Tekst: Mieczysław Solarz
Zdjęcia: Anna Deszczyńska
Po wejściu w życie dopłat do hodowli zachowawczej nastrój wokół koni małopolskich również zrobił się zachowawczy, albo może nawet ponury. Z wielkim szacunkiem podchodzę do tych, którzy bez względu na dopłaty jednak się tymi końmi zajmują. Niestety zaszłości historyczne, brak pewnych działań edukacyjnych, zastąpienie elitarności izolacyjnością, czy wszechobecne ubezpieczenia i zabezpieczenia, zastępujące etykę i honor, doprowadziły do specyficznej sytuacji jeździectwa w naszym społeczeństwie. Dalej odwołujemy się do wielkich tradycji husarsko-ułańskich, dalej twierdzimy, że Polak się na koniu urodził, ale konia najczęściej widzimy jedynie w TV podczas relacji z aukcji w Janowie Podlaskim.
Jako urodzony na wsi, z rocznika 1970, widziałem całą przemianę koni z drobnych małopolskich, poprzez tzw. pogrubione kieleckie, przywożone z Bodzentyna, aż do zimnokrwistych, nawet w typie ardenów. Wraz z grubością malała ich liczba i wykorzystanie do pracy. Podobnie jak konie, zmieniali się ludzie, którzy – jako istoty wyższe – nie doszli jednak do stadium zimnokrwistego, budując za pieniądze unijne siłownie zewnętrzne, stosując różne diety cud itp., za to identycznie jak konie unikając pracy w rolnictwie.
Moja przygoda z końmi zaczęła się stosunkowo późno, ale za to od razu zostałem rzucony na głęboką wodę. Najpierw był to Powroźnik i małpolaki starego typu, niestety bez zachowanych rodowodów, u pana Krówczyńskiego z Muszyny. Potem AKJ, Swoszowice i objeżdżanie achałtekińców u państwa Zielińskich w Prądniku Korzkiewskim, następnie zachwyt nad końmi małopolskimi pasącymi się na Opatowieckich Błoniach. Zacząłem w to wszystko wsiąkać, zakupiłem upadające gospodarstwo i pierwsze trzy klacze – wtedy bardzo drogie, bo zbiegło się to z zapowiedzią wejścia programu ochrony zasobów genetycznych, czyli tzw. dopłat. Przysłuchiwałem się dyskusjom, czytałem różne artykuły, ale w perspektywie kilkunastu lat do przodu, jaka się pojawiła, wydawało mi się, że sytuacja się już ustabilizuje. W tym czasie upadło SO Klikowa, założenia programu prawie pogrzebały furioso-przedświty, utarło się też powiedzenie, że „dopłatowy małopolak to koń do wszystkiego, a przede wszystkim do niczego”. Hodowcy tych koni dostali nieelegancką nazwę tzw. trzymaczy koni, ale nikt mi nie odpowiedział na pytanie, dlaczego nie ma innych do tego chętnych. Oczywiście często za małe są wybiegi, za duża dbałość o tuszę w stosunku do ilości ruchu – cóż, jest jak jest. Usilnie staramy się wyhodować wielkiego sportowego konia małopolskiego, choć nie taki jest główny cel hodowli zachowawczej. Wyselekcjonowany koń sportowy musi powstawać poza nią. Co jakiś czas może i pojawi się jakiś wybitny osobnik, ale przy ogólnym braku sprawdzania tych koni, jego gwiazda może nawet nie zaświecić.
W toku szybkich przemian koniarstwo zostało zrzucone na barki prywatnych właścicieli i hodowców. Z przekonania nawet jestem za, ale niestety właśnie ta zmiana bardzo ograniczyła rozwój hodowli i jeździectwa, więc nastawienie wobec wielu owych „trzymaczy” powinno być: chwała im za to, że to jednak robią. Dopłaty do hodowli pozwalają jedynie na jej podtrzymanie, a gdzie tu mówić o rozwoju, budowie obiektów, odmłodzeniu pogłowia ogierów czy organizacji wyjazdów na zawody. Jeździectwo nie przebija się do mediów, nikt nie próbuje zdjąć z niego nieszczęsnego odium pańskiej elitarności, pokutującego szczególnie na wsi. Konie te, będące kiedyś dumą polskiej hodowli, muszą się częściej pokazywać, dzięki czemu jeździectwo powinno stać się bardziej masowe i wtedy spośród dużej liczby jeźdźców można wyłaniać mistrzów. Przeciętnego właściciela stajni nie stać na organizację zawodów PZJ najniższej rangi, wyjazd raz w roku na wystawę hodowlaną to już duży wysiłek.
Ogniwem pośrednim w tym systemie mogłyby być zawody TREC PTTK. Wielu spośród hodowców mogłoby je organizować na terenie własnych gospodarstw – może spowodowałoby to rozwój rekreacji czy ogólnie większego zainteresowania końmi. Nie od razu Kraków zbudowano. Koniarstwo i jeździectwo to wielki element wychowawczy, wymagający trudu, odpowiedzialności, sprawności fizycznej, umiejętności przewidywania oraz wielu innych sprawności, powstrzymujących rozwój oderwanego od rzeczywistości „społeczeństwa jednokomórkowego”. Jeśli nie będziemy uczyć większej liczby ludzi współistnienia ze zwierzętami, to oderwani od życia obrońcy wszystkiego będą nas gnębić, korzystając z niewiedzy i obojętności mas społecznych. Ja np. organizuję te zawody już piąty rok z rzędu, przeważnie na koniec wakacji, koniom przyjezdnym zapewniam miejsca na wybiegach, bo boksów mam za mało, nie mam też profesjonalnej ujeżdżalni, mam natomiast rozległy i zróżnicowany teren, który pozwala mi na uzyskanie wielu naturalnych przeszkód, co do tego typu zawodów w zupełności wystarcza. Startowałem w 2011 roku w pierwszych zawodach TREC organizowanych w WRTC Furioso w Starych Żukowicach. W swojej stajni prowadzę niewielką liczbę jazd (głównie terenowe), w zimie próbuje kuligów, jednak dzięki wychowowi koni na pastwiskach i jazdom w dość trudnym terenie nie mam kompleksów wobec wielu jeźdźców i koni „ujeżdżalniowych”, z którymi parokrotnie miałem do czynienia. Co z tego mam? Satysfakcję podejmowania wyzwania i sporo roboty przed i po zawodach, których kosztów niewielkie wpisowe na pewno nie zrównoważy. Inne wyjście to nic nie robić i szukać winnych wokoło. W tym miejscu dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas i pieniądze na mozolne tłumaczenia, szkolenia, organizację i propagowanie tej konkurencji – wykonali naprawdę lwią charytatywną pracę.
Postaram się teraz nieco przybliżyć tę konkurencję, a więcej informacji można znaleźć w internecie, głównie na stronie trec.pttk.pl
TREC (fr. Techniques de Randonnée Equestre de Compétition), czyli wszechstronny konkurs konia turystycznego, wywodzi się z Francji (pierwsze zawody odbyły się w 1970 r.). Dyscyplina koncentruje się na zweryfikowaniu umiejętności jeździeckich, niezbędnych podczas jazdy w terenie. Poza Francją – kolebką TREC, konkurencja ta jest znana i rozgrywana w innych krajach europejskich, m.in. w Wielkiej Brytanii, Austrii, Hiszpanii czy Belgii, ale również na innych kontynentach: w USA, Kanadzie, RPA, Australii. Organizacją międzynarodową prowadzącą TREC jest FITE (International Federation of Equestrian Tourism). W Polsce TREC wyrósł na bazie kadr Komisji Górskiej Turystyki Jeździeckiej Zarządu Głównego PTTK, a obecnie zajmuje się nim specjalnie powołana Podkomisja ds. TREC PTTK Komisji Górskiej Turystyki Jeździeckiej Zarządu Głównego PTTK. Przetłumaczony i dopasowany do polskich warunków został regulamin FITE, prowadzone są szkolenia dla organizatorów i sędziów. Odbywają się zarówno zawody regionalne, jak też te o randze mistrzostw Polski juniorów (14-18 lat) i seniorów (powyżej 18 lat), można też rozgrywać tzw. Mini-TREC. W zależności od stopnia trudności (poziomu), zawody mogą być rozgrywane jako jedno-, dwu- i trzygwiazdkowe.
TREC PTTK rozgrywany jest w ciągu dwóch dni i składa się z trzech faz:
- dzień: faza POR – bieg na orientację (maksymalnie 240 pkt.) – jest to średniodystansowy rajd terenowy (maksymalnie 35 km) na orientację według odpowiednio przygotowanej mapy, podzielony na kilka etapów, między którymi zawodnik ma podane jedynie tempo jazdy.
- dzień:
- faza MA – kontrola tempa (60 pkt.) – polegająca na zaprezentowaniu jak najwolniejszego galopu i jak najszybszego stępa w korytarzu o długości 150 m. Nie wystarczy jednak jedynie przejechać ciągle określonym chodem, punkty uzyskuje się od określonego progu maksymalnego czasu galopu i minimalnego czasu stępa.
- faza PTV – próba terenowa (160 pkt.) – trasa terenowa o długości ok. 1,5 km z maksymalnie 16 przeszkodami – naturalnymi lub sztucznymi (wybieranymi spośród 36 opisanych i wybranej regionalnej), do pokonania w określonej normie czasu. Przeszkody mają charakter i trudność tych napotykanych podczas jazd w terenie (rów, woda, stromy podjazd, mostek itp.). Z poszczególnych przeszkód można zrezygnować, zgłaszając to sędziemu. Każda przeszkoda jest oddzielnie punktowana za efektywność, styl/rodzaj chodu i punkty karne; otrzymać można odpowiednio od 0 do 10 punktów.
Maksymalna liczba możliwych do zdobycia punktów to 460.
Konkurencja TREC nie ogranicza stylu jazdy, rasy koni, używanego sprzętu (poza zabronionym w regulaminie, jak np. siodło damskie, sztywny wytok, telefon komórkowy czy GPS, które są plombowane na czas biegu terenowego). Sprawdzając siebie i swojego konia podczas całych zawodów nabieramy doświadczenia, łatwiej też zauważamy preferencje do określonego sportu.
Konie rasy małopolskiej hodowane w ramach Programu Ochrony Zasobów Genetycznych doskonale nadają się do tej konkurencji, która popularyzuje jeździectwo oraz przygotowuje przyszłe kadry i wierzchowce do bardziej wyselekcjonowanych dyscyplin. TREC to oferta dla jeźdźców rekreacyjnych zajmujących się turystyką konną, doskonale wypełniająca przepaść pomiędzy rekreacją a sportem. Nie możemy przebić się z naszą hodowlą na wielkie parkury, więc dopasujmy zwody do możliwości, w ten sposób sprawdzając i trenując nasze konie.