Dlaczego taki tytuł? „Against the clock” w terminologii jeździeckiej oznacza konkursy jeździeckie w skokach, w których kryterium klasyfikowania zawodników (przy tej samej liczbie błędów) jest czas, czas decyduje o wygranej: konkursy zwykłe, nawroty i rozgrywki na czas. Zasada kwalifikacji „against the clock” obowiązuje w wielu konkursach specjalnych: sztafetach, konkursach z jokerem, konkursach do pierwszego błędu i wielu innych. Walka o jak najlepszy czas jest jedynym kryterium w konkursach sędziowanych według tabeli „C”: myśliwskich, szybkości i zręczności, gdzie nawet popełnione błędy przeliczane są na czas. Niestety, wyrażenia „against the clock” nie da się łatwo przetłumaczyć na język polski. Istnieje wiele równoprawnych tłumaczeń: czas decyduje o wygranej, walka z czasem, z uwzględnieniem czasu, dosłowne – na przekór zegarowi, czy też najkrótsze – o czas. Wieloznaczność tego wyrażenia najlepiej oddaje to, o czym chcę mówić: dla wszystkich dyscyplin jeździeckich czas jest tą zmienną (we wszystkich swoich wymiarach), która decyduje o „być albo nie być”. Czas w jeździectwie liczy się od 0,01 s do… kilkudziesięciu lat kariery jeździeckiej, do całego życia związanego z końmi. W każdym ujęciu odgrywa znaczącą rolę. Wyczucie czasu jest sprawą kluczową nawet w konkursach dokładności, nawet w konkursach ujeżdżenia. Chcę jednak zacząć od tego, co wielu jeźdźców interesuje najbardziej: jak jeździć konkursy, w których o wygranej decyduje czas? W potocznym języku jeździeckim wszystkie takie przebiegi określamy jednym mianem: „ścigane”.
No właśnie, jak jeździć „ścigane”, od czego zacząć? Od… nie jeżdżenia ich. Najpierw trzeba się nauczyć przyzwoicie pokonywać parkury, w których najważniejsza jest staranność. Idealnie byłoby gdyby jeździec (i koń) mógł uczyć się przejazdów na szybkość w klasie łatwiejszej niż ta, do której „dorósł” w przejazdach na dokładność. Niestety, zasady organizacji zawodów praktycznie uniemożliwiają tego typu rozwiązanie. Może warto by rozważyć wprowadzenie w programy zawodów konkursów klasy „P” jako dwufazowych z drugą fazą też na dokładność? W przypadku niedoświadczonej pary można zastanowić się nad rezygnacją z rozgrywki, która zazwyczaj jest trudniejsza pod względem wymiarów przeszkód i trasy przebiegu a praktycznie zawsze na czas. Można też zrezygnować ze „ścigania się” i jechać na dokładność.
To brzmi trochę tak, jakby ściganie się było niebezpieczne?! Nie musi być niebezpieczne. Jazda na czas od jazdy na dokładność różni się zaledwie dwiema zmiennymi. W konkursach na dokładność przyjmujemy wyjściowe, założone, optymalne tempo i staramy się do niego wracać. Na czas – naturalny rozpęd konia umożliwia nam stałe, płynne zwiększanie tempa w sposób nie zaburzający mechaniki ruchu. Drugą zmienną jest trasa przejazdu. Na dokładność jedziemy po trasie optymalnej; na czas – po najkrótszej. Ale te dwie różnice sprawiają, że pogoń za czasem jest obarczona dużym ryzykiem. Zwiększone tempo powoduje wydłużenie foulé konia. Wywołuje podekscytowanie wierzchowca. Pozostawia mniej czasu na reakcję. Przeszkoda „zbliża się” szybciej. „Skracają się” odległości między przeszkodami. Jazda najkrótszą trasą oznacza często rezygnację z odbicia do skoku w najłatwiejszy dla konia sposób: na wprost środkowej części przeszkody. Dochodzą problemy z równoważeniem konia. Zwiększa się tendencja do przeniesienia równowagi (konia, jeźdźca, obu) na przód, do rozciągnięcia konia, do odstawienia zadu – sytuacji bardzo niepożądanej. Możliwość popełnienia błędu zwiększa się niebezpiecznie. Przy złej technice wykonywania zakrętu w dużym tempie istnieje niebezpieczeństwo spowodowania kontuzji konia a nawet wywrócenia się pary. Ekscytacja jeźdźca może dodatkowo utrudniać ocenę sytuacji. Niedoświadczony jeździec jest w stanie podyktować koniowi skrajnie trudne warunki skoku – i wzajemnie: niedoświadczony koń – jeźdźcowi. To naprawdę może kończyć się źle!
„Wmeldowanie w przeszkodę” daje zgubne skutki: od utraty wzajemnego (żmudnie budowanego) zaufania zaczynając, przez psychiczny uraz jeźdźca i konia, strach potrafiący się długo utrzymywać – do kontuzji zwierzęcia i człowieka (oby ich nigdy nie było!) włącznie. To wszystko powoduje olbrzymią stratę czasu w treningu i co najmniej zahamowanie postępów sportowych. Czy warto dla jednej setnej sekundy decydującej o wygranej np. walkmana stawiać pod znakiem zapytania całą wieloletnią sportową karierę jeźdźca i konia?! Szkoda czasu!
Na co nie szkoda czasu? Na dokładne, spokojne i precyzyjne obejrzenie parkuru najlepiej z doświadczonym doradcą. Na staranne zaplanowanie trasy przejazdu. Znajdowanie najkrótszej trasy ułatwia zwykła znajomość geometrii. Każda trasa składa się zawsze(!) z łuków i prostych. Oczywiście należy uwzględnić umiejętności swoje i konia. Co z tego, że znajdziemy skrót wymagający zakrętu o trzymetrowym promieniu skoro nie potrafimy go wykonać?
Czasu nie szkoda na wytrwały trening ujeżdżeniowy. Mamy możliwość dopracowania się elastyczności konia, natychmiastowej reakcji na pomoce, zwrotności, władania środkiem ciężkości konia – o stabilności własnego dosiadu i niezależności używania pomocy jeździeckich nie wspominając! Nie szkoda czasu na uczenie się od najlepszych. Polecam gorąco oglądanie telewizyjnych przekazów z Pucharu Świata (i nie tylko) i baczne obserwowanie dwóch zwycięskich przejazdów. Na trzecim lepiej już się nie wzorować! Bez przeszkód natomiast możemy uczyć się na błędach pozostałych. Każdy błąd ma swoją przyczynę! Odradzam przywiązywanie się do nazwisk, stylów i manier bo nawet najlepsi miewają okresy spadku formy.
Co zatem jest najważniejsze przy pokonywaniu parkurów?
TEMPO, RYTM, RÓWNOWAGA!
Jak to rozumieć? Tempo jest założoną prędkością pokonywania trasy, w jeździectwie liczoną w metrach na sekundę. Każdy jeździec powinien znać różnice pomiędzy tempem 300 – 400 – 450 i nie ulegać złudzeniu, że koń galopuje „za szybko”. Złudzenie „szybkości” konia wywołuje „trzymanie za pysk” z odstawioną łydką, stanie w strzemionach. Koń „ciągnie”! Takie jest wrażenie jeźdźca Tymczasem realny pomiar prędkości pokazuje: tempo mniejsze od 300m/s. Podobnego wrażenia, że koń szybko galopuje, doznajemy gdy koń szybko przebiera nogami. A to już jest kwestia rytmu.
Rytm jest czymś więcej niż tylko stałą częstotliwością foulé galopu. Rytmiczny, w sensie niemal muzycznym, musi być cały przejazd. Widoczne zmiany rytmu: przebieranie nogami pod siebie, „grzebanie się” konia lub nagle „zwolniony film” – są czymś okropnym. Należy pamiętać, że pomiędzy tempem, rytmem a długością foulé istnieją stałe współzależności. Wydłużenie foulé przy stałym rytmie powoduje zwiększenie tempa. Przyśpieszenie rytmu przy stałym tempie – to skrócenie foulé. Zwolnienie rytmu przy stałej długości foulé – to spadek tempa. F (foulé) x R (rytm) = T (tempo). Idealną sytuację mamy w konkursach na styl. Możemy (i powinniśmy) zachować stałe wszystkie trzy składowe. W konkursach na dokładność będziemy dążyć do zachowania stałego rytmu zmieniając w razie potrzeby długość foulé (i w związku z tym – nieznacznie – tempo).W konkursach „ściganych” wszystkie trzy wartości będą się zmieniać dynamicznie ale muszą zmieniać się płynnie. W celu zwiększenia tempa postaramy się zwiększyć nieznacznie długość foulé i równie nieznacznie przyspieszyć rytm – co będzie znacznie lepszym rozwiązaniem niż np. znaczna zmiana rytmu przy niezmiennej foulé. Taki sposób postępowania (niewielkie zmiany i długości foulé i rytmu) jest najbardziej zgodny z naturalną mechaniką ruchów konia i ułatwia zachowanie równowagi.
Równowaga jest to stan, w którym środek ciężkości jeźdźca, konia i wspólny nie przeszkadza ani jednemu ani drugiemu w wykonaniu ruchu.Równowaga ulega oczywistym zmianom w czasie parkuru. Te zmiany wynikają z dynamiki ruchu (na prostej, w skoku, na łuku, w zakręcie).Naszym zadaniem jest pod żadnym pozorem nie zaburzać równowagi konia np. rzutami ciała. Ale to mało. Naturalną tendencją konia przy dużym tempie i po każdym skoku jest silne przeniesienie ciężaru ciała na przód i rozciągnięcie się. Temu zjawisku musimy zdecydowanie przeciwdziałać starając się utrzymać ciężar ciała konia na zadzie. Jest to niezbędne ze względu na konieczność pokonania następnej przeszkody w optymalny sposób.
To wydaje się dosyć trudne… Przy zachowaniu podstawowych zasad jazdy parkurowej nie jest to takie trudne.
Jakie są te zasady? Parkury jeździmy półsiadem nazywanym zwartym lub głębokim. Od pełnego siadu różni się nieznacznym przesunięciem ramion przed pion (i związanym z tym pochyleniem bioder) przy silnym oparciu o strzemiona i stabilnej, przyłożonej, zamkniętej łydce. Koń stale jest na delikatnym ale wyraźnym kontakcie, prowadzony miękką ręką. Pomoce napędzające: dosiad, łydka muszą mieć zawsze(!) przewagę nad działaniem ręki. Pożądanego równoważenia konia dokonujemy bezpośrednio po każdym skoku i w każdym zakręcie. Po każdym skoku koń jest zamykany miękką ręką w momencie lądowania i „dojeżdżany” do ręki. Silnie zamknięta łydka i aktywny dosiad angażują zad i umożliwiają przeniesienie środka ciężkości na tył. Przyjęcie lądowania na strzemiona przy zamkniętej łydce umożliwia miękki powrót jeźdźca w siodło – koń płynnie galopuje dalej. Do następnej przeszkody galopujemy nie zmniejszając tempa – odległości „rozliczamy do przodu” przez płynne wydłużenie foulé. Aktywne działanie pomocy napędzających utrzymuje równoważenie na zadzie.
A zakręty? Każdy zakręt służy zebraniu konia – magazynowaniu energii napędzającej i sprężystości zadu. Koń podstawi zad o ile nie pozwoli mu się istotnie zwolnić i utrzyma się wygięcie tułowia zgodne z łukiem zakrętu. Zakręty też jeździmy „do przodu”. Duże tempo powoduje „składanie się” konia w zakręt. W naturalny sposób do wewnątrz podąża nasz środek ciężkości. Jest to podobne do pokonywania przy zjeździe z dużą prędkością wiraży na rowerze – składamy się do wewnątrz ale dzięki obciążaniu obniżonego zewnętrznego pedału i obciągniętej pięcie zapobiegamy wywrotce. Podobnie postępujemy na koniu. Takie działanie niewiele da jeżeli zapomnimy o zgodnym z łukiem wygięciu konia. Wejście w zakręt koniem prostym, sztywnym grozi upadkiem. Uzyskanie prawidłowego wygięcia jest niemożliwe bez działania łydek. Zewnętrzna łydka musi być nieco cofnięta i kontrolując zad utrzymywać żądane wygięcie kłody konia dookoła łydki wewnętrznej. Częstym błędem jest koncentracja jeźdźca w ferworze walki wyłącznie na działaniu wodzy i zapominanie o dosiadzie i łydkach. Koń pozbawiony działania pomocy napędzających zwalnia i odstawia zad.
A jak wygląda użycie wodzy? W zakręcie zewnętrzna wodza jest wodzą prowadzącą, dyktuje nieprzekraczalny promień zakrętu; wewnętrzna – wskazującą, wskazuje kierunek zakrętu. Przewaga działania wodzy wewnętrznej powoduje obronę konia: ucieczkę od nacisku, „wypadanie” z zakrętu i utratę równowagi. Skoro już jesteśmy przy wodzach… Parkury, zwłaszcza „ścigane”, należy jeździć na optymalnie najkrótszych wodzach. Krótkie wodze niesłychanie poprawiają sterowność. Jest to logiczne – krótka droga działania. Krótkie wodze ułatwiają też błyskawiczne „domykanie” konia i utrzymywanie równoważenia na zadzie.Trzeba jeszcze dodać, że umiejętność wyjeżdżania regularnych zakrętów bardzo ułatwia zaplanowanie trasy i znajdowanie punktów odbicia.
O punktach odbicia dużo napisano w literaturze fachowej… I właściwie wszystko jest prawdą. Punkty odbicia planujemy przy obchodzeniu parkuru pamiętając, że muszą być adekwatne do założonego tempa. Im wyższe tempo tym dalej od przeszkody powinien znajdować się odskok. Zapewnia to prawidłową, płynną, optymalną parabolę lotu. Dla jeźdźca, który czuje rytm, tempo, równowagę, związane z tym długość foulé i stopień zaangażowania zadu, właściwy punkt odbicia nie stanowi żadnego problemu. Oczywiście pod warunkiem precyzyjnej realizacji założonego planu, ustalonej trasy. Każda przypadkowa zmiana długości foulé, rytmu zmienia te ustalenia. Warunki skoku mogą się znacznie zmienić jeśli przejedziemy o pół metra w bok od zaplanowanej linii czy punktu. Precyzji kierowania koniem uczymy się na treningu. Czasem w czasie treningu zadaję moim podopiecznym proste ćwiczenie: jechać nie przy bandzie a w odległości 0,5 metra do wewnątrz; zmienić tę odległość na metr. Zdumiewające jak wielu, nawet zaawansowanych, zawodników nie potrafi tego wykonać!
Jakie podsumowanie? Konkursy „ścigane” jeździmy w wysokim tempie, w możliwie mało zmieniającym się rytmie, z ciągłą dbałością o duże zaangażowanie tylnych nóg konia w dźwiganie wspólnego środka ciężkości. Wysokie tempo ma dużą zaletę – ułatwia pokonywanie przeszkód. Energia kinetyczna przekłada się na energię potencjalną. Ale ogólnie z powyższych rozważań wynika, że konkursy „ścigane” stanowią o wiele większe obciążenia dla konia niż konkursy dokładności, wymagając zwiększonego nakładu energetycznego, wysiłku mięśni, obciążenia ścięgien. Każde zwiększenie długości foulé, dłuższa parabola lotu, szybki rytm – to wszystko jest możliwe dzięki wielkiemu wysiłkowi całego organizmu konia. Ze względu na konia do „ścigania się o wszystko” należy podchodzić z rozwagą.
Jan Skoczylas
trener jeździectwa
fjs@wp.pl