Rozmawiał: Michał Wierusz-Kowalski
Polski Związek Hodowców Koni zbliża się ku obchodom 125 lat swego istnienia.
Dla jednych to powód do dumy, dowód doświadczenia, stabilizacji branżowej i asumpt do dalszej wzmożonej pracy na rzecz rozwoju hodowli koni, dla innych pretekst do kontestowania rzeczywistości i udowadniania, że tkwimy w zacofanej, skostniałej strukturze. Czy i kto ma rację – te i inne tematy poruszamy w rozmowie z prezesem PZHK prof. Zbigniewem Jaworskim.
Upłynęły dwa lata Pana prezesury. Obecny Zarząd pod Pana kierownictwem dobił do półmetka. Co udało się zrobić przez ten czas?
– Faktycznie połowę kadencji mam już za sobą. Dla części członków Zarządu to także pierwsze dwa lata pracy w ich nowej roli. A co udało się nam w ciągu tego okresu zrobić? Przede wszystkim wykonywaliśmy te zadania, które wcześniej zostały zaplanowane, jak również skupialiśmy się na bieżącej działalności, która jest związana przede wszystkim z organizacją naszych stałych imprez hodowlano-jeździeckich. Szczególnie pracowity był rok 2013, w którym doszła nam organizacja imprez międzynarodowych, a mianowicie Zjazd Międzynarodowej Federacji Hodowców Koni Huculskich (HIF) i Zjazd Światowej Federacji Hodowców Koni Sportowych (WBFSH). Niezależnie od tego byliśmy włączeni w organizację Cavaliady w Lublinie, Warszawie i Poznaniu, gdzie przygotowywaliśmy Pawilon Polskiej Hodowli Koni. Był to doskonały nasz pomysł autorski, który należy kontynuować, gdyż służy przede wszystkim promocji polskich koni. Pragnę jednak podkreślić, że w tych działaniach mieliśmy bardzo dobrego partnera, jakim jest Agencja Nieruchomości Rolnych. Bez pomocy Zespołu Nadzoru Właścicielskiego i bezpośrednio jednostek podległych ANR, tj. głównie stadnin koni i stad ogierów, nie bylibyśmy w stanie udźwignąć ich organizacji zarówno pod względem finansowym, jak i organizacyjnym. Ponadto rok 2013 to także Krajowa Wystawa Zwierząt Hodowlanych w Poznaniu, gdzie byliśmy odpowiedzialni za jej część dotyczącą koni. Zainteresowanie tymi imprezami, jak i pozytywne opinie ze strony tych, którzy wzięli w nich udział, wystawiają nam jak najlepszą ocenę za ich organizację. Był to niewątpliwy sukces naszej organizacji i naszych współpartnerów, a przede wszystkim Polski i polskiej hodowli koni, która mogła zaistnieć na arenie międzynarodowej. Niewiele mamy okazji, aby pochwalić się przed międzynarodową społecznością osiągnięciami polskiej hodowli, a zjazdy HIF i WBFSH oraz Cavaliada w doskonały sposób nam to umożliwiły.
Czy obecny Zarząd PZHK to zgrany zespół, rozumiejąca się drużyna, czy soliści ciągnący sprawy każdy w swoją stronę?
– Oczywiście moja odpowiedź będzie subiektywna i wynika z osobistego postrzegania składu obecnego Zarządu. Jest nas 21 osób reprezentujących 15 związków wojewódzkich i okręgowych oraz 6 związków rasowych. Jest zupełnie zrozumiałe, że każdy z prezesów tych związków reprezentuje jego interesy, a te nie zawsze muszą być zbieżne z interesem innego związku czy samego PZHK. Jednak będąc organizacją, która skupia hodowców różnych ras i typów koni, zamieszkujących różne regiony naszego kraju, o zróżnicowanych uwarunkowaniach społeczno-ekonomicznych, należy z góry założyć, że nie w każdym przypadku będziemy mieli takie samo zdanie. Poza tym prezes danego związku, kierując się dobrem jego członków, musi dbać o ich sprawy na arenie krajowej. Z drugiej strony, jako przedstawiciel członka PZHK, powinien przede wszystkim mieć na uwadze interes ogólny, a więc dobro polskiej hodowli koni. W związku z tym niekiedy pojawiają się nieporozumienia wynikające ze sprzeczności interesów. Czasami niektórzy prezesi przejawiają także nadmierny populizm czy zbyt wyraźnie okazują swoje animozje w stosunku do konkretnej osoby, co przekłada się na niepotrzebną agresję słowną. Jednak w zasadniczych sprawach na ogół jesteśmy jednomyślni, nawet w takich przypadkach, kiedy musimy podjąć decyzję niepomyślną z punktu widzenia związku, którego ona dotyczy. Życzyłbym sobie, aby takich problemów było jak najmniej, ale jednocześnie mam świadomość tego, że życie potrafi nas zaskakiwać, a tym samym od trudnych spraw nie uciekniemy. Niemniej według mnie jesteśmy na tyle zgranym zespołem, by sprostać również i tego rodzaju wyzwaniom. Mówiąc jeszcze o zespole, którym mam przyjemność kierować, życzyłbym sobie, aby związki rasowe, poza tym że istnieją, zaczęły się także rozwijać. Oczywiście ta uwaga nie dotyczy wszystkich, gdyż większość z nich bardzo dobrze funkcjonuje, ale niektóre przejawiają zbyt małą efektywność w swojej statutowej działalności. Jeszcze kilka lat temu dosyć wyraźnie mówiło się, że związki rasowe są tym kierunkiem zmian, w jakim powinien pójść PZHK, ale życie, przynajmniej dotychczas, tego nie potwierdziło. Wydawało się, że jest to grupa działaczy, która widzi także potrzebę przebudowy struktur Związku i jego organizacji, ale jak widać większość do tego jeszcze nie dojrzała.
Czy Związek wymaga reformy, a może wszystko jest w jak najlepszym porządku?
– Związek ewoluuje, przystosowując się do zmieniającej się rzeczywistości. Trzydzieści lat temu, a tak daleko mogę sięgnąć pamięcią, Związek działał w innych realiach, wśród innych hodowców, którzy mieli trochę inne oczekiwania i potrzeby. Później, jak wiemy, nastąpiły dosyć istotne zmiany społeczno-gospodarcze, dziesięć lat temu wstąpiliśmy do UE, a tym samym zmieniły się uwarunkowania, w jakich przyszło nam żyć i prowadzić hodowlę koni. W tym czasie modyfikowaliśmy statut Związku, przystosowując go do zmieniającej się rzeczywistości. Ostatnia zmiana miała miejsce osiem lat temu i chyba nadszedł czas, aby dokonać kolejnej rekonstrukcji. To nie znaczy, że statut jest zły, ale pojawiły się nowe uwarunkowania i powinny znaleźć swoje odzwierciedlenie w statucie. Oczywiście jesteśmy bardzo zróżnicowani, stąd postrzeganie ewentualnych zmian, ich skali i zakresu nie jest jednakowe. Niewątpliwie ważną kwestią jest struktura Związku. Czy dotychczasowa jest odpowiednia? To pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Czy pracownicy inżynieryjno-techniczni poszczególnych związków powinni podlegać bezpośrednio Zarządowi PZHK, czy też jak obecnie być w gestii zarządów wojewódzkich? Zdania są podzielone, padają argumenty na korzyść jednej bądź drugiej opcji. Związki silniejsze ekonomicznie na ogół są za pozostawieniem obecnej struktury, bez wprowadzania większych zmian. Natomiast te słabsze optują za większą centralizacją w kwestii personelu techniczno-inżynieryjnego. Podczas listopadowego zebrania Zarządu w Iwkowej przedstawiono korzyści wynikające ze zmiany dotychczasowej struktury Związku, które dotyczyłyby następujących kwestii:
- prowadzenie jednolitej i konsekwentnej polityki hodowlanej w każdej z ras, dla których księgi utrzymuje PZHK
- wyrównanie poziomu wykonywanych zadań i usług w terenie
- wdrożenie jednolitego systemu szkolenia pracowników i hodowców
- wprowadzenie czytelnego systemu zależności i odpowiedzialności pracowników, jednolitego systemu wynagradzania i nagród
- wprowadzenie standardu wyposażenia biur terenowych, zaspokajania potrzeb biurowych, technicznych itp., co pozwoliłby na znaczne oszczędności w skali kraju.
Ostatecznie również marcowe zebranie Zarządu w Popielnie potwierdziło, że większość jest za pozostawieniem obecnej struktury. Na ostatnim Walnym Zjeździe Delegatów 27 maja br. te kwestie nie były przedmiotem dyskusji, w związku z czym pozostajemy przy starym zapisie. Natomiast, co warto podkreślić, delegaci przyjęli szereg poprawek do statutu uchwalonego w 2006 r., porządkując poszczególne jego rozdziały i paragrafy. Usunięto te, które się powtarzały lub były niezgodne z obowiązującymi przepisami, jak również wprowadzono nowe, wszystko po to, aby przystosować go do obecnych realiów i oczekiwań naszych członków. Zdecydowana większość poprawek, które zgłosił Zarząd PZHK, została przez delegatów dobrze przyjęta i zaakceptowana bez większej dyskusji. Niektóre postanowienia wymagały wyjaśnień ze strony Komisji Statutowej, ale były również i takie, które wywołały żywą wymianę zdań. Najwięcej emocji wzbudziła poprawka do rozdziału 5. (Władze PZHK), paragraf 8 punkt 7, jaką zgłosił Kujawsko-Pomorski Związek Hodowców Koni, mówiąca o tym, iż „Do władz nie mogą kandydować pracownicy PZHK lub Związków oraz osoby zrzeszone w innych związkach hodowców koni niezrzeszonych w PZHK”. Do tego punktu Komisja Statutowa zgłosiła poprawkę w następującej wersji: „Do władz nie mogą kandydować pracownicy PZHK lub Związków”. Ponieważ żadna z wersji nie uzyskała wymaganej większości 2/3 głosów, obowiązuje zapis istniejący w statucie uchwalonym w 2006 r. Osobiście uważam, że dobrze się stało, iż poprawka KPZHK nie została przyjęta, gdyż w konsekwencji podzieliłaby ona naszych członków. Obecnie zarówno wśród delegatów, jak i bezpośrednio we władzach PZHK (Zarząd, Sąd Koleżeński) są osoby, które mają podwójną przynależność, co nie przeszkadza im być lojalnymi członkami naszej organizacji i z pożytkiem dla niej pracować.
Czy nasze kadry są wystarczająco kompetentne? Co PZHK robi w kwestii naboru nowych pracowników, jakie są metody ich weryfikacji i czy są prowadzone szkolenia podnoszące ich kwalifikacje?
– Rozpatrując tę kwestię całościowo, to niewątpliwie tak. Jednak w ostatnich latach zarówno w biurze PZHK, jak i biurach poszczególnych związków wojewódzkich przyjęto do pracy sporo młodych osób. Wprawdzie zaliczyli oni staż wymagany naszymi przepisami i uzyskali uprawnienia do wpisu koni do ksiąg, ale brakuje im jeszcze doświadczenia. W każdym związku są osoby, które można uznać za autorytety w naszej branży, jak i tacy, którzy dopiero zdobywają doświadczenie. Dlatego powinna zostać zachowana ciągłość związana z wymianą pokoleń. Mamy opracowany regulamin dotyczący nabywania uprawnień do wpisu do ksiąg oraz system szkoleń związany z podnoszeniem kwalifikacji. Jako nauczyciel akademicki doskonale wiem, że tylko permanentne kształcenie jest gwarancją stałego podnoszenia kwalifikacji i sprostania coraz większym wymogom. Hodowcy, członkowie naszych związków wojewódzkich i rasowych, także podnoszą kwalifikacje. Bardzo często są to osoby mające nie tylko duże doświadczenie praktyczne, ale i głęboką wiedzę hipologiczną. Inspektor z danego związku, aby być partnerem do rozmowy z takim hodowcą, a tym bardziej doradzać w kwestiach hodowlanych, musi dysponować odpowiednim zasobem wiedzy. Niezbędne jest także otwarcie się na wszelkie nowości w tej dziedzinie, stąd system szkoleń dotyczy wszystkich pracowników, także tych z długoletnim stażem. Obecnie hodowcy mają kontakty z całym światem, przywożą nie tylko konie, ale zdobytą w innych krajach wiedzę. Zdaję sobie sprawę, iż niekiedy naszym młodszym pracownikom może brakować odpowiedzi na zadawane im pytania, ale nie może to dotyczyć tego, czym bezpośrednio się zajmujemy, czyli identyfikacji, wpisu koni do ksiąg i oceny użytkowości. Znajomość przepisów, zarówno tych wynikających z ustaw i rozporządzeń, jak i naszych wewnętrznych musi być pełna. Nieprzestrzeganie wewnętrznych ustaleń i przepisów podważa naszą wiarygodność jako organizacji realizującej zadania wynikające z ustaw o organizacji hodowli i rozrodzie zwierząt gospodarskich oraz identyfikacji, które zlecił nam Minister Rolnictwa. Z przykrością stwierdzam, że tego rodzaju incydentalne przypadki miały w ostatnim okresie miejsce. Stąd też tzw. trudne decyzje, jakie Zarząd podejmował w minionym roku. Tego rodzaju przypadki wyraźnie pokazują nam, że niezależnie od zaufania, jakie do siebie powinniśmy mieć, konieczna jest częstsza kontrola tych, którzy bezpośrednio te zadania realizują. Nawiązując jeszcze do szkoleń, to należy wspomnieć, że w 2014 r. będziemy po raz pierwszy organizować kursy inseminacji dla pracowników Związku i hodowców. Od dwóch lat szkolimy naszą kadrę i hodowców w zakresie oceny liniowej koni, a robią to najlepsi fachowcy z Holandii, która jako pierwsza wprowadziła tę metodę oceny koni wierzchowych. Ponadto w 2007 r. całe pogłowie hodowlane wpisywane do ksiąg objęliśmy badaniami DNA. W coraz większym stopniu wykorzystujemy w hodowli nowoczesną bazę danych, którą Związek posiada, uzupełnia i rozwija. W perspektywie 2–3 lat chcielibyśmy stworzyć i wdrożyć aplikację dostępu do naszej bazy, w pierwszej kolejności dla członków Związku.
Jak Pan, jako prezes PZHK, ale i ekspert hipologii, widzi przyszłość hodowli koni w Polsce?
– Postępujący rozwój cywilizacji sprawił, że koń stracił na znaczeniu jako koń bojowy (wykorzystanie w armii) i żywa siła pociągowa, ale wyraźnie zyskał na znaczeniu jako zwierzę dostarczające rozrywki w szerokim tego słowa znaczeniu. Nadal jeszcze ma znaczenie konsumpcyjne, o czym decydują pewne przyzwyczajenia kulturowe, więc jego wykorzystanie rzeźne na pewno nie straci na znaczeniu. Wprawdzie w Polsce mamy określone preferencje co do konsumpcji określonych gatunków zwierząt gospodarskich, ale jednocześnie wiadomo, że gusta kulinarne nie są niezmienne i odpowiednia reklama koniny może je zmienić. Oceniając zachodzące zmiany w pogłowiu koni i jego strukturę rasową, przypuszczam, że ilościowo koni zimnokrwistych i w typie zimnokrwistym nadal będzie ubywać, chociaż nie tak gwałtownie, przy jednoczesnym wzrastającym udziale populacji wpisanej do ksiąg. Prowadzimy osobną księgę dla ardena polskiego oraz czekamy na zatwierdzenie księgi dla koni zimnokrwistych, która będzie obejmować trzy odrębne sekcje: polski koń zimnokrwisty, koń sztumski i koń sokólski. Poziom tej hodowli systematycznie wzrasta, z powodzeniem konkurujemy z Europą Zachodnią, czego dowodem są np. udane występy naszych koni na międzynarodowej wystawie w Donchery we Francji w 2012 r. czy pierwsze sprzedaże ogierów ardeńskich wyhodowanych w Polsce do ich kolebki we Francji w 2013 r. Z ras objętych programami ochrony zasobów genetycznych bardzo dobrze rozwijają się konie śląskie, huculskie i koniki polskie. Szczególnie te dwie ostatnie rasy zdecydowanie powiększyły liczebność w ostatnich latach. Bez wątpienia przyczynił się do tego program ochronny, ale bezspornym faktem też jest i to, że w skali światowej reprezentują one wysoki poziom hodowlany. Polski koń szlachetny półkrwi jest w tej chwili najliczniejszą populacją wśród koni ras półkrwi i należy przypuszczać, że hodowcy, wykorzystując importowane ogiery ras sportowych, dalej będą go doskonalić w kierunku wykorzystania w sporcie wyczynowym. Dwie pozostałe rasy półkrwi, tj. małopolska i wielkopolska, uczestniczą zarówno w programie doskonalenia, jak i ochrony zasobów genetycznych. Niestety ich liczebność systematycznie spada, szczególnie koni wielkopolskich. Odczuwalny jest brak młodych ogierów remontowych, które gwarantują rozwój danej rasy. Wydaje mi się, że komisje ksiąg stadnych tych ras będą musiały podjąć określone działania, które ograniczą odpływ klaczy wykorzystywanych przez hodowców polskiego konia szlachetnego półkrwi. Sytuacja konia małopolskiego, mimo spadku liczebności, nie jest zła, gdyż odnotowywane są jego sukcesy na arenie międzynarodowej, np. w 2013 r. na Narodowym Czempionacie Francji Koni Angloarabskich, ale znacznie gorzej jest z końmi wielkopolskimi. Pogłowie wyraźnie się zestarzało, brakuje koni młodych, co jest szczególnie widoczne wśród ogierów. Dla kuców prowadzimy księgę i rejestr, a ponieważ te konie z powodzeniem są wykorzystywane w rekreacji, a częściowo także w sporcie, przez dzieci i młodzież, to ich rozwój powinien przebiegać nie gorzej niż dotychczas. Na temat innych ras nie będę się wypowiadać, gdyż PZHK nie prowadzi dla nich ksiąg, ale jak wiemy, w najlepszej sytuacji są konie arabskie, w których hodowli jesteśmy światową czołówką. Z dużym prawdopodobieństwem należy przyjąć, że w strukturze rasowej udział koni zimnokrwistych będzie się nieznacznie, ale systematycznie zmniejszać, natomiast powinniśmy obserwować wzrost pogłowia koni szlachetnych oraz kuców i koni małych (w tym hucułów i koników polskich). Reasumując, chciałbym podkreślić, że kierunkiem przyszłościowym, naszą wizytówką dla świata jest sukces koni szlachetnych i ich promocja przez sport, także ze względów medialnych. Zdając sobie z tego sprawę, PZHK pomimo ograniczonych środków konsekwentnie realizuje projekt promocji polskich koni sportowych poprzez sponsoring zawodników oraz nagrody dla jeźdźców i hodowców.
Gdzie jest nasze miejsce w Europie, oczywiście w kontekście polskich koni?
– Nasze miejsce w Europie wyznacza poziom hodowli, jaki reprezentują nasi hodowcy. Najbardziej znani jesteśmy jako znakomici hodowcy koni czystej krwi arabskiej. Stadniny w Janowie Podlaskim i Michałowie nie mają sobie równych w świecie i bez wątpienia są najlepszą wizytówką polskiej hodowli. W Europie cenione są również inne nasze rasy, jak np. konie śląskie, uważane za jedne z najlepszych użytkowanych w sporcie zaprzęgowym. Dużym uznaniem cieszą się dwie nasze rasy pierwotne, tj. hucuły i koniki polskie. Także w hodowli koni ras półkrwi (małopolskiej, wielkopolskiej i sp) od czasu do czasu pojawiają się prawdziwe perełki, które przypominają starszemu pokoleniu, że kiedy odnosiliśmy największe sukcesy w jeździectwie, nasi zawodnicy jeździli prawie wyłącznie na koniach polskiej hodowli. Wydaje mi się, że często nie doceniamy tego, co nasze, a chwalimy wszystko, co ma pochodzenie zagraniczne. Poza tym zbyt mało koni jest poddawanych próbom użytkowości, czego dowodem są zakłady treningowe i MPMK, więc tym samym trudno wyrażać jednoznaczną opinię na temat walorów użytkowych danej rasy. Niewątpliwie najlepszą promocją jest sport, ale nie można zapominać o rekreacji, która także potrzebuje, i to w znacznie większych ilościach, dobrych koni. Dlatego w selekcji powinniśmy uwzględniać w szerszym zakresie te cechy charakteru, które decydują o przydatności do tej formy użytkowania. Myślę, że w stosunku do Europy nie powinniśmy mieć kompleksów, gdyż możemy znaleźć przykłady wskazujące na to, że w wyhodowaniu najlepszych ras sportowych biorą udział także konie polskiej hodowli.
Czy nie obawia się Pan, że oknem na świat pozostanie Rawicz, a wizytówką Polski nasza konina?
– Nie mam takich obaw. Rawicz jest tylko jednym z naszych okien na świat i gdyby takich okien było więcej, to hodowcy koni zimnokrwistych byliby z tego bardzo zadowoleni. Nasza konina jest bardzo ceniona, gdyż pochodzi z czystego środowiska, gdzie żywienie oparte jest głównie na naturalnym wypasie. Jeżeli będzie jedną z naszych wizytówek, w dobrym tego słowa znaczeniu, to nie mam nic przeciwko temu. Jednak uważam, że prawdziwe wizytówki Polski i naszej hodowli to imprezy organizowane w kraju, np. aukcja koni arabskich w Janowie Podlaskim czy udział naszych koni w hodowlanych imprezach zagranicznych. No i oczywiście występy naszych sportowców, np. Bartłomieja Kwiatka czy Pawła Spisaka, na koniach polskiej hodowli podczas zawodów międzynarodowych. Bardzo nas cieszą sukcesy zawodników osiągane dzięki koniom wyhodowanym w Polsce. Staramy się wspierać te „wizytówki”, dołączając do grona ich sponsorów.
Był Pan niedawno w Skaryszewie i spotkał z hodowcami koni zimnokrwistych. Pamiętamy zeszłoroczne skandale. Czy w Pana ocenie zmienia się świadomość i kultura hodowlana wśród tych ludzi? Przypomnę, że PZHK zaangażował się w tworzenie pozytywnej atmosfery wokół Skaryszewa.
– Skaryszewski Jarmark Koński, pod nazwą Wstępy, sięga tradycją XVII wieku. Jest to najstarszy jarmark w Polsce, na którym można sprzedać i kupić konie, ale także różne akcesoria rymarskie, sprzęt rolniczy, wyroby rzemieślnicze i sztuki ludowej. Wokół Skaryszewa narosło wiele niedobrych mitów, głównie za sprawą obrońców praw zwierząt. W przeszłości niewątpliwie w części słusznych, ale też krzywdzących dla organizatorów, szczególnie w roku ubiegłym. Dlatego po Wstępach z 2013 r., aby nie powtórzyły się incydenty, jakie miały wtedy miejsce, z inicjatywy Urzędu Miasta i Gminy w Skaryszewie zawiązało się Ogólnopolskie Centrum Promocji, Handlu i Obrotu Końmi w Skaryszewie, gdzie koń, a szczególnie koń zimnokrwisty byłby wystawiany, pokazywany, a jednocześnie promowana byłaby jego hodowla. Podjęto szereg działań medialnych przygotowujących grunt pod tę inwestycję, jak również zmianę wizerunku skaryszewskiego jarmarku. Odbyło się wiele spotkań organizacyjnych, w części także uczestniczyliśmy. Opracowano regulamin Wstępów, zasady rejestracji i udziału koni w imprezie, wyznaczono miejsca dla koni i innych wystawców oraz specjalną strefę weterynaryjną. W bogatym programie Skaryszewskiego Jarmarku Końskiego w tym roku uwzględniono m.in. różne pokazy, także z udziałem koni zimnokrwistych, wybory najładniejszego ogiera i najładniejszej klaczy. Jednak przede wszystkim zadbano o dobór odpowiednich służb porządkowych, aby nie powtórzyły się incydenty z ubiegłego roku. Zaangażowaliśmy się w tworzenie pozytywnej atmosfery wokół Skaryszewa, gdyż zależy nam na podtrzymaniu tej pięknej, kilkusetletniej tradycji. Chcemy, aby jarmark był świętem dla środowiska koniarzy, podczas którego będzie w pełni zachowany dobrostan koni biorących w nim udział. Miło mi zatem stwierdzić, iż Wstępy 2014 bez wątpienia takim świętem były i należy pogratulować ich organizatorom, a naszym pracownikom z Oddziału Radom podziękować za zaangażowanie przy tej imprezie.
Inny temat. Rozjeżdża się idea Mistrzostw Polski Młodych Koni jako imprezy organizowanej dla wszystkich konkurencji w jednym miejscu i terminie, czyli wielkiego święta hodowców, właścicieli koni i jeźdźców. Co dalej z czempionatami?
– W ubiegłym roku przeprowadziliśmy sondaż wśród dotychczasowych organizatorów MPMK, badaliśmy też nastawienie naszych działaczy co do możliwości zorganizowania tej imprezy w jednym miejscu i terminie. Wygląda jednak na to, że do tak wielkiego święta hodowców, właścicieli i jeźdźców jeszcze nie dojrzeliśmy. Od strony technicznej trudno byłoby sprostać takiemu wyzwaniu jednemu organizatorowi. Poza tym wydaje mi się, że także mentalnie nie dojrzeliśmy do tak wielkiej imprezy. Powszechnie uważa się, że MPMK to również promocja ośrodka, który tę imprezę organizuje. Przy jednej dużej imprezie to promocja tylko jednego ośrodka, a w dotychczasowej wersji – kilku. Pojawia się więc rozbieżność interesów. Jednak nie powinniśmy zapominać, że MPMK to przede wszystkim promocja naszej hodowli, a nie danego ośrodka. Mam nadzieję, że w niezbyt odległej perspektywie wrócimy do idei jednego miejsca i terminu, a na razie dalej będziemy organizować MPMK wspólnie z PZJ na dotychczasowych zasadach. W tym roku, zapraszając do składania ofert na MPMK, będziemy preferować oferty na organizację w okresie trzech lat.
Współpraca z ANR – jak się układa, wszak widać już kilka cennych wspólnie zrealizowanych projektów, że wymienię Cavaliadę, Zjazd WBFSH, niektóre czempionaty rasowe?
– Gdybym miał odpowiedzieć jednym słowem, to powiedziałbym, że wzorowo. ANR jest naszym partnerem we wszystkich największych przedsięwzięciach. Praktycznie bardzo bobrze dogadujemy się na wszystkich szczeblach, zarówno z prezesem Leszkiem Świętochowskim, dyrektorem Zespołu Nadzoru Właścicielskiego Grzegorzem Młynarczykiem i jego współpracownikami, jak i z prezesami i dyrektorami jednostek podległych Agencji. Najważniejsze projekty, które udało się nam wspólnie zrealizować, to oczywiście Cavaliada, przede wszystkim ta w Poznaniu, gdzie przygotowaliśmy Pawilon Polskiej Hodowli, a także zjazdy WBFSH i HIF. Większość czempionatów rasowych organizujemy bezpośrednio z ośrodkami agencyjnymi i na ich terenie. Mamy nowe pomysły, które – mam nadzieję – pozwolą nam rozszerzyć tę współpracę. Ubolewamy nad tym, że spada liczba ogierów w SO, szczególnie ras wierzchowych, a remont nowych, dobrych jakościowo jest zbyt mały.
Relacje z PZJ – co razem robimy, jakie są wspólne oczekiwania, deklaracje, projekty?
– Nasze relacje z PZJ są dobre. PZJ, podobnie jak my, od dwóch lat ma nowy Zarząd i nowego prezesa. Dwukrotnie mieliśmy robocze spotkania naszego Prezydium z Zarządem PZJ, a niezależnie od tego spotykamy się przy okazji zawodów i imprez hodowlano-jeździeckich. Chcemy włączyć się do interesującego projektu opracowanego przez Zarząd PZJ „Cała Polska Jeździ Konno”, służącego m.in. popularyzacji szeroko pojętej rekreacji konnej. Kontynuujemy podjęte jeszcze przez zarządy poprzedniej kadencji rozmowy dotyczące współpracy naszych baz danych. PZJ podjął decyzję o rozpoczęciu prac nad stworzeniem nowej bazy, co niestety opóźni proces wymiany danych. W związku z tym, we współpracy z SGGW, uzupełniamy bazę PZHK o wyniki koni w sporcie jeździeckim. Ponadto towarzyszymy cyklowi zawodów Grand Prix Wolnej Polski oraz kilku jeszcze innym imprezom jeździeckim wskazanym przez kolegów z PZJ, gdzie na fali projektu „PZHK – Program Sport” nagradzamy najlepsze konie polskiej hodowli i pokazujących je jeźdźców. Przykładowo na CSIO w Sopocie był to Denetor i Grzegorz Kubiak.
Ma Pan wizję?
– Trudno mówić o wizji, kiedy trzeba rozwiązywać bieżące problemy, także te trudne. Jest ich niestety dużo i to one w dużej mierze determinują bieżącą działalność Związku. Poza tym moja wizja powinna być zbieżna z wizją większości członków Zarządu, gdyż w innym wypadku będzie skazana na niepowodzenie. Wizja powinna być także realistyczna, bo inaczej takie pomysły można określić jako mrzonki lub fantazje. Dlatego raczej powinniśmy mówić o długofalowej strategii rozwoju Związku, która będzie określać naszą działalność w dłuższej perspektywie. Czyli musimy wytyczyć cele, do jakich będziemy dążyć, i metody ich osiągnięcia. W części taki plan mamy już opracowany, dyskutowaliśmy o nim w gronie Prezydium, a w najbliższym czasie chciałbym przeprowadzić szerszą dyskusję wśród wszystkich naszych członków.
Na koniec – od tego roku zwiększy się liczba prenumeratorów „Hodowcy i Jeźdźca”. Jak do tego doszło i jakie korzyści mogą z tego płynąć dla środowiska?
– „Hodowca i Jeździec” to nasze pismo związkowe, które wydajemy już od 12 lat. Wiele organizacji ma własne czasopisma i w większości członkostwo wiąże się także z obowiązkową ich prenumeratą. Jest to najlepsza forma szerokiego komunikowania się Związku z jego członkami. Poprzez artykuły docieramy do hodowców i odwrotnie, w tzw. wieściach z regionu nawet niewielka grupa hodowców może podzielić się nowinkami z własnego podwórka, o których przeczyta cała Polska. Jest to forma przekazu tego, czym zajmuje się nasza organizacja i jej członkowie. Czasopismo odgrywa także rolę edukacyjną, publikowane są artykuły dotyczące najnowszych osiągnięć w hipologii i dziedzinach pokrewnych, związanych bezpośrednio z końmi. Dlatego na listopadowym posiedzeniu Zarządu podjęliśmy uchwałę zobowiązującą poszczególne związki, by obowiązkową prenumeratą objąć co najmniej 50% osób opłacających składki członkowskie. Niestety nie była to uchwała jednomyślna, w niektórych związkach nadal toczy się dyskusja na ten temat, czego wyrazem był wniosek delegatów z WZHK w Warszawie, aby ją odrzucić. Na szczęście Walny Zjazd go nie przyjął i tym samym uchwała Zarządu jest obowiązująca.
„Hodowca i Jeździec” ma uznaną markę wśród periodyków, jakie ukazują się na polskim rynku. Myślę, że pod względem treści zadowala wszystkie grupy hodowców i użytkowników koni. Jego wysoka ranga to efekt pracy zespołu, którym Pan, Panie Redaktorze, kieruje, za co z tego miejsca wszystkim serdecznie dziękuję. Z drugiej strony, jeżeli chcemy zwiększać nakład i docierać do jak największej liczby czytelników, to nie ma innego wyjścia. Wysoki poziom musi być zachowany, gdyż najlepszymi recenzentami są Ci, którzy bezpośrednio czytają artykuły zamieszczane w naszym czasopiśmie. Jestem optymistą i wierzę, iż Pan i Redakcja sprostacie temu wyzwaniu.
Uprzejmie dziękuję za rozmowę.