Octu, musztardy i koni dość

Michał Wierusz-Kowalski, Redaktor Naczelny

W artykule „Stada Ogierów – przeżytek czy wyzwanie”, zamieszczonym w nr. 1 (24) „HiJ”. z 2010 r., mgr Władysław Byszewski przedstawił powojenną historię stad ogierów i stadnin koni oraz rolę, jaką miały i mają do odegrania.
Pisał także o poważnym zagrożeniu dla ich dalszego istnienia, a tym samym konsekwencjach dla przyszłego funkcjonowania krajowej hodowli koni. Bił na alarm…
Minęło od tamtego czasu ponad półtora roku i sytuacja nie tylko nie uległa poprawie, ale wręcz przeciwnie – drastycznie się pogorszyła. Zgoda – w obecnej sytuacji gospodarczej Polski hodowla koni w sektorze państwowym powinna ulec redukcji i restrukturyzacji, a jej ciężar przerzucony na barki światłych hodowców prywatnych. Niemniej zasadniczy kierunek nadal musi być wytyczany przez jednostki państwowe, bowiem tylko państwo gwarantuje długofalową, niezależną, konsekwentną politykę postępu biologicznego i stabilną egzystencję powołanych do tego celu podmiotów.
Plan ten najprościej realizować za pomocą wybranych SO (ich liczba pozostaje przedmiotem dyskusji) przez rozmieszczanie w terenie właściwych reproduktorów – najlepszego materiału genetycznego. Tak to rozumieją nasi zachodni sąsiedzi, utrzymując niezbędną infrastrukturę państwową, mimo doskonale zorganizowanej i stojącej na bardzo wysokim poziomie hodowli sektora prywatnego. Tymczasem z prawdziwym niepokojem obserwujemy postępujący rozpad, jeszcze niedawno tak przyzwoicie prosperującej, państwowej hodowli koni oraz stopniową utratę jej cennego materiału zarodowego. Z wykazu strategicznych spółek hodowli roślin i zwierząt, określonego rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, spadają kolejne SO i SK, żeby w ciągu dwóch tygodni trafić do zasobów Ministra Skarbu, a następnie wejść na „nową” ścieżkę zagospodarowania – lekkomyślnej, bo dalekiej od dobrze pojętego interesu państwowego, prywatyzacji. Lecz nic w tym dziwnego, skoro niektórzy decydenci rangi ministerialnej uważają, iż octu, musztardy i koni mamy w Polsce za dużo…
Ten los podzieliło sprzedane wiosną SO Bogusławice. W drodze przetargu stało się prywatną własnością wraz z częścią ziemi (16 ha), stojącymi na niej budynkami (5 stajen, częściowo odświeżony pałac, dom biurowo-mieszkalny, wyremontowana kryta ujeżdżalnia, ponadto stadion hipiczny z przyległym terenem treningowym) oraz z pokaźną liczbą ogierów, których wartość (jak np. Imequyla – ok. 300 tys. euro) stanowi lwią część sumy (mowa była o ok. 2 mln 400 tys. zł) uzyskanej ze sprzedaży tego obiektu. Pytanie więc – gdzie tu sens i logika, gdzie dobry interes dla budżetu państwa polskiego i dbałość o mienie publiczne?
Ale skoro mamy za dużo…
Następne być może zagrożone obiekty to Białka, Kozienice, Liski, Nowielice, Ochaby itd. Niektóre z nich połączono z silnymi ekonomicznie ośrodkami produkcji rolno-hodowlanej. Jest to jednak rozwiązanie prowizoryczne, gdyż interesy stad nie idą w parze z interesami tych przedsiębiorstw, więc raczej prędzej niż później stada są traktowane jak niechciane dziecko i w wypadku ewentualnych kłopotów finansowych danego ośrodka realizowany jest scenariusz likwidacji – patrz studium przypadku Dobrzyniewo i SO Biały Bór.
Problem ów zdołali rozwikłać Niemcy – utrzymują 12 landowych stad. Potrafili znaleźć sposób na wykorzystanie funduszy unijnych. Należy z szacunkiem stwierdzić, że na przykład SO w Neustadt dzisiaj rozkwita i promieniuje aktywnością.
Trudno uwierzyć, aby w Polsce nie można było opracować i wdrożyć podobnego planu reorganizacji dla wskazanych SO.
Potrzebna jest jednak ogólna akceptacja i wola załatwienia tej sprawy. Czy i kiedy ją znajdziemy?

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse