Koń wysokooktanowy

Jan Skoczylas

Sporo lat temu w Białym Borze odbywał się kurs FEI osób oficjalnych WKKW. Sędziów, gospodarzy toru, delegatów technicznych. Kurs delegatów technicznych prowadził Giuseppe Della Chiesa, tegoroczny twórca krosu w Badminton, który „udowodnił, że nie wszystko rozgrywa się na czworoboku”, jeśli wierzyć opiniom. Równocześnie rozgrywały się zawody ***, MP. FEI wdrażało procedurę raportowania wypadków i upadków.

Za kompleksem wodnym stał „szwed” – potężny, z hyrdą za rowem, skok w cień lasu. Przeszkoda sprawiała kłopoty (jednak nikt nie ucierpiał) i „ekipa od raportów” często do niej podchodziła, dociekając, co sprawiło kłopoty. W pewnym momencie padła uwaga: – W zeszłym roku skakali to młodzi jeźdźcy na ME i nie było tylu problemów. Della Chiesa roześmiał się i oświadczył: – Ale tamte konie, jakby tu… miały więcej „petrolu”.
Cóż to jest „petrol”? Co sprawia, że niektóre konie idą jak burza, pokonując coraz większe trudności, a inne nie? Mówi się, że chęć, dobra głowa, serce, ale to nie są precyzyjne określenia i, szczerze mówiąc, mało przydatne w praktyce treningowej.

zdjęcie Shutterstock
Shutterstock

Koń „z petrolem” musi mieć wrodzone(!) duże możliwości ruchowe, musi być pełen energii, pozytywnie nastawiony do współpracy z człowiekiem i… musi wykazywać entuzjazm(!) do czekających go zadań.
Dziś wymogi sportu (w każdej dyscyplinie olimpijskiej) są tak wysokie, że nabywanie konia, który za młodu nie wykazuje tych cech na wysokim poziomie, jest bezsensowne. Koszty szkolenia i startów są gigantyczne, ilość koniecznej pracy w każdym przypadku ogromna, a czego w koniu nie ma – tego nie doprawimy. Dla wspomnianych cech nie istnieje żadna proteza. W procesie treningowym rozwijamy predyspozycje, zwiększamy możliwości, ale nikt nie jest w stanie przygotować konia lepiej niż jego maksymalny pułap ani zaimplementować czegoś, do czego koń nie ma predyspozycji. Możemy poprawić obraz ruchu, udoskonalić pracę partii mięśni, ale efektowności ruchu nie da się wszczepić. Ani znacząco poprawić wrodzonej potęgi skoku. Nie ma też żadnego sposobu, żeby koń nabrał entuzjazmu do czegoś, do czego entuzjazmu nie przejawia.

Co zatem możemy?

Możemy nie zmarnować potencjału konia, zapewnić mu warunki stopniowego rozwoju i nie wyczerpać przedwcześnie zasobów. Ale potencjału konia zwiększyć się nie da. Możemy usuwać pewne blokady, pewne trudności, znacząco poprawić technikę, wytrenować predyspozycje motoryczne (siłę/moc, szybkość, wytrzymałość, giętkość itd.), ale nie ponad z góry określony pułap.
Zasoby entuzjazmu raczej ulegają wyczerpaniu, dodać entuzjazmu jest skrajnie trudno. Entuzjazmu można dodać w zasadzie na jednaj drodze, bazując na silnie nawykowej naturze konia. Do czego koń nawykł, wdrożył się – to staje się mu niezbędne do szczęścia, pod warunkiem, że po drodze nie zdarzy się nic znacząco przykrego. A okazji do przykrego jest mnóstwo. Koń skonfrontowany z zadaniem przerastającym aktualne możliwości traci pewność siebie i uczy się bezradności. Koń może doznać bólu: potłuc się o przeszkodę, doznać bolesnej kontuzji oraz doświadczyć pomocy jeździeckich, z natury wywierających presję. Zupełnie bez presji żadnego konia wyszkolić się nie da. W sportowym użytkowaniu niejeden raz przyjdzie nam wojować z wolą konia. Ponieważ, drodzy państwo, może skoki przez przeszkody (czy cokolwiek innego, czego MY chcemy) są super, ale zielona trawa na pastwisku jest super o wiele bardziej. Sport to sport. Cokolwiek chcemy wytrenować – musimy doświadczyć oporu mdłego ciała. Dlatego tak niesłychanie ważne jest, żeby duch był ochoczy. I żeby ochoczości nie stracił.
Młody koń pełen energii, potrzeby intensywnego ruchu, entuzjazmu do wysiłku, wyzwań, zabawy i nauki ma dużo większe szanse nie zetknąć się z przykrymi doznaniami niż refleksyjny „filozof”, o wszystkim mający „własną opinię”, z ulubionym „ruchem” pt. „stój” i „jeść”. O ile będzie racjonalnie wdrażany, trenowany, użytkowany sportowo, a nie eksploatowany bez litości.
Nastawienie konia do sportowych wyzwań jest absolutnie kluczowe w całej naszej zabawie. Ktokolwiek jeździł na koniu dość obojętnym, że nie wspomnę – niechętnym, doskonale wie, o czym mowa. Entuzjazm wierzchowca potrafi wyrównać trzy lata wyszkolenia!

Tu tkwi ogromna pułapka.

Powszechnie wyczerpujemy przedwcześnie te zasoby, cali radośni, że koń tak wspaniale robi to czy tamto. Potem stajnie są pełne rencistów, nieprzydatnych nie tylko sportowo, ale i wierzchowo, zanim jeszcze te konie osiągnęły realną dojrzałość. O pełnej dojrzałości konia przed 10. rokiem życia nie ma co mówić – jej nie ma.
Pułapki związane z końskim entuzjazmem są liczne i wcale niejednostronne. Szczera refleksja prowadzi do wniosku, że koń, aby radośnie pełnić służbę w sporcie, musi być… głupi. Tak w sam raz głupi. Jak dzieci „tracące” mnóstwo energii na bezmyślnej gonitwie. Rodzice znają to zjawisko, przez niektórych nazywane „króliczkiem Duracell” (z reklamy dość trwałych baterii). Podobnie jest z końmi. Zasoby młodzieńczego entuzjazmu pozwalają nabyć wiele umiejętności, wzmocnić cały organizm, nabrać korzystnych nawyków, zanim nieco osłabną, ustępując miejsca doświadczeniu. Dlatego nie wolno przesadzać z opóźnianiem czasu inicjacji sportowej przyszłego czempiona. Źrebięce usposobienie wszystko ułatwia. Konia z nadmiarem energii da się utrzymać w ryzach, sztuka jeździecka zna na to wiele metod. Konia oszczędzającego swoją energię skutecznie uruchomić się nie da. Wyobraźmy sobie próbę „naskakania” 12-letniej sceptycznej klaczy, matki wielu źrebaków.

W sporcie wykorzystujemy

jeszcze jeden rodzaj głupoty. Stadną – samczą i samiczą – chęć popisów i stadne delegowanie do realizacji różnych ról. W nieco ograniczonym zakresie ten mechanizm pojawia się i u wałachów. Potrzeba rywalizacji, prezentacji możliwości ruchowych, zdolność do akceptacji przydziału roli – skoro szef tak zdecydował, są to czynniki, które w ogóle umożliwiają nam wierzchowe wykorzystanie koni.
Źrebięcość z natury jest mniej skomplikowana w obsłudze. Zwiększa się zapotrzebowanie na tego typu konie, takie konie (późno dojrzewające!) są powszechnie hodowane. Ale konie późno, wolno dojrzewające emocjonalnie są także końmi wolno dojrzewającymi biologicznie. Poddawane obciążeniom, na które pozwala ich entuzjazm, narażają swój układ ruchu na liczne kontuzje. Znacząco obciążają także inne układy. Nie wszystko da się wyrównać odpowiednią suplementacją. O dzieciach wiem, że rosną, gdy śpią. O treningu – że rezultaty wytrenowania przychodzą w czasie odpoczynku. Że manewrowanie częstotliwością obciążeń i czasem odpoczynku jest ważniejsze niż intensywność obciążeń. Żaden koń nie może być użytkowany sportowo w sposób ciągły. Praktycy doskonale wiedzą, że dwa lata ciągłego użytkowania konia i „jest po koniu”.
Nie chodzi tylko o niezbędny czas roztrenowania, odpoczynku, ponownego wdrożenia w trening w ciągu roku. Każda kształcona predyspozycja motoryczna ma swoją właściwą częstotliwość i intensywność obciążeń. Do skutecznego dobierania częstotliwości i rodzaju treningu niezbędna jest… wiedza. Z którą jest ogromny kłopot, bo o ile nieco wiadomo o treningu sportowym ludzi, to jednoznacznych zaleceń co do koni po prostu nie ma. Coś wiedzą trenerzy koni wyścigowych, ale szybkość i wytrzymałość to nie są te cechy, na których najbardziej zależy u koni sportowych. Nie wszystko załatwi monitor pracy serca i oddechu czy (regularne u każdego konia – sportowca) badania parametrów krwi.

Dobór obciążeń i relaksu

jest szczególnie trudny u młodych koni. Dlatego, że jeszcze mało wiemy o konkretnym organizmie. Dlatego, że obciążenia nie powinny być duże ani intensywne, a jednocześnie koń powinien szybko wytwarzać potrzebne nawyki, nie można go „zamrozić” przy zbyt niskim poziomie wymagań, ani robić zbyt długich przerw. Podstawą doboru obciążeń w treningu koni sportowych była, jest i będzie – czujna obserwacja. Rasowy trener i jeździec będą niezwykle wyczuleni na wszelkie objawy spadku entuzjazmu i obniżonego samopoczucia konia. Będą też przewidywać, jakie obciążenia mogą wkrótce takie objawy wywołać. Pamiętajmy! Świeżość i energia konia są bezcenne w użytkowaniu sportowym.
W praktyce nie jest to takie oczywiste. Nie jest oczywiste, że chodzi o autentyczną energię i entuzjazm konia. Stosunkowo łatwo jest pobudzić emocjonalnie wierzchowca, a podniecony, naszpikowany adrenaliną będzie się zachowywał energicznie. Podekscytować, „nafukać” konia można nawet na zasadzie „tu kopnąć, tam szarpnąć”. Można manewrować zawartością paszy, konie są niesłychanie czułe na substancje psychoaktywne, od prostego owsa i zawartości koniecznej glukozy we krwi zaczynając, a kończąc… przemyślność ludzka nie ma granic. Tak „buzowany” koń będzie wypełniał swoje zadania. Do momentu, gdy absolutnie przerosną jego możliwości albo organizm odmówi współpracy. Oraz do momentu, gdy trafimy na poziom, gdzie wszyscy „buzują” konie (bo będziemy w obszarze obciążeń granicznych) i tam większe szanse będzie miał koń o wysokim wrodzonym poziomie energii i nadal zachowanym entuzjazmie.
Wróćmy na chwilę do przemyślności ludzkiej. Jak wiemy, inwencja zmierzająca do maksymalizacji osiągnięć nie zna granic, mimo wszelkich prób kontrolowania sytuacji przez właściwe służby. Każdy organizm jest fabryką biochemiczną. Poczynając od tego, że najedzeni odczuwamy wzrost energii, na efektach działania silnych narkotyków kończąc. Trzeba być niezwykle czujnym, kupując konia do sportu. Koniecznie zlećmy badania krwi pod kątem użycia środków pobudzających, uspokajających, nie poprzestając na „klasycznym” TUV-ie. Nie lekceważmy też poprawnej budowy konia, ponieważ każda, ale to każda wada układu motorycznego sprawi kiedyś trudności. Kiedyś zarzucano polskiej hodowli, że poszła w kierunku koni płytowych, dobrze ocenianych w czasie bonitacji. Dziś okazuje się, że błędem nie było zwracanie bacznej uwagi na pokrój, ale zupełne lekceważenie emocjonalnych predyspozycji wierzchowców i stylu funkcjonowania układu nerwowego.

Jakikolwiek byłby koń,

jego ruchem zarządza układ nerwowy. Z jego wiodącą częścią – mózgiem. Dziś wiemy, że typu układu nerwowego nie da się zmienić. Koń wolno reagujący nigdy nie stanie się koniem szybko reagującym. Mocno reagujący nie zmieni się w słabo reagującego. Szybko wygaszający reakcję nie stanie się długo wygaszającym. Dobrze funkcjonujący w warunkach stresu nie rozsypie się od byle czego. I odwrotnie. Można wpływać na próg pobudzenia – nie na styl reakcji. Do sportu potrzebujemy koni szybko i umiarkowanie mocno reagujących, szybko wygaszających reakcje, wg starej typologii temperamentów – sangwiników. Takich „ja to się cieszę byle czym, wszystko mnie cieszy”. Trzeba pamiętać, że nie jest to typ szczególnie odporny na stres, ale nie jest też słaby. Poziomem stresu możemy zarządzać, bazując na mechanizmach adaptacji, przywyknięcia, nie dokładając stresu, zapewniając solidny relaks. Stylem reakcji zarządzać się nie da, tego trzeba być świadomym, nabywając konia. Błąd złego wyboru częściej zdarza się jeźdźcom ujeżdżenia, szukającym koni opanowanych. W toku pracy okaże się, że taki koń nie reaguje dostatecznie szybko ani wyraziście na bodźce – te płynące z pomocy jeździeckich.

To właśnie typ układu nerwowego najmocniej decyduje o przydatności konia do sportu. Koń „żywe srebro”, odpowiednio zbudowany, obdarzony giętkością stawów i proporcjonalną masą mięśniową, zdrowy, z prawidłowym metabolizmem, pełen ekspresji i ciągle pełen entuzjazmu do pracy to nasz, tak poszukiwany, „koń wysokooktanowy”.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse