pytanie, szczególnie dla mnie. Moja uczennica Ania Bienias zwykła mówić: Pani mnie stworzyła. Jestem wdzięczna za to, że kazała mi pani każdą szlufkę dopinać, patrzyła, czy koń jest czysty. Za to, że nauczyła mnie pani szacunku do konia i punktualności, że o wszystko pani zadbała, ja nigdy pani tego nie zapomnę. W tych słowach kryje się owa tajemnica kształtowania wizerunku koniarza. Ukształtowałam Annę Bienias, ale także wielu innych koniarzy, z których możemy być dumni. Wszyscy zawsze mówili o mnie: Wąsowska ma parszywe oko, ona wszystko widzi. Nie było takiej rzeczy, której z daleka nie dostrzegłam, i mimo że teraz jestem już stara, to na wzrok nadal nie narzekam. Zawsze zwracałam uwagę na czystość sprzętu, konia, na wygląd zawodnika i na to, czy jeździec ma właściwy stosunek do konia. U mnie na treningach trzeba było być porządnie ubranym, najlepiej w granatowy sweter z białym kołnierzykiem. Buty musiały być czyste! Ale zwracałam także uwagę na swój własny wygląd. Miałam być dla swoich uczniów przykładem, dlatego musiałam bardzo o siebie dbać. Kiedy dostaliśmy zielone światło na Mistrzostwa Europy Młodych Jeźdźców, jeździłam z zawodnikami do krawca do miary i do szewca. Kiedyś nie można było kupić butów jeździeckich. Szyła je tylko spółdzielnia wojskowa, dlatego trzeba było zadbać o to, aby buty były odpowiednio wysokie. Dbając o szczegóły, kształtowałam zawodników, koniarzy – tych, którzy obecnie przejęli pałeczkę i sami teraz kształtują kolejne pokolenia jeźdźców. Oczywiście nie tylko chodzi o wygląd! Moim podopiecznym robiłam spotkania i wykłady, na których dzieliłam się swoją wiedzą na temat żywienia, opieki nad końmi i wszystkiego, co powinni wiedzieć ludzie obcujący z tymi zwierzętami – byłam do tego przygotowana przez lata praktyki. Kiedy zostałam trenerem i zawodnikiem na pełny etat, ukończyłam dwie uczelnie – Zootechnikę i AWF, połączenie dobre i gwarantujące solidną wiedzę. Poza tym 16 lat pracowałam w Stadninie Koni Rzeczna. Tam było wszystko – wiedza i praktyka dotycząca hodowli, żywienia, łąkarstwa, zbiorów zbóż i innych roślin… Ukształtowałam bardzo wielu koniarzy. Swego czasu przyjeżdżał do mnie na treningi Jarosław Wierzchowski. Nie było wtedy dyktafonów, kamer wideo i różnych nowoczesnych sprzętów do rejestracji. Przyjeżdżał więc z żoną, która siedziała na treningu i skrzętnie notowała moje uwagi i wskazówki. Kiedy dowiedziałam się, że oprócz mnie wywiadu do „Hodowcy i Jeźdźca” udzielił Jarosław Wierzchowski, powiedziałam: bardzo dobry wybór!


Jarosław Wierzchowski

Jarosław Wierzchowski

Zawodnik i trener ujeżdżenia, od ponad 40 lat jeździ konno. Wytrenował wielu zawodników i koni zdobywających medale w kraju i za granicą.

Co to znaczy być koniarzem?

W moim rozumieniu być koniarzem to przede wszystkim być odpowiedzialnym za konia, z którym przyszło się nam związać. Ta odpowiedzialność musi być podparta wiedzą, która pomaga stworzyć warunki do współpracy z koniem w jak najbardziej zgodnych z jego naturą okolicznościach. Innymi słowy koniarz musi pozwolić być koniowi koniem, tak jak ukształtowała go natura, i porozumiewać się z nim w sposób dla niego zrozumiały. Trzeba pozwolić mu na kontakt z innymi końmi, regularne wychodzenie na wybiegi, żywić zgodnie z tym, jak został ukształtowany w toku ewolucji. Wtedy na pewno zasłużymy na miano koniarza, przynajmniej w oczach naszego konia.

W jaki sposób człowiek staje się koniarzem?

Zostanie koniarzem to proces ewolucyjny, któremu można nadać bieg, ale chyba nigdy nie widać jego końca. Zaczyna się od fascynacji, później „uczłowieczania” koni (często z dużą dla konia szkodą), a w końcu – po zaakceptowaniu odmiennej niż ludzka natury zwierzęcia „uciekającego”, roślinożernego, a przede wszystkim stadnego – etap nauki jego zachowań, potrzeb i reakcji. I tak po pewnym czasie konia „zaczyna się czuć”. Znając jego potrzeby i zachowania, uczymy się przewidywać jego reakcje, oddziaływać na niego w sposób jak najbardziej przez niego zrozumiały. Wtedy stajemy się koniarzami.

Czy istnieje coś takiego jak kodeks koniarza?

Kodeks koniarza jest w zasadzie odpowiedzią na powyższe pytania. Trzeba być przede wszystkim fair w stosunku do swojego konia. Trzeba wiedzieć, w jaki sposób pracować z nim jako partner i jak prowadzić go, aby w twoich rękach rozwijały się jego talenty.

Kim jest współczesny koniarz?

W moim odczuciu współczesny koniarz niczym nie różni się od pokoleń dawnych koniarzy i chyba niczym nie będzie różnił się od tych przyszłych. W jednej z piosenek kabaretu Olgi Lipińskiej śpiewano: Ludzie nie zmieniają się, lecz tylko ich pojazdy. Koń zawsze pozostanie koniem, podobnie jak niezmienna przez tysiąclecia pozostaje natura człowieka. Nie da się bowiem zmienić biegu milionów lat ewolucji nawet w ciągu kilku tysięcy lat.

Co możemy zrobić, żeby ukształtować taki wizerunek koniarza, z którego moglibyśmy być dumni?

Ten wizerunek kształtuje się już od dłuższego czasu. W Polsce odbywa się coraz więcej klinik szkoleniowych, sympozjów, poszerza się oferta książek, czasopism i płyt instruktażowych. Powszechny dostęp do internetu przyczynia się jednak do tego chyba w największym zakresie. Oczywiście, przekazywana wiedza może mieć różną wartość, jednak każdy może wykorzystać coś, co pasuje do jego potrzeb najbardziej. Ważne jest również zachowanie otwartej głowy i niezamykanie się na wiedzę innych osób. W swojej książce Jeździectwo naturalne bez tajemnic Robert M. Miller opisuje, jak zauroczony pokazem jeździeckim Francisco Zamorry, podszedł do niego tuż po występie, aby zapytać, od kogo nauczył się tak dobrze komunikować z końmi. Akurat tuż obok Zamorry jego pracownik sprzątał pozostawiony po pokazie sprzęt. – Od kogo się pan nauczył tak jeździć – miał zapytać Miller. Zamorra wskazał na pracownika i powiedział: – Od jego ojca. Gdy zdziwiony Miller zaczął dopytywać, Zamorra odpowiedział: – Ja po prostu słuchałem tego, co mówił jego ojciec. On nie. Tak więc to od nas zależy, czy w pracy z końmi wybierzemy drogę Zamorry, czy szczytem naszych ambicji będzie jedynie sprzątanie placu po prawdziwych koniarzach.


Adam Grzegorzewski

Adam Grzegorzewski

19-letni zawodnik, dwukrotny złoty medalista Halowego Pucharu Polski w skokach w kategorii juniorów i młodych jeźdźców. Brązowy i srebrny medalista MP. Podczas Grand Prix Lublina wywalczył 3. miejsce na Okarino sp i odebrał dla swojego wałacha naszą nagrodę dla Najlepszego Konia Polskiej Hodowli w konkursie. Podczas warszawskiej Cavaliady w konkursie Speed & Music, zaliczanym do rankingu FEI, para zajęła 2. miejsce.

Co to znaczy być koniarzem?

Jest to bardzo potoczne określenie miłośnika koni czy też osoby blisko związanej z końmi.

W jaki sposób człowiek staje się koniarzem?

Myślę, że z końmi jest podobnie jak z każdą inną pasją – można zagłębiać się w nią powoli, stopniowo i „nabierać apetytu w miarę jedzenia”, co miało miejsce w moim przypadku. Kiedyś jednak spotkałem się z terminem „przeżycie krystalizujące”, które oznacza odkrycie swoich predyspozycji, uzdolnień, drogi życiowej, czegoś, co sprawia nam wyjątkową radość w wyniku pierwszego zetknięcia się z daną dziedziną życia. I myślę, że dla wielu osób pierwszy kontakt z koniem może stanowić tego typu przeżycie, które później oczywiście przeradza się w styl życia. Także koniarzem można stać się na wiele sposobów.

Czy istnieje coś takiego jak kodeks koniarza?

Nie słyszałem, ale na pewno istnieje niepisany kodeks, który intuicyjnie odczuwa każdy miłośnik zwierząt.

Kim jest współczesny koniarz?

Moim zdaniem radość obcowania z tymi zwierzętami nie jest związana w żaden sposób ze współczesnością, przeszłością czy przyszłością. Sądzę, że cechy osobowościowe miłośnika koni pozostały niezmienne na przestrzeni wieków. Różnice polegać mogą jedynie na wiedzy i umiejętnościach, które posiadamy teraz, a jakich nie mieli nasi przodkowie.

Co możemy zrobić, żeby ukształtować taki wizerunek koniarza, z którego moglibyśmy być dumni?

Kształtowanie wizerunku proponuję zostawić politykom i celebrytom, bo w stajni na nic się on nie przyda. Koniarz to przede wszystkim człowiek, więc może warto zadać sobie pytanie – jak iść przez życie by być dumnym z siebie.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse