Anna Stojanowska
XXXIV Narodowy Pokaz Koni Arabskich Czystej Krwi w Janowie Podlaskim
Polacy lubią daty i liczby. To nasza historyczna naleciałość. Celebrujemy rocznice, wzruszają nas „lecia” i zawsze staramy się pamiętać, jaki przedział czasowy oddziela następujące po sobie wydarzenia. Kiedy więc w piątkowe sierpniowe popołudnie na placu pokazowym w Janowie Podlaskim padło z głośników: Dobry wieczór Państwu, przynajmniej połowa obecnych pamiętała, że oto staje się faktem XXXIV Narodowy Pokaz Koni Arabskich Czystej Krwi.
Rozpoczęcie Dni Konia Arabskiego wszystkich – zarówno organizatorów, jak i wystawców, gości, klientów czy obserwatorów – przyprawia o lekki dreszcz ekscytacji, wyczekiwania. To piękna impreza, o wyjątkowej duszy, niespotykanym klimacie, pozostająca jak zielona wyspa normalności na tle zaciętej walki podczas innych czempionatów. Rywalizacja, owszem, istnieje, ale stanowi rodzaj silnika napędzającego zdrowe emocje. I zdrowy rozsądek. A przynajmniej tak chcielibyśmy ją postrzegać…
Sędziowie, zapraszani do Janowa z najróżniejszych zakątków świata, poddają się temu klimatowi. Z jednej strony towarzyszą im obawy, bo pokaz niełatwy, koni dużo, często bardzo dobrych, tempo mordercze i odpowiedzialność, a jakże, spora. Z drugiej – atmosfera rodzinnego pikniku, uśmiechnięte twarze, bez presji zwycięstwa za wszelką cenę. Wygrani się cieszą, przegrani… też się cieszą – nadzieją, że następnym razem będzie lepiej. Tegoroczna komisja sędziowska – w składzie: Christiane Chazel z Francji, Ferdinand Huemer z Austrii, Peter Pond z Australii i Jaroslav Lacina z Czech – starała się poddać miejscu i chwili. Mimo że w większości polskie linie hodowlane nie były kierunkiem, którym podążali, przyjechali do Janowa Podlaskiego, aby bezstronnym, chłodnym okiem przyjrzeć się wystawianym klaczom i ogierom, aby oddzielić personalne upodobania i kurtuazję od profesjonalnej oceny. Aby się przekonać, że najlepsze konie można znaleźć tylko w Polsce. I nawet jeśli przysłowiową koszulą bliższą ciału są linie egipskie, to dobry koń pozostaje dobrym koniem. A takich w narodowym czempionacie nie brakowało.
Niemal 140 zgłoszeń to w ostatnim czasie wyczyn na miarę złowienia złotej rybki w przydomowym stawie. Liczne klasy klaczy, szczególnie rocznych, stają się już niemal tradycją. Podobnie jak słabsze klasy ogierów starszych. Takie czasy. Generalnie obraz tegorocznego pokazu tworzą mocne, wysokiej jakości reprezentacje zarówno hodowli państwowej, jak prywatnej.
Nawet pogoda oszczędziła wystawców. W sąsiednich województwach szalały burze, chłostały deszcze i zimne podmuchy wiatru, a w Janowie, poza niewielkim sobotnim prysznicem – słonecznie, ale nie gorąco, rześko, ale nie zimno, po prostu tak jak trzeba. W niedzielę przed finałami trybuny pękały w szwach, a z każdym prezentowanym koniem ujawniał się nowy fanklub, głośno dopingujący ulubieńca.
Dojrzałość kontra młodość…
Najtrudniejszy, ale może w związku z tym najciekawszy okazał się wybór czempionki klaczy młodszych, do którego przystąpiło 12 finalistek. Jedna lepsza od drugiej. O palmę pierwszeństwa walczyła młodość i świeżość roczniaczek z doświadczeniem, kalibrem i dojrzałością dwu- i trzylatek. Jak widać, na sukces warto czasami poczekać, by w pełni docenić jego smak. Urodzona w 2009 r. w Janowie Podlaskim zachwycającą gniada PRIMERA, po Eden C od Preria po Ararat, doczekała się swoich pięciu minut. Zasłużenie. Wybrana młodzieżową czempionką Polski, świeciła wewnętrznym blaskiem.
Wiele lat minęło, przynajmniej od czasu udanego występu Celsjusza w 2007 r., odkąd białeckie konie stawały na podium. W zeszłym roku błysnęła w prawdzie Egema, ale ona w Białce już nie mieszka, za to zalicza kolejne wygrane na konto nowego właściciela. Natomiast w tym roku na ring wkroczyła roczna siwa PERFINKA, po Esparto od Perfirka po Gazal Al Shaqab, i sprawy zaczęły wyglądać zupełnie inaczej. Perfinka przeniosła Białkę w nową erę i spowodowała, że oczy hodowców i miłośników koni arabskich zaczęły spoglądać na stadninę z podziwem. Perfinka – typowa, szlachetna, dobrze się ruszająca – została młodzieżową wiceczempionką Polski. Na takie klacze warto czekać całe życie.
Brązowy medal za sprawą EMANDILLI, po Om El Shahmaan od Espadrilla po Monogramm, pojechał do Michałowa. W pierwszej piątce znalazły się bardzo urodziwa POTENTILLA, po Ekstern od Panonia po Eukaliptus, ze Stadniny Koni Janów Podlaski i egzotyczna PERLAHABA, po Al Lahab od Pernacja po Ekstern, ze Stadniny Koni Falborek Arabians Krzysztofa Goździalskiego.
Wybór młodzieżowego czempiona Polski był przewidywalny jak śnieg zimą na Alasce. Bezkonkurencyjny i absolutnie porażający występ zaliczył dwuletni, kapitalnie się ruszający gniady EQAUTOR, po Qr Marc od Ekliptyka po Ekstern, ze Stadniny Koni Michałów. W zeszłym roku z różnym skutkiem potykał się z Pogromem z Janowa Podlaskiego. W tym – doroślejszy i niebywale charyzmatyczny – po prostu nie miał sobie równych. Za chwilę przyjdzie mu się zmierzyć ze światową czołówką w najpoważniejszych Title Show, a na razie cieszymy się, że rośnie nam doskonały ogier.
Niemałe wzruszenie hodowców wywołało przyznanie tytułu wiceczempiona Polski trzyletniemu EMARCOWI, po QR Marc od Eksterna po Ekstern, ze Stadniny Koni Falborek Arabians. Emarc zaczarował sędziów świetnym ruchem i zniewalającym bukietem, pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu. Brązowy medal ozdobił szyję delikatnego BAROKA, po Om El Bellissimo od Baida po Balon, z Janowa Podlaskiego, czwarte i piąte finałowe miejsca podzieliły między siebie michałowski roczny EMIRZO, po Enzo od Emira po Laheeb, i dwuletni POMIAN po Gazal Al Shaqab od Pilar po Fawor, z Janowa Podlaskiego.
Czempionat klaczy starszych od zawsze wywołuje największe wzruszenie. Pojawienie się dostojnych finalistek, jakby doskonale świadomych swego ponadczasowego piękna, łączących dumę i klasę z delikatnością i żeńskością, zapiera dech i wypompowuje powietrze z płuc. Nawet doświadczeni obserwatorzy, wieloletni hodowcy i wystawcy śledzący pokazy od lat też ulegają tej magii. Oprawa muzyczna, serwowana przez Romka Koszpera, podczas ich wstępu jest też inna, jakaś nostalgiczna, eteryczna… magiczna. Te klacze wchodzą i nagle wypełniają sobą nie tylko główny plac, ale koncentrują całą uwagę wszechświata. Sędziowie też poddają się tej magii. Chodzą, oglądają, czasami głaszczą piękne, wygięte szyje. Same Alicje w krainie czarów.
Wybrali PALMETĘ, po Echo od Pilica po Fawor, z Janowa Podlaskiego, która jako jedna z nielicznych zebrała dwie dwudziestki podczas występu w klasie. Klacz niezwykłą pod każdym względem. Przez następne 12 miesięcy będzie nosić koronę Narodowej Czempionki Polski. Srebrny medal należał do mocnej EL SHAGIRY, po Galba od Emira po Laheeb, ze Stadniny Koni Michałów. Brązowy wywalczyła bardzo szlachetna SEFORA, po Ekstern od Sawantka po Pepton, z Janowa Podlaskiego. A stawkę finalistek uzupełniły subtelna PILAROSA, po Al Adeed Al Shaqab od Pilar po Fawor, z Janowa Podlaskiego i zamaszysta EL PIATZOLLA, po WH Justice od Enya po Ekstern, hodowli ZPH Strusinianka Ltd.
Niezbyt liczne klasy ogierów starszych wyłoniły czterech finalistów. Swoją życiową szansę wykorzystał bardzo obiecujący syn ogiera Pesal – PALATINO, który razem z matką, chwilę wcześniej dekorowaną Palmetą, powiększył kolekcję złotych medali w Janowie Podlaskim. Tym sposobem wszystko zostało w rodzinie. Sędziowie jednomyślnie wskazali Palatino na złotego medalistę.
Dziewięcioletni już PEGASUS (rety, jak ten czas leci!), po Gazal Al Shaqab od Pepesza po Eukaliptus, najpierw został zwycięzcą klasy ogierów 7-letnich i starszych, a następnego dnia wiceczempionem Polski. Brązowy medal sędziowie przyznali eleganckiemu kasztanowatemu ELMARANOWI, po Al Maraam od Ekstera po Ekstern, hodowli i własności Wojciecha Parczewskiego. Finałową czwórkę uzupełnił doskonale znany SALAR, po Ecaho od Saba po Etat, który przez ostatnie lata odkrywał głównie uroki pracy pod siodłem.
Czterokrotnie odegrano hymn Polski – podczas każdej dekoracji czempionów, wręczono puchary, zawieszono girlandy z kwiatów, wybrano najlepszego konia pokazu – Best In Show, którym została, któż by inny, PALMETA. I kolejny narodowy pokaz przeszedł do historii. Pozostały jeszcze do rozdania nagrody specjalne, miłe uzupełnienie emocjonujących chwil. Najlepszym trenerem i prezenterem czempionatu ogłoszono po raz drugi Pawła Kozikowskiego z Janowa Podlaskiego, którego koledzy po fachu tradycyjnie podrzucili parokrotnie w powietrze i nawet nie upuścili.
Ale prawdziwe łzy wzruszenia wycisnęła PIANISSIMA, kradnąc show wszystkim. Do ogromnej ilości nagród, które wygrała w ciągu swojego niedługiego, ale pracowitego życia, dołączyła jeszcze jedną, przechodnią – Trofeum WAHO (Światowej Organizacji Konia Arabskiego) – przyznawaną dla wybitnego przedstawiciela rasy arabskiej hodowli polskiej. Chyba nikt bardziej niż ona nie zasłużył na to wyróżnienie. Jej pojawienie się na placu wywołało poruszenie równe nieoczekiwanemu występowi hollywoodzkiej gwiazdy. Fotoreporterzy rzucili się z obłędem w oczach, błyskając fleszami, trybuny krzyczały i klaskały, a sama zainteresowana, z miną wyniośle obojętną, przyjmowała te oznaki uwielbienia jak zupełnie należne hołdy. I wtedy Marek Trela – prezes Stadniny Koni Janów Podlaski – oświadczył, że jest to ostatni w życiu publiczny występ Pianissimy. Na pokazach osiągnęła wszystko, teraz przyszedł czas, aby mogła cieszyć się życiem normalnego konia, korzystać z dobrodziejstw pastwisk i swobody, zmyć sceniczny makijaż i tarzać się w piachu do woli. Po raz ostatni po placu pokazowym przeprowadzili Pianissimę jej trenerzy: Johana Ulstrom ze Szwecji i Greg Gallun ze Stanów Zjednoczonych. Zrobiło się jakoś podniośle, trochę smutno, trochę gorzko. Pianissima wróciła do stajni, a gości i wystawców ogarnęła gorączka przygotowań do aukcji.
Aukcja trochę bez historii…
Od wielu lat nie było w Janowie Podlaskim tak trudnej aukcji jak tegoroczna. Trudnej nie ze względu na wynik finansowy, który w rezultacie okazał się pozytywny, czy niewystarczającą jakość koni, bo tegoroczna stawka była wyrównana i dobra. Pozornie mechanizm zadziałał. To tak jakby w wieloelementowych puzzlach ktoś wyjął jeden fragment. Powstały obraz z dystansu wygląda na pełny i nienaruszony, ale cała konstrukcja układanki zostaje zaburzona. I aby znowu poczuć komfort i przyjemność z oglądania dzieła kompletnego, dopracowanego w szczegółach, trzeba ten brakujący element znaleźć.
Janowska aukcja, już 43., to nie tylko istotna impreza handlowa, która wielu hodowcom – ze względu na wysokie ceny sprzedawanych koni – pozwala na dalszy rozwój i rozmach. Nie sposób przecenić jej znaczenia promocyjnego, kulturowego, socjologicznego, wreszcie politycznego. Była i nadal jest prawdziwym oknem na świat, zapewniającym zdrową wymianę powietrza w obydwie strony. Oczywiście przez ponad cztery dekady bywało różnie. Mijały lata złote, wręcz niebywałej koniunktury na polskie konie i nieprzebranego strumienia dewiz wpływającego do kraju, bywały lata trudne, a nawet niebezpieczne, kiedy pod znakiem zapytania stało przeprowadzenie samej imprezy. Ostatnie dwanaście lat to mimo wszystko czas stabilnej pozycji aukcyjnej sprzedaży, z niewielkimi wahnięciami. Ludzie związani bezpośrednio z samą imprezą powoli zaczęli wierzyć w jej dobrego ducha i nieprzemijalność.
I chociaż od kilku lat ogólnoświatowy kryzys groźnie szczerzył kły, choć informacje docierające z różnych stron wskazywały na spadek cen, nadmiar koni na rynku i trudności ze znalezieniem nabywców, wydawało się, że i tym razem aukcja Pride of Poland oprze się przeciwnościom losu. Oczywiście nikt nie pozostawał głuchy ani ślepy na sygnały z zewnątrz. Tym bardziej że już sprzedaż ostatnich dwóch lat poruszyła czułe struny i z jednej strony była dość wyraźnym drogowskazem nadchodzących tendencji, z drugiej przypominała o realiach panujących cen.
Wyłączając fajerwerki cenowe lat 2008 i 2009, spektakularne sprzedaże Kwestury, Pinty i Fallady, wyniki roku 2010 na poziomie 1 200 000 euro i 2011 na poziomie 1 700 000, przy dodatkowym niewywiązaniu się klienta z Australii z powziętych zobowiązań, kurtyzowały oczekiwania do bardziej zdroworozsądkowych rozmiarów. Dlatego, zakładając, że nie będzie łatwo, począwszy od zeszłego roku zmniejszano liczebność oferty głównej. W roku 2009 zawierała 36 koni, w 2010 – 35, w 2011 już 31, w 2012 „ciężar gatunkowy” niosło 28 klaczy. Za to pojawiły się w niej gwiazdy, na które wielu hodowców przez lata spoglądało łakomym wzrokiem, uznając za nieosiągalne.
Zarówno hodowla państwowa, jak i prywatna zmierzyły się z trudną rzeczywistością i, zdając sobie sprawę, że przesycony i słaby rynek nie zareaguje na przeciętną propozycję, zaoferowały naprawdę wyrównaną, dobrą stawkę. Koncentrowała się na koniach młodych, o zróżnicowanych, ciekawych rodowodach, często wybitnych karierach pokazowych i hodowlanych. Przedaukcyjny szum, zaciekawienie wywołane po ukazaniu się katalogu, wizyty potencjalnych klientów i agentów wskazywały na słuszność podjętych decyzji. Oczywiście – jak zawsze przed samą aukcją i jak zawsze w typowo polskim stylu – wskazany był umiarkowany optymizm. Co kraj to obyczaj…
I jak co roku na rozpoczęcie licytacji czekały wypełnione po brzegi trybuny janowskiej hali, kolorowy, falujący sektor VIP i podenerwowani wystawcy.
Na pierwszy ogień poszła michałowska DIORAMA, siwa, ośmioletnia córka ogiera Gazal Al Shaqab, która mimo początkowo dość wartkiej licytacji nie osiągnęła zadowalającej ceny. Zdążyliśmy się już jednak przyzwyczaić do swoistego tempa i melodyki aukcji. Klienci potrzebują czasu, aby nabrać rozpędu i w ciągu ostatnich lat zdarzało się już, że koń z numerem jeden schodził niesprzedany. Wystawiana z numerem drugim urodzona w Białce CYMRA, po Ekstern od Cyfra po Pesal, trafiła na podatniejszy grunt i znalazła nabywcę z Arabii Saudyjskiej, za realną cenę 20 000 euro.
Ale prawdziwe emocje wzbudziło dopiero pojawienie się EJRENE… Urodzona w Michałowie, gniada, nieduża klacz o porcelanowej, wręcz nierzeczywistej głowie, stanowiła jedną z głównych atrakcji tegorocznej aukcji. Od pierwszego pojawienia się na czempionatach uznawana za jedną z najurodziwszych urodzonych w Polsce córek ogiera Gazal Al Shaqab. Dotychczas żyła otoczona aurą wyjątkowego zjawiska. Oczekiwano za nią ceny wysokiej, ale nie absurdalnej. Licytacja ruszyła od 200 000 euro i toczyła się energicznie do 400 000. Przy kwocie 440 000, na skutek niezrozumienia wzajemnych intencji między klientem a prowadzącym sprzedaż Scottem Benjaminem, klacz została odesłana do stajni niesprzedana. Wprawdzie powróciła na ring na zakończenie aukcji, klient potwierdził ogłoszoną wcześniej cenę 440 000 euro i ostatecznie Ejrene pojedzie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale z fantastycznej hali janowskiej jakby ktoś wypuścił powietrze. Atmosfera wyraźnie siadła i chociaż aukcja toczyła się dalej, a kolejne konie zmieniały właścicieli, tego elektryzującego napięcia, pewnej gorączkowości i niespotykanej nigdzie indziej aury nie dało się przywrócić.
Świetna janowska BENITA, po Enzo od Bogini po Arbil, znalazła nabywcę w Polsce, niezwykle urodziwa i utytułowana GATAKA, po Ekstern od Gwarka po Monogramm, hodowli i własności Agnieszki Wójtowicz, pojedzie do Arabii Saudyjskiej. I kiedy wreszcie przyszedł czas na kolejną wyczekiwaną bohaterkę i główną atrakcję aukcji – niebywale wręcz urodziwą i rewelacyjnie wyglądającą ETNOLOGIĘ, po Gazal Al Shaqab od Etalanta po Europejczyk, wydawało się, że wcześniejszy entuzjazm znów zawitał pod strzechę. Taką klacz chciałby w swojej stajni posiadać każdy, nic więc dziwnego, że walka o prawo posiadania Etnologii ruszyła dość energicznie. Powróciła dawna magia, niezrównana janowska publiczność kwitowała każde przebicie ceny gromkimi brawami. Z pojedynku zwycięsko wyszli hodowcy z Anglii, którzy nabyli Etnologię za 370 000 euro. Zawsze trochę żal, kiedy tak fantastyczny koń opuszcza polską hodowlę, cieszy natomiast fakt, że resztę życia klacz spędzi otoczona miłością i troskliwą opieką w zaciszu zabudowań Stadniny Halsdon Arabians.
Licytacja Etnologii i kilka numerów później dynamiczna sprzedaż BIRUTY, po Ekstern od Bajada po Pamir, którą za 100 000 euro nabył ten sam klient, były jednymi z ostatnich przejawów ożywienia na tegorocznej Pride of Poland. Pozostałe konie sprzedawały się za przyzwoite ceny, ale bez fajerwerków. Na 28 klaczy oferty głównej zaledwie 8 nie znalazło nabywców. Z 27 klaczy Selection Sale stajnie zmieni 13. Wynik tegorocznej sprzedaży to około półtora miliona euro, co w dzisiejszych czasach należy uznać za absolutny sukces finansowy. Gwiazdy nie zawiodły. A jednak… coś powoduje kwaśny posmak w ustach. Brak atmosfery, niemrawe reakcje klientów, których z różnych względów było znacznie mniej niż w zeszłym roku, zamieszanie przy sprzedaży Ejrene – wszystkie te czynniki i pewnie także inne wpłynęły na ogólne poaukcyjne wrażenie. – Poprawna aukcja, ale taka trochę bez historii – podsumowała wydarzenia organizująca imprezę Barbara Mazur z firmy Polturf. Ale janowskie aukcje budują historię, ba!, one ją tworzą. Trudne czasy mobilizują do większego wysiłku i stawiania czoła przeciwnościom. I dlatego w przyszłym roku musi być lepiej.