Michał Wierusz-Kowalski, Redaktor Naczelny
Wszystko stoi na głowie. – Zabrońcie jeszcze sprzedaży klejów i rozpuszczalników – krzyczy rozdygotany poseł w czasie debaty sejmowej poświęconej ograniczeniu dostępu młodzieży do środków odurzających.
– Wódki nie skasujecie, bo sami lubicie wypić! – dodaje. Niechybnie Fryderyk Nietzsche ma rację – co cię nie zabije, to cię wzmocni…
Każdy poziom absurdu jesteśmy w stanie zaabsorbować, tak że anegdota – dlaczego pies macha ogonem? bo ogon nie uniesie psa – wydaje się tylko pozornie śmieszna. Zatem, żeby nie odwrócić kota ogonem i wydatnie zobrazować problem pewnej niestałości emocjonalnej i merkantylizmu trawiącego środowisko koniarzy (jak każde inne zresztą), popatrzmy na trzy różne warianty postawy wobec pieniądza.
- Pomimo niezwykle lukratywnych propozycji zakupowych, jakie otrzymują nasi czołowi zawodnicy dyscypliny ujeżdżenia, wciąż trzymają pod sobą perspektywiczne konie. I oby tak wytrwali choć do IO Londyn 2012.
- Zawodnik z ogromnym poświęceniem walczy o obecność polskiej czwórki zaprzęgowej na międzynarodowej arenie i zwieńczenie tegorocznego sezonu startem na MŚ w Kentucky. Codziennie boryka się z niedopiętym budżetem, a wyjazd za Ocean koszmarnie drogi. Mimo rozlicznych dylematów natury ekonomicznej wierzy jednak w powodzenie na najważniejszej dla niego imprezie. Niestety, aby pokryć koszty reprezentowania kraju w USA, będzie zmuszony podjąć przykrą decyzję – rozstania się z podstawową czwórką koni, którą po prostu po przecięciu linii mety na pniu sprzeda.
- Jakaż była nasza radość, gdy w marcu zapadła decyzja dotycząca udziału Polaków w Top Lidze. W wyniku indywidualnych, poważnych rozmów padały daleko idące deklaracje i entuzjastyczne zapewnienia ze strony sponsorów, właścicieli oraz zawodników. Wszyscy piali, że to szansa, prestiż, prezent od losu. Niestety, PZJ nie PZPN, setkami milionów nie obraca, ergo – ma niewielką siłę sprawczą w dobie drapieżnej komercjalizacji. Za nami cztery starty, czyli jesteśmy na półmetku i… nie ma już kto i na czym jechać. Bowiem wcześniejsze „dżentelmeńskie” umowy okazały się guzik warte. Najlepsze, przyszłościowe pary koń – jeździec szybko zostały zdekompletowane w wyniku intratnych transakcji handlowych tudzież biznesowych priorytetów. A szkoda, bo zdołaliśmy pokazać lwi pazur, za co brawa należą się wszystkim niezawodnym członkom ekipy trenera Rudigera Wassibauera.
Próbuję dopatrzyć się w pawich piórach czegoś ważniejszego od próżnych pobudek (dowartościowanie się kasą) i przejść do spraw naprawdę wartościowych – honor, patriotyzm, godna reprezentacja. Jeśli kadra ma występować na światowych hipodromach z białym orłem w klapie, to niech nad tymi i innymi piórami oraz ptasimi alegoriami troszkę refleksji w sobie wzbudzi… Inaczej końca startów w żadnym cyklu nie doczekamy, polskiego produktu hodowlanego na zachodnim forum nie pokażemy, nie złapiemy bezcennego doświadczenia w konfrontacji z czołówką rankingów, bowiem ugrzęźniemy w małych przyzwyczajeniach, którym każdorazowo króluje mamona. Czy pozwolimy, aby forsa nami rządziła?