Ludzie i konie w okresie międzywojnia

Stulecie odrodzenia się polskiej niepodległości sprzyja wielorakim refleksjom i przemyśleniom, warto więc skrótowo przedstawić dzieje związane z końmi, które jako gatunek zwierząt na przestrzeni rodzimej historii odegrały szczególną rolę i są do dnia dzisiejszego darzone przez społeczeństwo wyjątkową estymą.

Tekst: Jerzy Fedorski
Zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Odbudowa pogłowia

Bezpośrednią przyczyną wybuchu światowego konfliktu był zamach na austro-węgierskiego następcę tronu, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, dokonany 28 czerwca 1914 r. w Sarajewie. Już po miesiącu i kilku dniach do boju ruszyły ogromne armie. Natomiast koniec owej wielkiej wojny w listopadzie 1918 r. zamykał pewną epokę historyczną, zapoczątkowaną na Kongresie Wiedeńskim w 1815 r. po wojnach napoleońskich. Konfrontacja zbrojna trzech potęg militarnych, a jednocześnie polskich zaborców, zakończyła się ich klęską. Spełniło się marzenie szeregu pokoleń Polakow – powstała niepodległa Polska. Intensywne wieloletnie działania wojenne prowadzono także na ziemiach polskich, przez które przechodziły wrogie fronty, straty były ogromne – zarówno w ludziach, jak i w gospodarce. Jest rzeczą naturalną, że ogromnie ucierpiała hodowla koni, która w tym okresie miała kardynalne znaczenie dla sił zbrojnych walczących wrogich wojsk.

W okresie poprzedzającym wybuch wojny, tj. w 1913 r. szacowano, że na obszarze, który po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. należał do Polski, pogłowie koni wynosiło 3 495 685 sztuk i było zbliżone do stanu pogłowia we Francji. Nie sposób oszacować strat wojennych będących wynikiem wielkiej wojny, czy następującego po niej okresu walk o utrzymanie niepodległości, zakończonego wojną z bolszewikami w 1920 r. Można jedynie przypuszczać, że były one ogromne, ale już w pierwszych latach niepodległości (1922 r.) w kraju było 3 289 911 koni. Po zakończeniu działań wojennych, w ramach pomocy międzynarodowej, Polska otrzymała znaczącą liczbę koni – głównie amerykańskich, których nie opłacało się po wojnie transportować za ocean, oraz w ramach reparacji wojennych, z Niemiec, skąd oprócz koni roboczych, udało się pozyskać cenny materiał hodowlany. Miedzy innymi w tej grupie dotarł do Polski znany reproduktor, ojciec koni sportowych – siwy, belgijskiej hodowli RITTERSPORN xx 1917 (po Saint Saulge xx), ojciec Ramzesa, Rumiana i Warszawianki. RAMZES następnie bardzo zasłużył się w hodowli westfalskiej i holsztyńskiej. Pozyskano także np. całą cenną, znakomitą stadninę koni Beberbeck z Hesji, którą później umieszczono w Racocie.

W okresie międzywojennym najwięcej koni było w 1927 r. – pogłowie wynosiło wówczas 4.127.936 szt., i od tego okresu nieznacznie spadało, by w 1937 r. osiągnąć stan ok. 3,9 mln. W tym przedziale czasu, np. w Stanach Zjednoczonych, spadek liczby koni na skutek rozwoju przemysłu określano na ok. 50% – z 21 milionów do 11. Generalnie okres międzywojnia dla hodowli koni był bardzo dobry, mimo światowego kryzysu na początku lat 30., który dotyczył także tego gatunku zwierząt. Cały okres międzywojnia można podzielić na trzy etapy. Pierwszy to lata tuż po wojnie, do ok. 1925 roku – obejmował organizację wojsk konnych i początkowe działania związane z racjonalną hodowlą. Następnie znacznie udoskonalono genetycznie jakość pogłowia, rozwinięto i spopularyzowano sport jeździecki, tak że już w trzecim okresie, tj. do 1935 r. wyhodowano dobre konie, czego dowodem jest fakt, że na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie w 1936 r. cała polska ekipa dosiadała wierzchowców rodzimej hodowli. Jeszcze w trakcie działań wojennych, wiosną 1919 r. powołano do życia Zarząd Stadnin Państwowych, w celu organizacji hodowli zarodowej. Po rozpadzie Austro-Węgier udało się pozyskać bardzo cenny materiał hodowlany, w przewadze orientalny – konie czystej krwi arabskiej, które następnie doskonale zapisały się w Janowie Podlaskim, oraz półkrwi arabskiej, głównie z rodów Shagya, Amurath i Dahoman.  

Członkowie komisji remontowej Wojska Polskiego podczas przeglądu koni
Członkowie komisji remontowej Wojska Polskiego podczas przeglądu koni

Pełna i czysta krew

Fryderyk Jurjewicz, dyrektor Departamentu Hodowli Koni Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych
Fryderyk Jurjewicz, dyrektor Departamentu Hodowli Koni Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych

Wielkie znaczenie dla hodowli w odradzającym się państwie miał powrót z Odessy koni pełnej krwi. Ewakuowane przed czterema laty z toru wyścigowego w Warszawie, za sprawą Fryderyka Jurjewicza – doskonałego organizatora i znawcy wyścigów konnych, wróciły do kraju po tułaczce wojennej. Pod koniec czerwca 1919 r. do Polski przybyły 252 folbluty wraz z personelem. Był to wyczyn wyjątkowy, bardzo szczęśliwy dla zrujnowanej hodowli. Jeszcze w 1919 r. stan klaczy-matek wynosił 195 szt., a np. w 1938 r. – już 913. Dzięki nieprzeciętnym zdolnościom organizacyjnym Jurjewicz spowodował, że już dwa miesiące później rozpoczęły się wyścigi na Torze Mokotowskim. Biegały konie ewakuowane, jak również te, które udało się jeszcze zebrać w kraju. Bardzo udanie wypadł także import reproduktorów pełnej krwi, a najlepszymi okazały się te zakupione w Niemczech w 1927 roku: ciemnogniady VILLARS 1919 (po Sunstar) i gniady BAFUR 1922 (po Fervor). Pierwszy z nich był angielskiej hodowli, bardzo prawidłowy i miał dobrą karierę wyścigową. Założył cenny ród: Łeb w Łeb – San II – De Corte – Hubert. Bafur dał dużo dobrych koni wyścigowych, zwłaszcza na krótkie dystanse. Wśród najlepszych reproduktorów trzeba także wymienić francuskiego ogiera FILS DU VENT (po Flying Fox), który powrócił z Odessy.

Jurjewicz stanął na czele Zarządu Stadnin Państwowych. Powołano do działalności 3 stadniny państwowe: Janów Podlaski, Kozienice i Racot, a także 8 państwowych stad ogierów: w Janowie, Łącku, Bogusławicach, Drogomyślu, Sądowej Wiszni, Gnieźnie, Sierakowie i Starogardzie. Od 1925 r. zaczęto licencjonować ogiery, zapoczątkowano wydawanie ksiąg stadnych. Rok później w ministerstwie rolnictwa powstał departament chowu koni, którym kierował Fryderyk Jurjewicz, a później, po jego śmierci – Jan Grabowski; naczelnikiem został Stanisław Schuch. Także szczególne zasługi dla hodowli koni pełnej krwi i organizacji wyścigów konnych miał Kazimierz Stolpe. Wojnę spędził w Rosji, opiekując się polskimi końmi ewakuowanymi z Warszawy w 1915 r. w głąb „państwa Romanowów”, a następnie z nimi powrócił do kraju. Doskonały organizator i znawca wyścigów, znał kilka języków, dużo publikował w prasie fachowej. Wydał cenną książkę pt.: „Koń pełnej krwi angielskiej w Polsce”. Grabowski i Schuch także byli autorami szeregu bardzo cennych opracowań z zakresu hodowli koni, w tym dziel zwartych, wydanych w formie książek. Następnie do tego grona dołączył Witold Pruski, później znany profesor, autor m.in. doskonałego, obszernego podręcznika, pt. „Hodowla koni”.

W hodowli koni czystej krwi arabskiej podobnie wielką rolę odegrali Aleksander Dzieduszycki i niesłusznie zapomniany Stanisław Pohoski, któremu należy przypisać świetność i sławę stadniny janowskiej. Aleksander Dzieduszycki, arystokrata kresowy, był szczególnym miłośnikiem koni czystej krwi. Gruntownie wykształcony, pasję wyniósł z domu rodzinnego. Razem z innymi hodowcami w 1926 r. założył Towarzystwo Hodowli Konia Arabskiego, które w tym samym roku wydało Polską Księgę Stadną Koni Arabskich. Dzięki staraniom tej organizacji, już w roku następnym rozpoczęły się wyścigi koni tej rasy, które wcześniej systematycznie odbywały się tylko we Francji i w Indiach. Wyjątkowo utalentowanym hodowcą koni arabskich okazał się Stanisław Pohoski, wcześniej oficer 7 Pułku Ułanów. Pracę w Janowie Podlaskim rozpoczął w 1924 r., na nominację na kierownika stadniny czekał 10 lat. Rozsławił stadninę janowską na cały świat, ogiery wyhodowane w Janowie kryły następnie w najlepszych stadninach europejskich i amerykańskich. Największym osiągnięciem Pohoskiego było wyhodowanie znakomitego reproduktora OFIRA 1933 (po Kuhailan Haifi), ojca m.in. znanego na całym świecie ogiera WITEŹ II 1938. Znaczne ilości koni eksportowano do innych krajów. Ogromnym sukcesem była sprzedaż dwóch ogierów (FETYSZ 1924 i LOWELAS 1930) do sławnej pruskiej stadniny w Trakenach.    

Hodowla koni remontowych hrabiego Antoniego Lanckorońskiego w Jagielnicy
Hodowla koni remontowych hrabiego Antoniego Lanckorońskiego w Jagielnicy

Złote lata kawalerii

Hodowla koni miała najlepszego protektora, jakimi były siły zbrojne. Na zainteresowanie hodowlą tych zwierząt i jej popularność miały wpływ znakomite tradycje wojsk konnych w kraju, zamiłowanie uzdolnionych hodowców, a także dokonania polskich jeźdźców na arenach światowych. Sport jeździecki, a tym samym związana z nim hodowla koni, miały szalone poparcie także w osobie marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego, o czym świadczą jego dzienniki – był częstym gościem na imprezach jeździeckich i hodowlanych. Ogromną popularnością i szacunkiem społeczeństwa cieszyli się znakomici, zasłużeni kawalerzyści, jak pułkownicy: Władysław Belina-Prażmowski, Bolesław Mościcki i generałowie: Grzmot-Skotnicki, Orlicz-Dreszer, Abraham, Zahorski, Plisowski, Anders, Podhorski, Piasecki, Rozwadowski, Kmicic- Skrzyński, Komorowski (późniejszy „Bór”), czy najsławniejszy z nich, ulubieniec Marszalka, uważany powszechnie za „pierwszego ułana Rzeczypospolitej”, gen. dr Bolesław Wieniawa Długoszowski – postać nietuzinkowa, szalenie barwna, człowiek wszechstronnie uzdolniony, niedoszły prezydent Rzeczypospolitej, później bohater wielu anegdot. Wszyscy wymienieni byli kawalerami Orderu Virtuti Militari. Ich biografie mogą stanowić gotowe scenariusze dla filmowców.

Powszechnie podziwiano też najlepszych jeźdźców: bardzo wszechstronnego ppłk. Karola Rómmla – brata generała Juliusza i zdobywcę pierwszego medalu olimpijskiego w Paryżu (1924 r.), por./mjr. Adama Królikiewicza dosiadającego niepozornego Picadora, który w czasie wojny był amerykańskim koniem taborowym, oraz całą plejadę innych znanych kawalerzystów. Ich zasługi w kampanii wrześniowej i okresie, który po niej nastąpił, czekają na naukowe opracowanie historyków.

W międzywojniu w Rzeczypospolitej było 40 pułków kawalerii, którą do 1924 r nazywano oficjalnie jazdą: 3 pułki szwoleżerów, 27 pułków ułanów i 10 pułków strzelców konnych, 13 dywizjonów artylerii konnej. Konie były także w innych broniach i służbach. I tak np. w Korpusie Ochrony Pogranicza (KOP) przed II wojną światową (1938 r.) było 21 szwadronów kawalerii. Hodowla remontów (młodych koni na potrzeby wojska) była bardzo opłacalna. Wiele gospodarstw rolnych specjalizowało się w tej dziedzinie. Zapotrzebowanie wojska na konie stymulowało hodowle tych zwierząt w kraju. W najlepszych latach sprzedawano do 6 tys. koni na potrzeby armii. Produkcję remontów sprawnie koordynował Wydział Remontu Koni Ministerstwa Spraw Wojskowych, którym kierowali płk F. Rozwadowski, a następnie płk/gen. S. Dembiński. W latach 30. na utrzymanie kawalerii przeznaczano rocznie ok. 70 mln zł, z czego na wyżywienie i zakup nowych koni – 20 mln. Liczną kawalerię posiadały w tym czasie i inne kraje. Jednak według danych z 1935 r. najwyższą proporcję kawalerii do piechoty miała Polska – 10,5%, podczas gdy Francja – 6,4%, Rosja Sowiecka – 6,2%, a uprzemysłowione i zbrojące się Niemcy – tylko 2,1%. Natomiast we wrześniu 1939 r. w Polsce stosunek ten wynosił już tylko ok. 8%.

Płk Bolesław Wieniawa-Długoszowski konno
Płk Bolesław Wieniawa-Długoszowski konno

W armii i w sporcie

Zasadniczo zakupywano nowe konie – remonty w wieku 3 lat, które nie mogły być wcześniej ujeżdżane, ani używane do jakiejkolwiek pracy. Najchętniej kupowano wałachy, jako najodpowiedniejsze dla armii, oraz klacze. Następnie przez dwa lata zakupione konie były ujeżdżane przez najlepszych jeźdźców w szwadronach zapasowych, gdzie przyzwyczajano je do pracy pod siodłem w różnych warunkach, aby po ukończeniu 5 lat mogły trafić do szwadronów liniowych. Później, w zasadzie po ukończeniu 16 lat, po jesiennych manewrach, były brakowane i sprzedawane na publicznej licytacji. Musiały mieć swoje nazwy, nadawane przez dowódcę formacji, do której trafiał koń z zapasu młodych koni lub z komisji remontowej. Nadawanych koniom nazw nie wolno było zmieniać. Oficerskim koniom własnym nazwy także nadawał dowódca jednostki, ale w konsultacji z ich użytkownikami i właścicielami. Nazwy miały być proste, o polskim brzmieniu, łatwe do zapamiętania i w miarę możliwości związane z jakimiś cechami konia. Oficerskie konie służbowe powinny być szczególnie reprezentacyjne, prawidłowej budowy i nie powinny służyć pod oficerem kawalerii po przekroczeniu 12. roku życia, a pod oficerem innych broni – po skończeniu 15 lat. W pododdziałach dobierano konie maściami, ze względów estetycznych. Konie wojskowe dzielono na typy, i tak:

  • W1 – o wzroście powyżej 150 cm, z przeznaczeniem dla oficerów kawalerii i artylerii konnej;
  • W2 – o wzroście powyżej 146 cm w wieku trzech lat, z przeznaczeniem dla szeregowych kawalerii i oficerów innych broni i służb. Konie te powinny spełniać wszelkie warunki dla koni wierzchowych i charakteryzować się dobrym ruchem;
  • AK – do zaprzęgów artyleryjskich i pod wierzch dla obsługi, o wzroście powyżej 153 cm;
  • AC – o wzroście powyżej 153 cm, przeznaczone dla ciężkich zaprzęgów artyleryjskich;
  • AL – o wzroście powyżej 151 cm, z przeznaczeniem dla zaprzęgów artylerii lekkiej;
  • ALO – konie artyleryjskie lekkie, obniżone, o wzroście od 145 cm, z przeznaczeniem do zaprzęgów piechoty, taborów i innych zaprzęgów w różnych broniach i służbach;
  • M – mierzyny, o wzroście od 132 cm, które przeznaczano do lekkich zaprzęgów i jako konie juczne.

Służba w kawalerii była ciężka, ale zaszczytna. Sama tylko pielęgnacja konia zajmowała kawalerzyście około 3,5 godziny, do tego dochodziła codzienna jazda konna. W procesie szkoleniowym dużą wagę przywiązywano do wychowania w duchu patriotycznym i kultywowania najlepszych tradycji kawaleryjskich oraz przywiązania do barw pułkowych. Nie pomijano integracji rekrutów wywodzących się z różnych dawnych zaborów, także pochodzących z mniejszości narodowych. Oficer natomiast jeździł ok. 2 godzin dziennie, częstokroć dodatkowo uprawiał jeszcze sport jeździecki. Koń był karmiony i czyszczony trzy razy dziennie. Konie wierzchowe i artyleryjskie otrzymywały dziennie: 4,5 kg owsa, 4 kg siana, 1,5 kg słomy na karmę i 1 kg na ściółkę. W niektórych przypadkach przysługiwał dodatek: 1 kg owsa – koniom reprezentacyjnym, a 2 kg owsa – przeznaczonym do startów międzynarodowych, ale tylko na czas przynależności do grupy olimpijskiej. Oficerowie często dokupywali swoim koniom owies za własne pieniądze i dostawały one więcej niż wynikało z ustalonych norm. Na czas wojny normy przewidywały zwiększenie ilości owsa do 6 kg, a ograniczenie słomy paszowej do 1 kg.

W kawalerii istniał i był starannie utrzymywany swoisty kult konia. Koń był w tej formacji największym przyjacielem swego pana w czasie pokoju i wiernym towarzyszem broni w wojnie obronnej we wrześniu 1939 r., aby następnie stracić swoje znaczenie w armii i przejść do historii wojskowości.

Nie sposób nie wspomnieć o Centrum Wyszkolenia Kawalerii, które było wspaniałą kuźnią kadr oficerskich dla kawalerii. Tam wypracowano tzw. polską szkołę jazdy, wykorzystując myśl szkoleniową oficerów wywodzących się z armii austro-węgierskiej, następnie rosyjskiej, a w końcu przyjęto także szereg elementów włoskiej szkoły naturalnej. CWK miało swego czasu wspaniały dorobek, a w okresie powojennym wielu jego absolwentów z powodzeniem szkoliło reprezentacje innych państw, które miały ogromne tradycje jeździeckie. Wielkie zasługi dla polskiej szkoły jazdy oddali m.in. wspomniany już ppłk Karol Rómmel oraz charyzmatyczny i utalentowany trener por./mjr Leon Kon. Obydwaj później wydali drukiem książki dotyczące jazdy konnej, które niewiele straciły na aktualności do czasów współczesnych.

Po latach znaczących sukcesów nastał rok 1939. Agresja dwóch wrogich potęg militarnych zamknęła pewien okres w hodowli koni, doprowadzając ją w rezultacie do całkowitego zniszczenia. Heroiczny dorobek polskich hodowców okresu międzywojennego poszedł na marne…

Konie remontowe z hodowli w Nowym Sączu - grupa koni z opiekunami
Konie remontowe z hodowli w Nowym Sączu – grupa koni z opiekunami

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse