Pod lupą… Aukcja polskich koni wierzchowych

Anna Stojanowska

Zadziwiające, jak z perspektywy czasu sprawy nabierają ostrości. Na wszystko można spojrzeć z dystansu. Bo kiedy mija gorączka przygotowań, opadają emocje i życie zaczyna wracać do względnej normalności, przychodzi czas refleksji. Powoli odlatuje zmęczenie, a przed oczami zostają sceny i obrazy przeżytych chwil. Wprawdzie znając od kuchni etapy powstawania przedsięwzięcia, trudno pozostać obiektywnym, a na efekt patrzy się przez różowe okulary własnych wyobrażeń, jednak z drugiej strony właśnie od kuchni wiele spraw wygląda jaśniej i pełniej.

Od lat prowadzona dyskusja na temat ożywienia rynku na polskie konie użytkowe pchnęła grupę entuzjastów w stronę stworzenia zorganizowanej formy sprzedaży. Przecież mamy w Polsce dobre konie, brakuje im tylko oprawy i sprawnie skonstruowanej promocji.

fot. Małgorzata Sieradzan
fot. Małgorzata Sieradzan

Pierwsza po wieloletniej przerwie próba zorganizowania regularnej aukcji, przeprowadzona w 2013 r., okazała się, delikatnie mówiąc, nieudana. I z powodu wybranego miejsca akcji, i grupy docelowej. Stadnina Koni Janów Podlaski, kojarząca się jednoznacznie z najsłynniejszą na świecie aukcją na konie czystej krwi arabskiej – Pride of Poland – stała się lądem zbyt odległym, by przyciągnąć klientów na konie sportowe i rekreacyjne. Podłączenie imprezy pod istniejący od kilku lat jesienny czempionat ze sprzedażą arabów też nie chwyciło. Polscy klienci nie potrafili się odnaleźć zarówno w formule otwartej licytacji, jak i reguł obowiązujących przy takiej sprzedaży, a zagraniczni nie byli zainteresowani mało znanymi polskimi końmi półkrwi.
Nadzieje na to, że doświadczenie organizatorów i duch janowskiej imprezy udźwigną ciężar rozruszania rynku na konie sportowe, okazały się złudne. A przecież Pride of Poland funkcjonuje już niemal pół wieku… To znaczy, że można. Na temat fenomenu tej jedynej na świecie handlowej imprezy powiedziano i napisano już chyba wszystko. Zadano tysiące pytań w stylu „dlaczego ciągle udaje się sprzedawać konie w Janowie Podlaskim”. I udzielono pewnie tyluż odpowiedzi. Cokolwiek by jednak powiedziano, każda następna aukcja jest nowym wyzwaniem, odkrywaniem nieznanych lądów, otwieraniem tajemnych drzwi do serc i gustów klientów. Od ponad 40 lat niewielkie miasteczko, porzucone gdzieś przy wschodniej granicy Polski, na kilka sierpniowych dni w roku zmienia się w centrum wszechświata. No, może mikroświata… tego skupionego wokół koni czystej krwi arabskiej.
Na co dzień trochę senny i żyjący własnym, ustalonym od lat rytmem Janów Podlaski, nagle pokazuje drugie oblicze – wielobarwnej metropolii, stolicy hodowlanej, do której zjeżdżają starzy wielbiciele i nowi wyznawcy. Bo dla hodowców lato to nie tylko perspektywa wakacji, ale również – a może przede wszystkim – Narodowy Pokaz i Pride of Poland. Niby cykliczne, niby powtarzalne i przewidywalne, a jednak zawsze trochę inne.
Mimo długiej historii i przetarcia wielu ścieżek, mimo wnikliwej obserwacji rynku każdy rok przynosi nowe doświadczenia. Jednak recepty na udaną sprzedaż dotychczas nie opracowano. Pewne natomiast pozostaje jedno – klientów przyciąga doskonała jakość koni i precyzyjnie zbudowany system promocji, oparty w głównej mierze na występach polskich koni na najpoważniejszych pokazach na świecie. Ale Janów Podlaski to mekka hodowców koni czystej krwi arabskiej.
Wyciągnięto wnioski z popełnionych błędów i postanowiono przenieść imprezę w miejsce kojarzące się ze sportem. Trudno lepszą lokalizację niż Cavaliada w Poznaniu, tym bardziej że organizator – Międzynarodowe Targi Poznańskie – podchwycił temat entuzjastycznie. Kropla drąży skałę i w wyniku żmudnej, często niewdzięcznej pracy udało się zorganizować w dniach 5-7 grudnia 2014 r. II aukcję polskich koni wierzchowych podczas Międzynarodowych Zawodów Jeździeckich.
W porównaniu z rokiem poprzednim zmieniono niemal wszystko. Oprawę, regulamin, sposób sprzedaży. Rzetelnie przygotowany katalog, z dobrymi zdjęciami i opisem proponowanych koni został podparty katalogiem filmowym, dostępnym w internecie przed i w trakcie trwania imprezy. Deprymująca ewentualnych nabywców formuła otwartej licytacji została zastąpiona bardziej anonimową wersją składania pisemnych ofert w biurze aukcyjnym. Wreszcie sama oferta, nieprzeładowana, ale dokładnie wybrana, różnorodna, składająca się zarówno z koni hodowli prywatnej, jak państwowej, w różnym wieku i różnym stopniu przygotowania do sportu, powinna zachęcać amatorów rekreacji i niewielkiego sportu.
Stawka 14 koni oferowanych do sprzedaży prezentowana była do upojenia przez wszystkie dni trwania Cavaliady, zarówno pod siodłem, jak i w ręku. W stoisku zorganizowanym przez Polski Związek Hodowców Koni i Agencję Nieruchomości Rolnych można było zasięgnąć wszelkich informacji dotyczących samej oferty jak i możliwości oraz sposobu licytacji. Zainteresowanie było duże, pytających jeszcze więcej. Oferty nie złożył nikt. Co ciekawe – i znamienne dla polskiej klienteli – po aukcji cztery konie zmieniły właścicieli, a o kilka kolejnych z zainteresowaniem pytano. Dlaczego więc nikt nie zdecydował się kupić wybranego konia bezpośrednio na aukcji?
Być może, tak jak w przypadku janowskiej imprezy, potencjalni nabywcy potrzebują czasu, by przyzwyczaić się zarówno do sposobu, jak i zasad kupowania. Miejmy nadzieję, że nie zajmie to 40 lat. Kiedy aukcja na stałe wpiszę się w kalendarz imprez i bywanie na niej stanie się tradycją, ba, miłym obowiązkiem, może uda się wymieść obawy, niepewność i przekonać zainteresowanych, że najlepsze konie to tylko w grudniu, w Poznaniu. Z pewnością trzeba popracować nad promocją. Oferta aukcyjna powinna być skonstruowana na tyle wcześnie, żeby każdy zainteresowany mógł się jej przyjrzeć dowolną ilość razy. Jeśli zagraniczni hodowcy dostrzegli jasne strony kupowania koni na aukcji, łatwość wyboru spośród zgromadzonej w jednym miejscu wyselekcjonowanej grupy, w porównaniu ze żmudnym jeżdżeniem i oglądaniem pojedynczych koni w stajniach oddalonych o setki kilometrów, to może dostrzegą ją też miłośnicy koni półkrwi. To zadanie trudne, ale nie niemożliwe. Aukcja jest najbardziej przejrzystą i wygodną formą sprzedaży, gdzie oprócz bezdusznej ekonomi grają rolę emocje i zdrowa konkurencja.
No cóż, pierwsze, a właściwie drugie koty za płoty, organizatorzy bogatsi o kolejne doświadczenia, niekoniecznie nauczeni na błędach i ciągle przepełnieni naiwną ideologią budowania szklanych domów, zdecydowanie wychodząc w stronę klienta, mają nadzieję, że grudniowa aukcja stanie się jednym z istotniejszych wydarzeń poświęconych koniom wierzchowym.
I jakkolwiek próbowalibyśmy tę imprezę podsumować, zebrać pod jednym wspólnym mianownikiem, prawdopodobnie tyle będzie ocen, ilu obserwatorów. Jedni ją krytykują, drudzy chwalą. Jak zwykle są i tacy, którzy zmieniliby wszystko, optując za „krwawą rewolucją”. Różne opinie, różne reakcje. I dobrze, bo to oznacza, że nie pozostawiła ludzi obojętnymi. A obojętność jest najgorsza.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse