Skok z parforsów na konkursy

Aleksandra Jaworowska

W XIX, ale również na początku XX wieku konne polowania cieszyły się ogromną popularnością. Uważano je za sport pożyteczny, który rozwija w człowieku najcenniejsze zalety dobrego jeźdźca terenowego, zwłaszcza zmysł orientacji, ale także umacnia dosiad, zmusza do szukania najlepszych sposobów szybkiego przebycia trudnego terenu, usianego przeszkodami i zasadzkami, dbając jednocześnie o jak najmniejsze zmęczenie wierzchowca.

Szczególnie wymagające były polowania par force, czyli konne polowania ze sforą psów, podczas których ścigano zwierzynę, aż padała z wyczerpania. Wymagały one doskonałych koni, bardzo wytrzymałych i zwrotnych, a jednocześnie odważnych, opanowanych i chętnych do pracy. Również myśliwi musieli wykazać się wytrwałością, energią, silną wolą, odwagą oraz orientacją w terenie i dużymi umiejętnościami jeździeckimi.
W Polsce najwspanialsze parforsy były urządzane w wielkich majątkach ziemskich przez arystokratów, którzy posiadali stajnie pełne wyśmienitych hunterów, psiarnie ze specjalnie ułożonymi psami gończymi oraz lasy pełne zwierzyny łownej. Na jednym z takich polowań, zorganizowanym na jesieni w 1844 roku przez Alfreda Potockiego w jego łańcuckich dobrach, w roli artysty debiutował młody Juliusz Kossak. Tam miał okazję poznać całe grono magnatów galicyjskich, m.in. Leona Rzewuskiego, Konstantego Branickiego oraz Adama, Alfreda i Maurycego Potockich, a co ważniejsze, namalować ich konne portrety, dzięki którym zyskał ich uznanie i przychylność i które otworzyły mu drzwi do dalszej kariery. Pamiętnikarz tamtych lat, Ksawery Prek, tak wspominał artystę: Kossak, młody człowiek z talentem, rodem z Tarnowskiego, zrobił bardzo doskonałą szkicę całego tego polowania. Profile myśliwych tak są podobne, że wszyscy spostrzegłszy ten talent wysoki, zrobili składkę na tego młodego, aby mógł za granicą wydoskonalić się w rysunku, którego dotąd mało się jeszcze uczył.
Mimo iż zebrane wówczas pieniądze nie wystarczyły na zagraniczne kształcenie, Juliusz nie spoczął na laurach. Dziesięć lat później, korzystając ze szkiców wykonanych podczas łańcuckiego parforsu, w roku 1854 namalował dużą akwarelę „Polowanie w Łańcucie”, która najlepiej ukazuje postępy, jakie poczynił przez ten czas.
Tematyka łowiecka przewijała się przez całą twórczość artysty. W latach 1845-1850 Kossak miło spędzał czas w majątku Juliusza Dzieduszyckiego w Jarczowicach, a z końcem roku 1851 bawił w Białej Cerkwi, majątku Branickich, gdzie, jak sam pisał: malowałem i konie, i psy, i wilki, i kozaków. Jednak akwarele „Wyjazd na polowanie u Dzieduszyckich w Poturzycy” oraz „Polowanie na lisa w Białej Cerkwi” powstały dopiero w 1855 roku, w Paryżu. Tę ostatnią pracę bardzo chwalono za bogatą kompozycję, dynamikę przedstawienia, koloryt oraz wierność sportretowanych postaci.

Jaki ojciec, taki syn

Szczególnie sławne stały się coroczne jesienne imprezy u Józefa Potockiego. Od roku 1884 organizowano w Antoninach wystawne polowania par force, zwykle na daniele i jelenie.
Rok 1909 był wyjątkowy, ponieważ hucznie obchodzono jubileusz – dwudziestopięciolecie parforsów. Częsty bywalec tych polowań, nie kto inny jak syn Juliusza – Wojciech Kossak przygotował akwarelę ze sceną wyjazdu myśliwych spod antonińskiego pałacu, która znalazła się na zaproszeniu oraz na skomponowanej specjalnie na tę okazję jubileuszowej fanfarze. Nad wymalowanymi jeźdźcami oraz łowczymi prowadzącymi liczną sforę artysta umieścił liczbę „XXV” oraz wstęgę z pamiątkowym napisem „1884 / Équipage d’Antoniny / 1909”.
Jednak prawdziwą furorę zrobił zamówiony u Kossaka przez stałych uczestników polowań: Zdzisława Tarnowskiego oraz jego brata Juliusza, Zdzisława Lubomirskiego, Tomasza, Augusta i Jana Zamoyskich, a także Stanisława Siemieńskiego, zbiorowy portret – scena z polowania antonińskiego. Malarz przedstawił Józefa Potockiego jako mastra, pozostałych siedmiu jeźdźców oraz sforę z łowczym i dojeżdżaczem na tle słynnej dębiny antonińskiej, skąd zwykle startowano. Wręczono go gospodarzowi w Wielki Dzień Jubileuszowy. Zachwycony Kossak tak opisał to wydarzenie w liście do żony: Wczorajszy dzień był dniem mojego triumfu. Podczas mszy w kaplicy ustawiłem obraz w hallu, gdzie inne dary również były złożone. Zdziś i reszta „starych” stanęli w czerwonych surdutach już gotowi do polowania i wobec zgromadzonych gości Zdziś piękną mowę wypowiedział, makata okrywająca obraz spadła i akt ofiarowania nastąpił. Sukces ogromny, rzeczywisty, niekłamany, a moi mandatariusze ze mnie uszczęśliwieni.
Jubileuszowe polowanie stanowiło także tło kolejnych dwóch płócien, które wyszły spod pędzla Kossaka w tym samym 1909 roku. Były to dwa konne portrety – żony hrabiego, Heleny z Radziwiłłów Potockiej oraz jednego ze stałych uczestników polowań par force w Antoninach – Tadeusza Dachowskiego, najbardziej wszechstronnego i utytułowanego polskiego jeźdźca tamtego okresu. Zresztą święcił on triumfy również w prywatnych konkursach hipicznych, organizowanych od 1896 roku także w Antoninach. Były to imprezy o charakterze elitarnym i towarzyskim, dostępne tylko dla wybrańców. To właśnie tam w 1899 roku został ustanowiony polski rekord w skoku na wysokość. Mieczysław Poniński na klaczy Ejleen (należącej do Adama Lubomirskiego) pokonał wysokość 165,5 centymetra, wzbudzając powszechny zachwyt, więc w korespondencji z majątku pisano entuzjastycznie: Popisy antonińskie rokrocznie nabierają cechy bardziej serio i są traktowane nie jako zabawka jedynie, lecz poważnie, doskonalą one konia i jeźdźca, doprowadzają tych ostatnich do mistrzostwa i sprawiają, że to, co kilka lat temu wydawało się bardzo trudnym, dziś się urzeczywistnia.
Praktyka pokazała, że w powyższej relacji nie było żadnej przesady, gdyż w konkursach na całym świecie uczestniczyły głównie konie myśliwskie, a w Polsce górowały importowane z Irlandii huntery Józefa Potockiego z Antonin.

Od parforsów do konkursów hipicznych

W pierwszych zawodach zorganizowanych podczas wystawy koni przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie 18 czerwca 1880 roku zwyciężył miłośnik polowań – Stanisław Niemojewski. Do konkursu stanęło 19 jeźdźców. Przeszkody składały się z niewielkich barier, płotów i rowów. Nagrody przyznawano według ogólnego wrażenia, ponieważ nie ustalono jeszcze żadnych regulaminów sędziowania. Niemojewski spisał się tak znakomicie, że zdołał pokonać nawet rotmistrza ułanów – Curikowa. Sprawozdanie z „Gazety Warszawskiej” wychwalało zalety obydwu zawodników: Dwóch tylko jeźdźców znalazło się takich, którzy bez żadnej trudności temu podołali, a mianowicie: p. Stanisław Niemojewski i rtm. Curikow. Pierwszemu wszakże ogólnie i z oklaskami przyznano pierwszeństwo nad drugim. Jazda p. Niemojewskiego jest rzeczywiście jazdą wyższej fantazji i brawury. Z taką śmiałością przesadzać rowy i płoty, trzeba być nie tylko pewnym konia, ale pewnym siebie, potrafi to tylko ten, kto się urodził do konia i wzrósł na nim, dużo jeździ w terenie i ciągle pokonuje przeszkody. (…) Pan Curikow jeździ systematycznie, pewnie, konia prowadzi umiejętnie, ale brak mu tego życia, które tak zachwycało publiczność w p. Niemojewskim.
Organizacja konkursów hipicznych miała ogromne znaczenie nie tylko dla rozwoju polskiego jeździectwa sportowego, ale przede wszystkim dla rozwoju krajowej gospodarki. Po stłumieniu powstania w 1863 roku rząd carski zakazał zakładania w Królestwie Polskim towarzystw rolniczych, by utrudnić działalność organizacji niepodległościowych. Brak tego rodzaju zrzeszeń bardzo negatywnie odbijał się na polskiej działalności gospodarczej, dlatego istniejące od 1841 roku Towarzystwo Wyścigów Konnych w Królestwie Polskim zaczęło organizować imprezy, które pozwalały na spotkania i dyskusje dotyczące rozwoju rolnictwa i hodowli.
W 1882 roku Towarzystwo Wyścigów Konnych ufundowało w „Konkursie najlepiej skaczącego konia” brązowy medal. I znowu przyznano go dobremu jeźdźcowi terenowemu na polowaniach par force Władysławowi Branickiemu z Nowej Cerkwi.
Powstawały również tatersale, czyli prywatne ujeżdżalnie i szkoły jazdy, które organizowały własne konkursy, jednak miały one bardziej towarzysko-rozrywkowy charakter. Właścicielką Warszawskiego Tatersalu była słynna amazonka – Maria Wodzińska. Swoim przykładem oraz pracą szkoleniową znacznie przyczyniła się do rozwoju i popularyzacji jeździectwa, zwłaszcza wśród pań. Dzięki niej Polski Związek Jeździecki wprowadził do przepisów sportowych artykuły umożliwiające organizację konkursów i zawodów w damskim siodle.
Jej córka, również Maria, okazała się nieodrodną córką swojej matki. Jako jedna z trzech amazonek wzięła udział w biegu myśliwskim dla pań. Był to jej pierwszy występ publiczny, zakończony sukcesem, gdyż zdobyła pierwszą nagrodę na klaczy Alouette. To właśnie Maria z Wodzińskich spogląda z płótna Wojciecha Kossaka „Portret konny Marii Zandbangowej”.
Tymczasem warszawskie konkursy miały coraz słabszą obsadę, ponieważ wciąż większą popularnością cieszyły się wyścigi z przeszkodami i polowania z chartami. Ich renesans zapoczątkowały zawody ułańskie, na które zapraszano publiczność cywilną, dzięki czemu zdobywały coraz większą liczbę sympatyków. Gdy te wojskowe imprezy nabrały pewnego rozgłosu, Towarzystwo Wyścigów Konnych urządziło w 1897 roku w Warszawie pierwsze poważniejsze zawody, w których startowali zarówno wojskowi, jak i cywile. W dwóch z pięciu rozgrywanych konkursów zwyciężył August Stanisław Potocki na hunterze Barbato należącym do… Józefa Potockiego z Antonin.

Wyżej, dalej, szybciej – naturalniej

Przyglądając się Juliuszowym szkicom z polowań, trudno nie dostrzec, jak ówczesny styl jazdy różnił się od obecnego. Różnica jest porażająca zwłaszcza w przypadku ułożenia sylwetki jeźdźca, ale i konia podczas skoku. Dawny irracjonalny sposób pokonywania przeszkód nie zapewniał szyi i głowie wierzchowca swobodnego ruchu wskutek zbytniego oparcia na wodzach.
Przewrotu w światowym jeździectwie dokonał dopiero włoski kapitan Federico Caprilli (1870-1907). Jako uzdolniony jeździec został w 1890 roku przydzielony do wojskowej oficerskiej szkoły kawalerii w Pinerolo i tu zaczął głęboko zastanawiać się nad teoretycznymi i praktycznymi założeniami jazdy konnej. Z wojskowego punktu widzenia Caprilli dostrzegał potrzebę wzmożenia ruchliwości kawalerii i przysposobienia jej do sprawnego poruszania się, a więc i łatwego radzenia sobie z naturalnymi przeszkodami w terenie, przy maksymalnym zaoszczędzeniu sił koni. Dzięki poczynionym obserwacjom stwierdził, iż dotychczasowy sposób jazdy, zwany szkołą maneżową, niepotrzebnie krępuje ruchy konia, zwłaszcza przy skoku przez przeszkodę. Stara szkoła nie dopuszczała oddawania wodzy, jeźdźcy siedzieli prosto bądź odchylali się, co powodowało tzw. wiszenie na wodzach, krępujące swobodne balansowanie konia szyją i głową, i doprowadzało do zahamowania całego ruchu, przez co koń zaczepiał o przeszkodę lub wręcz upadał. Opierając się na swoich badaniach, Caprilli stworzył naturalną szkołę jazdy, dzięki której jeździec pozostawiał koniowi swobodę w ustawianiu poszczególnych partii ciała, tak by efektywnie wykonując pracę, instynktownie zachowywał równowagę przy najmniejszym nakładzie sił.
Szalenie ważnym czynnikiem systemu Caprillego było liczenie się z psychiką konia. Kapitan starał się unikać wymagań sprzecznych z naturą i instynktami zwierzęcia, a do zrównoważenia konia z jeźdźcem dążył poprzez jazdę w urozmaiconym terenie we wszystkich chodach. W efekcie narodziła się praktyczna szkoła jazdy terenowej, szczególnie przydatna do pokonywania przeszkód. Układane w ten sposób konie o wiele łatwiej przesadzały przeszkody, były też w stanie skakać o wiele wyżej i szerzej niż dawniej. Nic więc dziwnego, że metoda Caprillego szybko zaczęła rozpowszechniać się na całym świecie i stosowana jest do dziś.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse