Krzysztof Kierzek
W lutym odbyło się Walne Zebranie sprawozdawczo-wyborcze Związku Hodowców Polskiego Konia Szlachetnego Półkrwi.
Nie było to może wydarzenie na miarę choćby majowego zjazdu PZHK, również frekwencja nie była zbyt imponująca, jednak wydźwięk po jego zakończeniu bardzo mnie zaskoczył. Na tę okoliczność otrzymałem wiele SMS-ów i e-maili (również od osób, których wcześniej nie znałem) oraz odbyłem sporo rozmów. Ton tych kontaktów był bardzo różny, od gratulacji po kwestionowanie sensu funkcjonowania tego typu związku czy formy przeprowadzenia Walnego Zjazdu. Poza nielicznymi głosami z założenia na nie, bez najmniejszego zaangażowania negatorów w życie związku, w większości wypowiedzi słychać było troskę o polskie konie, polską hodowlę i interes polskiego hodowcy. Celowo podkreślam słowo „polskie”, bo to przecież Związek Hodowców Polskiego Konia SP. To „sp” rozwijam raczej jako „sportowego” – słowo bardziej czytelne i jednoznaczne, zwłaszcza dla osób niewtajemniczonych. Choć to związek rasowy, zapraszam do niego hodowców nie tylko rasy sp, ale wszystkich hodujących konie wierzchowe.
Mówi się, że ZHPKSP to związek kujawsko-pomorski. Rzeczywiście, zdecydowana większość członków pochodzi z tego terenu, ale trudno się dziwić, gdyż to właśnie w kujawsko-pomorskim w 2011 r. związek ten został zarejestrowany ze świadomością znakomitych tradycji regionu w tym zakresie.
Zorganizowane formy zrzeszania się hodowców koni na rzecz wspólnych działań mających na celu podniesienie jakości hodowanych zwierząt na ziemiach polskich,
w tym na terenie dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego, datują się od połowy XIX wieku. Uzyskiwanie zgody władz mocarstw zaborczych na zakładanie zrzeszeń hodowlanych było łatwiejsze tam, gdzie władze popierały hodowlę koni dla wojska. Tak było między innymi w Wielkopolsce i ściśle z nią związanym regionie Pomorza i Kujaw. Pierwsze zrzeszenie powstało już w 1838 r. i działało do 1869 r. Następnie działalność w zakresie hodowli koni kontynuowały Centralne Towarzystwo Gospodarcze z Sekcją Chowu Inwentarza (1861) oraz Poznańskie Towarzystwo Zapisywania Klaczy w Księgi Rodowodowe (1895). Po odzyskaniu niepodległości organizacje te działały już jako Związek Hodowców Konia Szlachetnego w Wielkopolsce. Po reformie organizacji związkowych przez Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych w 1936 roku nastąpił żywiołowy rozkwit tych Związków – gwałtownie zwiększyła się w Polsce nie tylko ich ilość, ale przede wszystkim liczba ich członków i znajdujących się pod kontrolą tych organizacji klaczy. W tym czasie w naszym regionie działał już Pomorski Związek Hodowców Konia Szlachetnego z siedzibą w Toruniu. Natomiast hodowców ras czystych i związane z nimi środowisko wyścigowe reprezentowało Pomorskie Towarzystwo Zachęty do Hodowli Koni w Grudziądzu.Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności hodowcy koni sportowych już w 1993 r. założyli we Włocławku pierwszą organizację: Stowarzyszenie Hodowców Konia Szlachetnego, które w roku 1998 zmieniło nazwę na Stowarzyszenie Hodowców Konia Gorącokrwistego. Zorganizowali oni dużą ilość imprez hodowlano-wystawienniczych, a w 2001 r. także ZT dla ogierów w Kwidzynie*.
*- Na podstawie opracowania Lesława Kukawskiego.
Po uporaniu się z kilkoma problemami natury formalno-prawnej, grupa hodowców zrzeszonych w ZHPKSP pragnie zaangażować się w kilka istotnych z punku widzenia naszego środowiska projektów, które można pogrupować w trzy obszary:
Edukacja – mam tu na myśli szczególnie edukację młodzieży. Rozumiem to nie tylko jako organizację różnego rodzaju szkoleń itp. Związek powinien zacieśnić kontakty z placówkami oświatowymi, również na poziomie modyfikacji przez szkoły podstaw programowych czy programów nauczania. Przecież to hodowcy w dużej mierze będą pracodawcami przyszłych absolwentów techników hodowli koni czy nowo powstających szkół zawodowych o profilu jeździectwo i to oni są w stanie najlepiej sprecyzować oczekiwania wobec nich.
Bardzo leży mi na sercu program edukacyjny „Młody hodowca”, który doskonale sprawdził się w krajach o najwyższej kulturze hodowlanej. Jestem przekonany, że poza efektem szkoleniowym, przyczyni się on do utożsamiania się młodzieży z polską hodowlą.
ZHPKSP aplikował już o fundusze unijne do Ministerstwa Spraw Zagranicznych (po wcześniejszym porozumieniu z westfalskim związkiem hodowlanym) na wsparcie organizacji tego przedsięwzięcia. Program został wstępnie zaaprobowany przez donatora. Należy podkreślić, że „Młody hodowca” w Polsce to inicjatywa hodowców, przede wszystkim Alicji Majchrzak z Warmińsko-Mazurskiego ZHK. Na tego typu pomysły i aktywność bardzo liczymy!
Hodowla – ZHPKSP chciałby zyskać realny wpływ na kreowanie rasy sp, głównie poprzez zaangażowanie się w prace komisji księgi stadnej tej rasy. Jednak musimy sobie powiedzieć jasno, że w obecnych czasach pojęcie rasy wobec nowoczesnych koni sportowych, z zootechnicznego punktu widzenia, jest swego rodzaju nadużyciem. Dlatego mnie bardziej przekonuje pojęcie polskiego konia sportowego, w obrębie którego możemy wyróżniać konie właściwie wszystkich ras wierzchowych.
Marketing – co do tego obszaru są bodaj największe oczekiwania hodowców, a jednocześnie niezbyt duże możliwości związku. Mówiąc wprost związek nie przyprowadzi za rękę klienta na podwórko hodowcy, choć pewnie tego hodowcy chcieliby najbardziej. Niemniej naszym obowiązkiem jest robić wszystko co się da w tym kierunku.
Prosty związek między intratnością hodowli a jej postępem jest oczywisty. Szkoda, że na nasienie ogierów z najwyższej półki stać tylko osoby, które mogą na to łożyć z innych źródeł (przecież nie zawsze to oni posiadają najlepsze klacze). A to dopiero początek… gdzie odchów, trening, promocja itd. Hodowca, zarabiając na hodowli, chętniej w nią inwestuje.
Mamy tak wiele dobrych koni, a ile z nich udaje się wykreować na gwiazdy (również w aspekcie kwot sprzedaży)? W ostatnim czasie wszyscy chętnie odwołują się do sukcesu Nevadosa, ja również chętnie się na niego powołam. Mam to szczęście i satysfakcję, że byłem i przy jego poczęciu, i narodzinach, i pierwszych latach rozwoju. Skłamałbym, mówiąc, że od razu było widać w nim mistrza świata. W stadninie Stanisława Szurika było więcej takich koni, ba, może nawet lepiej się zapowiadających. To dlaczego wypłynął właśnie on? Zadecydował o tym oczywiście splot wielu okoliczności. Czy jednak ten sukces, poza niewątpliwą frajdą wyhodowania światowego czempiona, dał również jego hodowcy satysfakcję ekonomiczną? Obawiam się, że nie do końca.
Trudno zakładać, że hodowca będzie w stanie we własnym zakresie doprowadzić konia do takiego poziomu wyszkolenia (jednocześnie zajmując się jego promocją), który zapewni za niego satysfakcjonującą kwotę, ale liczba „etapów”, przez które koń przechodzi, uzyskując znaczną wartość handlową, jest w moim odczuciu zdecydowanie za duża. Efekt jest taki, że w przypadku sukcesu hodowca ostatecznie otrzymuje tylko minimalną część zysków (niewspółmiernie małą do marż kolejnych pośredników), a w razie porażki (kontuzji itp.) ponosi niemal całe koszty. W sposób oczywisty taka sytuacja godzi w interes hodowcy, ale z powodu braku alternatywnych rozwiązań hodowcy i tak skazani są na taki „lichwiarski układ”. Jest oczywiście i druga strona tego biznesu – kupujący, którzy muszą łożyć na te wygórowane marże pośredników. Za tę samą kwotę mogliby kupić potencjalnie lepszego konia, ale musieliby to zrobić bezpośrednio u hodowcy, a u niego konie, owszem, są, ale nie ma kto i gdzie ich pokazać, są „surowe” itd., i koło się zamyka.
Ponadto brakuje świadomie prowadzonej strategii marketingowej zwanej „edukacją klienta” (ostatnio bardzo modnej, z powodzeniem stosowanej w wielu branżach), która doskonale sprawdza się m.in. w obrocie żywnością ekologiczną – coraz większy odsetek z całości sprzedaży mają producenci tego asortymentu (spada natomiast udział nawet specjalnie dedykowanych stoisk w supermarketach). Może warto zaczerpnąć z tych doświadczeń i w różnego rodzaju publikacjach pokazywać korzyści płynące z zakupów koni bezpośrednio u hodowcy.
W tych wszystkich obszarach (edukacja – hodowla – marketing) przejawia się konieczność ściślejszej współpracy ze środowiskiem jeździeckim, nie tylko w aspekcie najmowania usług jeździeckich.
W nawiązaniu do powyższego niezłym rozwiązaniem wydają się np. zakłady treningowe, gdzie – oprócz korzyści wynikających z oceny wartości użytkowej – po okresie treningu konie są gotowe, aby zaprezentować je potencjalnym klientom. To oczywiście dopiero początek ich drogi, ale część klientów poszukuje właśnie takich koni. Trzeba się teraz zastanowić, jak można ten trening przedłużyć np. do etapu występu na parkurach/czworobokach koni czteroletnich itd. Myślę, że są możliwe pewne rozwiązania, zwłaszcza łączące trening koni z edukacją młodzieży. Praktykujemy to w Zespole Szkół w Bielicach, zdobywając w tym aspekcie doświadczenie i wypracowując optymalne rozwiązania. Myślę, że pierwsze rezultaty są bardzo obiecujące.
Ostatnie sukcesy polskich koni pokazały, że trzeba z nimi mierzyć wysoko, bez kompleksów. Gdyby nie determinacja i trud właścicieli koni w doprowadzeniu ich do startów w mistrzostwach świata, Banderas, Nevados S i Bazyli nigdy nie mogłyby w nich pokazać swojej medalowej klasy. O sukcesach tych musimy jak najwięcej mówić, my – hodowcy, nasz związek, nasze wydawnictwa – oczywiście nie tylko w Polsce.
W najbliższym czasie, jak tylko uda się domknąć wszystkie sprawy formalne funkcjonowania związku, zorganizujemy spotkanie poświęcone powyższym zagadnieniom, otwarte dla wszystkich zainteresowanych problematyką funkcjonowania ZHPKSP. Chciałbym, aby takie spotkanie mogło być skojarzone z ważnym wydarzeniem hodowlanym, być może uda się to już podczas otwartego treningu w trakcie tegorocznego ZT Bielice dla ogierów lub w trakcie próby dzielności na koniec zakładu treningowego (będziemy o tym szeroko informować). Już dzisiaj zapraszam wszystkich do współpracy.