Andrzej Novák-Zempliński
W tym roku Polskie Towarzystwo Powozowe organizuje czwarty już Międzynarodowy Konkurs Tradycyjnego Powożenia na zamku Książ.
Gdy pięć lat temu, w czasie dorocznej sesji Stowarzyszenia Miłośników Powozów i Zaprzęgów w Jagodnem i Budziskach, poświęconej podstawowym zasadom zaprzęgania i powożenia końmi, rodziła się inicjatywa promocji w Polsce utrwalonej już w zachodniej Europie formuły konkursów tradycyjnego powożenia, byliśmy zgodni co do wyboru Książa jako najlepiej spełniającego wymogi organizacyjne dla tego rodzaju sportowych wydarzeń.
Monumentalny zamek z ogrodami, wspaniała przyroda z pięknymi krajobrazami oraz historyczny zespół stajenny nie mają sobie równych w kraju i mogą konkurować z wieloma podobnymi w zachodniej Europie. Sprawa przyjęcia cztery lata temu imienia honorowego dla pierwszego konkursu stała się niejako wyborem automatycznym, bowiem był to Rok Księżnej Daisy, celebrowany na zamku Książ, w Wałbrzychu i innych miejscach, historycznie związanych z tą legendarną i niezwykłą postacią. Organizatorzy przyjęli też, że osoba księżnej w sposób naturalny wpisywała się w życie codzienne tak wspaniałej rezydencji, któremu towarzyszyły znakomite konie i znakomite zaprzęgi będące dumą właścicieli – dlatego patronat ten został utrzymany dla kolejnych konkursów. Słuszność tego wyboru potwierdziła w sposób dobitny archiwalna fotografia ze zbiorów Muzeum Zamku w Pszczynie, odkryta w ubiegłym roku przez naszego kolegę Wrzesława Żurawskiego z Łańcuta. Dzięki uprzejmości dyrektora muzeum Macieja Klussa otrzymaliśmy skan tej fotografii z prawem użycia jej dla konkursowych celów promocyjnych.
Fotografia ta okazała się wymarzonym argumentem potwierdzającym słuszność wyboru Księżnej Daisy jako imiennej patronki konkursów tradycyjnego powożenia w Książu, przedstawiając ją jako osobiście powożącą sportowym zaprzęgiem pięciokonnym. Zdjęcie zostało wykonane około roku 1903 na tym samym dziedzińcu zamkowym, na którym odbywają się dziś prezentacje zaprzęgów startujących w międzynarodowych konkursach. Dlatego w tegorocznym folderze programowym pozwoliliśmy sobie na zestawienie tej fotografii ze zdjęciem piątki Jacka Jantonia z zeszłorocznego konkursu, wykonanym w tym samym miejscu, efektownie spinając w kolorze sepii historię ze współczesnością.
Zaprzęg piątki siwych koni zaprzężonych w stylu angielskim do myśliwskiego breku (break de chasse) z książęcej wozowni jest doskonałym i wzorcowym przykładem, wpisującym się w dzisiejsze postrzeganie praktycznych i estetycznych form stosowanych w tradycyjnym powożeniu. Jedynie użycie fasulców przy uprzęży nie jest dziś praktykowane z racji preferowania naturalnego ustawienia głów koni w zaprzęgu. Po za tym szczegółem wszystkie elementy, takie jak styl powożenia, dobór koni, pojazdu oraz strojów obsługi, odpowiadałyby dzisiejszym kryteriom oceny zaprzęgu w konkursie. Nic nam nie jest wiadome, czy księżna Daisy von Pless uprawiała sport zaprzęgowy wzorem wielu znanych w tym czasie dam, które startowały wspólnie z dżentelmenami w wysokiej rangi konkursach, również powożąc czwórkami zaprzężonymi do sportowych karet typu park drag czy road coach. Kroniki konkursów w paryskiej Olympii z przełomu XIX i XX w. odnotowują kilka nazwisk powożących dam, głównie angielskich, wśród których znalazła się znana autorka książek o powożeniu Agness Sylvia Brocklebank, a także lady Curzon, lady James Douglas, Ella Ross, Elsie Ward i wiele innych. Dość znane są fotografie, które wykonał w Paryżu Jean Delton (ojciec i syn) przedstawiające księżnę d’Uzes powożącą szóstką Mikołaja Potockiego oraz młodziutką amerykankę Marion Hollins, która z powodzeniem uczestniczyła w coachingowych eskapadach z Paryża do Deauville w Normandii. Te eskapady były odpowiednikiem angielskich rajdów coachingowych z Londynu do Brighton. Max Pape, autor znakomitego podręcznika powożenia według szkoły Benno von Achenbacha, wymienia również wiele przedstawicielek arystokracji niemieckiej powożących z powodzeniem dużymi zaprzęgami, których nazwiska nie były obce księżnej Daisy.
Wiele lat temu otrzymałem od Stanisława Ledóchowskiego ciekawą fotografię angielską, przedstawiającą zaprzęg poczwórny z coachem, która stała się przyczyną mojej korespondencji z nieżyjącym już Tomem Ryderem, najwybitniejszym w Anglii znawcą powozów i zaprzęgów, wieloletnim wydawcą amerykańskiego magazynu „Carriage Journal”. Okazało się, że zaprzęg należał do wyżej wymienionej lady James Douglas z Windsoru, czołowej powożącej angielskiej damy. Daisy, zanim została księżną pszczyńską, dzieciństwo i młode lata spędziła w Anglii, w kręgach arystokracji zbliżonej do dworu panującego, więc wymienione przedstawicielki sportu zaprzęgowego mogły być jej dobrze znane.
Angielski styl życia wyższych sfer, w którego centrum często pojawia się zjawisko określane terminem sporting life, jest w głównej mierze uprawianiem sportów konnych, w tym również powożenia. Zainteresowanie dam z towarzystwa tym akurat sportem pojawiło się dość późno, w XIX w., ale zaczęło się rozwijać z powodzeniem aż do naszych czasów i w 1983 r., w Lexington Kentucky, wzorem dawnych dżentelmeńskich klubów został powołany pierwszy damski klub pod nazwą The World Coaching Club, limitowany do 25 członkiń powożących czwórkami koni. Prezydentem aktualnym klubu jest Misdee Wrigley-Miller z Kentucky.
Księżna pszczyńska, powszechnie znana pod imieniem Daisy, urodziła się 28 czerwca 1873 r. w zamku Ruthin w północnej Walii jako Maria Teresa Olivia Cornwallis-West, córka pułkownika Williama Cornwallis-Westa i Marii Adelajdy Fitz-Patrick, znanej jako Patsy. Na fotografii z Książa to właśnie ona towarzyszy księżnej Daisy na koźle breka. Daisy od lat dziecinnych miała kontakt z końmi, zarówno w zamku Ruthin, jak w czasie pobytów Londynie czy później w innej rodzinnej posiadłości Newlans Manor w Hampshire. Wiadomo z jej wspomnień i biografii, że jazda konna była jej pasją, a z zaprzęgami stykała się nader często, bo taka była rzeczywistość bytowania w angielskich rezydencjach wiejskich, jak też w Londynie lat 80. XIX w. Do rytuałów życia wyższych sfer należało uczestniczenie w spacerach zaprzęgami w londyńskim Hyde Parku i Daisy wraz z rodzeństwem towarzyszyła matce w tych wyjazdach z rodzinnej miejskiej rezydencji w dzielnicy Belgravia do niedaleko położonej promenady, do dziś zwanej South Carriage Drive. Tak więc obcowanie z końmi było dla przyszłej księżny pszczyńskiej codziennością, która miała kontynuację w kolejnym rozdziale jej życia w Pszczynie i Książu.
Maria Teresa Cornwallis-West 8 grudnia 1891 r. poślubiła w opactwie westminsterskim księcia pszczyńskiego Jana Henryka XV von Hochberga, dziedzica jednej z największych fortun ówczesnej Europy. Jego ambicją było również posiadanie wspaniałych stajni i znakomitych koni wierzchowych i zaprzęgowych do codziennej obsługi kilku rezydencji funkcjonujących na najwyższym poziomie luksusu, ale też według sztywnej i archaicznej etykiety. W pamiętnikach i wspomnieniach oraz biografiach księżnej Daisy konie pojawiają się w dalekim tle, więc niewiele można powiedzieć, czy były jej pasją czy też zwykłą codziennością, wynikającą z angielskiego wychowania i tradycji. Wiadomo, że jeździła konno dość często, preferując nawet ostrą jazdę w męskim siodle, co było źle widziane wśród pretensjonalnie zachowawczej arystokracji niemieckiej. Musiała więc kryć się z takimi pomysłami, choć świadkami takich „ekstrawagancji” była służba stajenna i osoby towarzyszące w konnych spacerach. Przy oficjalnych spotkaniach sztywna etykieta wymagała jazdy w damskim siodle. Nie mamy żadnego przekazu, na ile pociągało ją powożenie końmi, możemy jedynie przypuszczać, że wzorem wymienionych angielskich dam ta pasja również nie była jej obca, ale jedynym, choć spektakularnym dowodem tego przypuszczenia jest prezentowana archiwalna fotografia.
Rezydencje Hochbergów w Pszczynie i Książu, a także w Berlinie, posiadały wspaniale wyposażone wozownie, wypełnione wszelkimi typami pojazdów od codziennych, spacerowych, sportowych po galowe, używane przy dworskich ceremoniach. Tego wymagała wysoka pozycja rodziny książęcej w cesarskim Berlinie, ale również w czasie wizyt cesarza w Pszczynie czy Książu. Dlatego zestaw pojazdów musiał być imponujący i zapewne reprezentował najlepsze wytwórnie Berlina, Wiednia, Paryża czy Londynu. Niestety historia okazała się szczególnie mało łaskawa dla tego obszaru dziedzictwa materialnego i samego zamku w Książu, który za opozycyjną postawę rodziny książęcej został przez władze hitlerowskie skonfiskowany i przeznaczony na jedną z kwater wodza III Rzeszy. Towarzyszyła temu gruntowna przebudowa zespołu zamkowego. Reszty dewastacji dopełniły działania Armii Czerwonej i powojennych władz PRL.
Jedynym pojazdem zachowanym w wozowni Stada Ogierów jest duży prosty brek typu roof-seat, który zapewne służył do zajeżdżania koni zaprzęgowych w stajniach książęcych. Dzisiejsze południowe skrzydło zespołu stajennego wypełniała onegdaj olbrzymia wozownia, o bardzo ciekawej artykulacji architektonicznej wnętrza, po której nie pozostało śladu, a dokumentują ją jedynie trzy fotografie prasowe, które otrzymałem dzięki uprzejmości dyrekcji zamku. Wnętrze wyglądało imponująco, a wypełniało je kilkadziesiąt znakomitych pojazdów wyjazdowych wszelkiego typu, wśród których osobnym zdjęciem została wyróżniona galowa berlina. W zasobie tym widać liczne karety, kalesze i inne powozy półkryte oraz pojazdy sportowe, spacerowe i sporą grupę sań. Przy uważnym studiowaniu tych niezbyt wyraźnych fotografii można jednak wyrobić sobie pogląd na ekskluzywność i jakość książęcej wozowni, która bynajmniej nie stanowiła kolekcji, a służyła codziennym i niecodziennym praktycznym celom. We wspomnieniach księżnej Daisy można znaleźć dość krytyczne uwagi na temat pewnych standardów życia rezydencji, np. z dystansem opisuje zwyczaj wysyłania ekskluzywnych zaprzęgów w towarzystwie upudrowanych lokajów i konnych strzelców na dworzec kolejowy w Świebodzicach nawet w dzień powszedni, niekoniecznie dla uhonorowania szczególnych gości. Książę Jan Henryk XV bardzo cenił sobie prestiż towarzyski i wyszukane formy reprezentacji, w której konie miały znaczący udział, a szczególnym powodem do dumy była wysoka jakość materiału hodowlanego, jaki posiadał. Otrzymałem kilka zdjęć z prywatnego albumu pani Doroty Stempowskiej z okresu międzywojennego, prezentujących konie z Książa na pokazach hodowlanych i w treningu. Mam nadzieję, że prądy krwi tamtejszych koni przetrwały choć śladowo w śląskiej hodowli do dzisiejszych czasów i mogą zaznaczyć swoją obecność również w konkursach tradycyjnego powożenia.
Niestety z pokaźnych zasobów książęcych wozowni nie przetrwał żaden pojazd, prócz wymienionego breku. Nie wiem, czy w archiwach książąt pszczyńskich istnieje jakikolwiek inwentarz, który by dotyczył tych zasobów oraz czasu i źródeł tychże gromadzenia. Rezydencje znakomitych rodów niemieckich na Górnym i Dolnym Śląsku mogły też posiadać świetnie wyposażone wozownie, a znamy tylko nieliczne pojazdy po książęcej familii Henckel von Donnersmark ze Świerklańca, które przetrwały tylko dzięki temu, że trafiły do państwowych jednostek hodowli koni. Nic nie wiemy o zasobach wozowni książąt Hohenlohe przy pałacu w Koszęcinie, gdzie również podjęto inicjatywę organizacji konkursów tradycyjnego powożenia.
Na zasadzie prostej analogii – mając w Polsce jedyny zachowany zasób pojazdów po rodzinie Potockich z Łańcuta (55 szt.) – możemy przypuszczać, że wielkie rezydencje niemieckie mogły posiadać podobne zestawy ekwipaży. Książęca rodzina Blücherów z Krobielowic przechowywała nawet kampanijne lando cesarza Napoleona I, które zdołało szczęśliwie przetrwać wojenne czasy i dziś znajduje się w zbiorach pałacu w Malmaison. Spustoszenie wszelkich dóbr materialnych na ziemiach polskich w szczególny sposób zapisało się w obszarze tego dziedzictwa, jakim są zabytkowe pojazdy konne. Stosunkowo najwięcej pozostało ich na bogatych terenach Dolnego Śląska, ale dziś amatorzy tradycyjnego powożenia w Polsce mają poważny problem ze znalezieniem odpowiednich pojazdów mogących uczestniczyć w konkursach. Poszukiwania więc biegną na zachód, gdzie dostępność stosownych ekwipaży jest nieporównywalnie większa, ale wiąże się ze znacznymi nakładami na ewentualny zakup. Dotyczy to szczególnie pojazdów sportowych, bardziej odpowiednich do dżentelmeńskiego powożenia. Stosunkowo najtaniej można pozyskać pojazdy w Szwajcarii, która nie gnębiona od wieków tragicznymi biegami historii, mogła zachować bardzo wiele ciekawych obiektów. Jednak dla nas nie jest to naturalny i historycznie uzasadniony kierunek nabywania pojazdów, a produkty renomowanych firm Wiednia, Berlina czy Paryża są niezbyt dostępne lub bardzo drogie. Jedynie pocieszający jest fakt, że posiadamy w Polsce możliwości wykonania profesjonalnych i na wysokim poziomie jakościowym remontów tego typu zabytkowych obiektów.
Międzynarodowy Konkurs Tradycyjnego Powożenia w Książu odbędzie się w tym roku w dniach 23–24 lipca, a wszyscy uczestnicy konkursu zostaną uhonorowani szczególną pamiątką – specjalnie na ten cel opracowaną i stosownie oprawioną reprodukcją historycznej fotografii księżnej Daisy von Pless powożącej brekiem zaprzężonym w piątkę koni.