Urszula Sikorska
Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Warszawie już niebawem zaprezentuje wystawę czasową sztuki współczesnej, której przedmiotem będą dwie tradycyjne dziedziny sztuk plastycznych – malarstwo i rzeźba. Cóż zatem wyjątkowego w kolejnym pokazie prac, na pozór nieróżniącym się zbytnio od obowiązujących kanonów współczesnych galerii malarstwa polskiego?
Otóż artyści. Artyści niezwykle skromni, pokorni, doskonale rozumiejący materiał, z jakim pracują od lat. Twórcy, dla których sztuka to doskonałość bryły, to forma mająca uzasadnienie w naturze, to konsekwencja w poszukiwaniu własnego stylu i realizacji założeń.
Bracia Wojciech (ur. 1954 r.), Krzysztof (1959) oraz Zbigniew (1962) to wyjątkowi artyści, autorzy wielu prac w dziedzinie rzeźby oraz malarstwa sztalugowego. Dziś już mają swój własny, wypracowany przez lata styl, który doskonale odzwierciedla ich bliski kontakt z naturą.
Pochodzą z niewielkiej podlaskiej wsi Bokiny, położonej w dolinie Narwi. Tam znajduje się ich dom rodzinny, gdzie wspólnie zasiadają przy stole pełnym wspomnień. A jest co wspominać, bo tak naprawdę ich dzisiejsze życie właśnie tam, pośród pól i łąk, zaczęło się krystalizować.
Już jako mali chłopcy zaznajamiali się z warsztatem stolarskim za sprawą ojca Ryszarda, który, jak to określa Krzysztof, odgrywał rolę złotej rączki. Był zdunem, stolarzem, murarzem. Oczywiście mali Jaroccy wielokrotnie towarzyszyli ojcu podczas prac lub po prostu bacznie obserwowali majsterkowanie. Wcześnie poznali drewno jako materiał bardzo przyjemny do obróbki. I tu pojawiły się pierwsze pomysły, pierwsze prace. Zwłaszcza najstarszy Wojciech przejawiał talent plastyczny. Wielka chęć młodszego rodzeństwa, aby jak najlepiej naśladować brata, przyczyniła się do rozwoju pasji. Powstawały drobne wytwory z drewna, ale także rysunki, czasem jako projekty, szkice. Obie formy sprawiały chłopcom niezwykłą radość i w konsekwencji każdą wolną chwilę spędzali, czego jeszcze wówczas tak nie pojmowali, na tworzeniu. A czasu było niewiele. Szkoła, gospodarstwo, które trzeba było wraz z rodzicami obrobić…
Zaskakująca była ich intuicyjna wiedza z zakresu nauk plastycznych. Umiejętność budowania bryły o wyważonych proporcjach, poprawna perspektywa czy choćby znajomość anatomii miały źródła jedynie w obserwacji otaczającej natury. Jaroccy nie mieli bowiem możliwości doświadczać życia toczącego się wśród galerii, muzeów. Oddaleni od dużych miast, stanowiących w ówczesnych czasach kolebki sztuki, nie bywali na wernisażach. Nie mogli śledzić najważniejszych trendów w sztuce, nie mogli obserwować, jak rozwija się konceptualizm. Za to obserwowali świat natury, który dał im podstawę, aby nawet po wielu latach wiązać swoją twórczość z tematami najbliższymi sercu.
Dopiero czas studiów umożliwił kontakt ze sztuką spoza własnego kręgu. Wojciech, a po latach również Zbigniew, kontynuowali swoje pasje na wydziale rzeźby warszawskiej ASP. Wojciech uzyskał dyplom w pracowni prof. Tadeusza Łodziany (1978), Zbigniew – pod kierunkiem prof. Jana Kucza (1993). Zaczęli oglądać, poznawać, bywać. Mogli kontemplować formy i techniki nieznane im dotychczas. Mnogość całkiem nowych doświadczeń nie zaważyła jednak na indywidualnym stylu artystów. Pozostali wierni ulubionym tematom – animalistycznym. To one bowiem stanowiły największą cześć ich dotychczasowego życia i chyba tę najlepiej poznaną. Wtedy też każdy z braci znalazł swój ulubiony materiał. Dla Wojciecha to drewno, choć często tworzy również w kamieniu, natomiast Zbigniew doskonale odnalazł się w technice brązu.
Obydwaj opuścili Warszawę niedługo po ukończeniu studiów. Każdy, jakoś tak naturalnie, powrócił w rodzinne strony tworzyć w zaciszu. Dziś każdy ma swoją pracownię, gdzie codziennie oddaje się swojej pasji. Bo to ich życie właśnie.
Podobnie Krzysztof, który choć trochę na przekór wybrał uczelnię niezwiązaną z nurtem sztuk plastycznych (SGGW w Warszawie), to i tak pozostał mu wierny. Jego twórczość zdominowało bowiem malarstwo, które kształtowało się przez wiele lat. Malował ze świadomością, że tak naprawdę sam musi wytrenować dłoń czy nauczyć się budować kompozycję. Konsekwentne poszukiwania oraz zdobywanie warsztatu widać, gdy obserwuje się obrazy i rysunki Krzysztofa sprzed kilkunastu lat. Zestawiając je z dzisiejszymi pracami, można dostrzec, w jaki sposób ukształtował się jego indywidualny styl. Stanowczy kontur z czasem przemienił się w miękko kładzioną plamę barwną. Ponadto autor chętnie łączy na podobraziu techniki, m.in. pastel z akrylem. Doskonale podkreśla w ten sposób dynamikę i ruch koni, które stanowią motyw przewodni jego twórczości. Są konie w zaprzęgu lub w biegu z malowniczo rozwianymi grzywami, konie ujęte podczas gonitwy lub gry w polo. Nasycone akcenty kolorystyczne podkreślają siłę, dynamikę, ale przede wszystkim piękno koni, najchętniej jego ulubionych – arabskich. Krzysztof organizuje wystawy swoich prac w czasie najważniejszych gonitw sezonu na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu – Derby, Wielka Warszawska, Dni Konia Arabskiego. Wieloletnią tradycją są pokazy jego prac podczas aukcji koni arabskich w Janowie Podlaskim.
Wśród pokaźnych rozmiarów dorobku Jarockich znajdziemy nie tylko tematykę animalistyczną. Chociażby regularnie pojawiające się zamówienia narzucają różne formy. Nie brakuje m.in. nawiązań do sztuki sakralnej. Tu należy wspomnieć pomniki Jana Pawła II wykonane w kamieniu przez Wojciecha. Wielokrotnie powstawały też portrety, popiersia. Niezwykle wdzięcznym tematem, często pojawiającym się w subtelnych kształtach drewna lub brązu, jest postać kobieca o doskonale wyważonej deformacji podkreślającej jej falistą linię ciała. Powstały całe cykle takich rzeźb. Jednak największą uwagę przyciągają stylizowane, fantazyjnie modelowane grzywy koni, uproszczenia lub luźne interpretacje zwierząt stanowiących niekiedy obłe, regularne formy. Podobnie malarstwo – choć oscyluje wokół tematyki hipologicznej, znajdziemy w nim również motywy marynistyczne, pejzaż, martwą naturę a także postać.
Od kilku lat tradycje malarskie podtrzymuje najmłodszy członek rodziny, Jędrzej (ur. 1995 r.) syn Krzysztofa. Już jako dziecko spędzał wiele czasu w pracowni ojca i podobnie jak on zaczął dość wcześnie przejawiać zainteresowanie sztuką. Sam chętnie sięgał po pędzel i, trochę naśladując ojca, posiłkując się ilustracjami literatury przyrodniczej, malował zwierzęta – od tych najlepiej znanych, gospodarskich, po wszelkie gatunki niewystępujące w naszym klimacie. Powstawały przepiękne fantazyjne ptaki, wielobarwne owady i na pozór tylko zwyczajne konie. Intuicyjnie wybrał akwarelę, technikę niezwykle trudną, ale w niej czuje się doskonale. Dobrze waży światłocienie, rozumie, jak należy zestawiać kolory, doskonale radzi sobie z proporcjami. Mimo młodego wieku wykazuje ogromną dojrzałość malarską. Dziś kształci się w zakresie nowoczesnych mediów. Swoją przyszłość zdecydowanie wiąże z dziedzinami pokrewnymi sztukom plastycznym, co jest dla niego naturalne.
Niebawem będzie można zobaczyć najważniejsze i najciekawsze prace Jarockich – 25 listopada br. w Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Łazienkach Królewskich zostanie otwarta wystawa prezentująca prace malarskie. Zobaczymy tu wspomniane techniki mieszane oraz akwarele w różnych formatach. Dzięki mnogości obiektów w połowie lutego 2016 r. odbędzie się wernisaż II części wystawy, gdzie będzie można zapoznać się z materią drewna, kamienia i brązu. Tu bowiem muzeum zaprezentuje rzeźbę artystów. Obydwie wystawy sztuki Jarockich mają stanowić swego rodzaju podsumowanie dotychczasowej twórczości rodzinnej. Będzie to również wyjątkowa okazja, aby spotkać się osobiście z autorami prac. Spotkania tematyczne towarzyszące wystawie z udziałem m.in. Krzysztofa Jarockiego urozmaicą ekspozycję, dając szanse na kontakt z twórcą.
Wszystkich, którzy chcą poznać Jarockich, zobaczyć, jak pasja przekłada się na obraz, oraz zwyczajnie obcować ze sztuką dobrej klasy, zapraszamy już niebawem.
Eksponaty sfotografował Krzysztof Jarocki.