Dobry kierunek

Rozmawiał: Michał Wierusz-Kowalski

Rozmowa z Andrzejem Wodą, Prezesem Polskiego Związku Hodowców Koni w przeddzień Walnego Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego

Panie Prezesie, w związku ze zbliżającym się Walnym Zjazdem PZHK, chciałbym poruszyć kilka kwestii dotyczących przyszłości Związku. Czy może się zdarzyć, że Stada Ogierów, które w dużej mierze utrzymują ogiery odpowiednie do krycia klaczy z programów ochronnych, ulegną likwidacji? Co w takiej sytuacji powinien zrobić Związek, aby zapewnić rozród w tych populacjach?
Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, mówiącą o przyszłości Związku, jestem przekonany, iż jest on na tyle mocną organizacją, która doskonale poradzi sobie z nowymi wyzwaniami. Będzie się na pewno trochę przekształcał, zmieniał swoje działania, ewoluował, ale funkcjonowanie stad nie jest warunkiem cine qua non jego istnienia. Co do drugiego tematu, to środowisko nieustannie oskarża mnie o przesadne zainteresowanie i zaangażowanie w obronę stad. Tymczasem nasze działania są poświęcone ich usprawnianiu w realiach gospodarki wolnorynkowej. Nawet ostatnie zdarzenia potwierdzają, iż bez nich nie będzie możliwy rozród koni. Przyczynę tego stanu rzeczy należy szukać w terenie, tzn. wiele regionów Kraju nie jest na tyle zasobnych, aby hodowców było stać na zakup dobrego materiału genetycznego w postaci własnych ogierów. Właśnie ci ludzie posiłkują się ogierami z państwowych stad.

Jakie konkretnie wydarzenia ma Pan na myśli?
Otóż nie ma możliwości dotowania stad przez budżet państwa. Dlatego też stada w celu przetrwania wprowadziły opłaty dzierżawne, jak na nasze warunki dość wysokie, co skutkuje tym, że część ogierów nie wyjdzie na punkty, a teren nie będzie zabezpieczony pod względem rozrodczym. Jest to szczególnie odczuwalne na terenach ubogich – np. Małopolska czy Podkarpacie, gdzie SO w Klikowej odnotowuje coraz to większe straty. Z drugiej zaś strony otrzymujemy telefony od hodowców, którzy pytają, co mają robić, bo na danym terenie nie ma np. reproduktorów małopolskich. Wszystko to jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że stada ogierów są potrzebne. Nawet dziś byliśmy na rozmowach w Agencji Nieruchomości Rolnych i w ich wyniku będziemy podejmowali kolejne działania, mające na celu uratowanie stad. A co należy zrobić? Przede wszystkim określić problemy – znakomita większość obiektów to budynki o charakterze zabytkowym. Chcemy zatem rozmawiać z ministrem kultury, żeby zechciał partycypować w kosztach utrzymania tej substancji, bowiem jest to przecież dziedzictwo kulturowe. To, co płacą hodowcy za wydzierżawienie ogiera, w dużej części idzie na utrzymanie i remont miejsc, w których znajdują się SO. Gdyby udało się znaleźć nieco środków u ministra kultury i jeśli jednocześnie Agencja byłaby gotowa przekazywać określone fundusze drogą pośrednią, np. poprzez nasz Związek bądź różnego typu stowarzyszenia, ale z przeznaczeniem na stada (niestety nie może przekazywać środków bezpośrednio do stad!), to zarysowałaby się pewna szansa na dalsze ich funkcjonowanie. Poza tym proponujemy, ażeby tam gdzie jest wola samorządu i gdzie jest to możliwe, kontrolę nad stadami przejął samorząd wojewódzki. Wstępnie marszałkowie i sejmiki wyrażają zainteresowanie takim rozwiązaniem. Tam, gdzie istnieje dobrze funkcjonująca stadnina koni, wsparta np. produkcją mleka, mięsa, czy zbóż; gdzie istnieje zintensyfikowana produkcja rolna, tam stado powinno być integralną częścią stadniny. Przykładowo istnieje prawdopodobieństwo, iż Nowe Jakowice mogłyby połączyć się z Kętrzynem, w wyniku czego powstałoby jedno przedsiębiorstwo hodowli koni zimnokrwistych. Byłaby to jednocześnie stadnina i stado ogierów. Mają oni duży areał, a więc koszty utrzymania ogierów byłyby mniejsze, a produkcja ogierów pokrywałaby przynajmniej w pewnej części zapotrzebowanie stada. Jestem przekonany, że skoro takie państwa, jak Niemcy czy Francja, a więc potentaci na rynku, utrzymują stada mimo że jest tam tak dobrze rozwinięta inseminacja, zamożność społeczeństwa jest znacznie większa, a drogi w o niebo lepszej kondycji, to znaczy, że nie robią tego dla czystej idei, ale przede wszystkim dlatego, iż stada są tam po prostu potrzebne. Na każdym Zjeździe zadawałem delegatom pytanie o zasadność utrzymania stad ogierów. Za każdym razem padała odpowiedź pozytywna.
Następny zarząd PZHK musi zatem tej sprawie poświęcać dużo czasu, bo to nie tylko problem Agencji i stad ogierów, ale nasz wspólny interes. Oczywistym jest, że wykorzystanie ogierów będzie się może trochę zmniejszało, że zmianie ulegnie ich rozmieszczenie w Kraju, ale na pewno nie wolno nam z nich rezygnować. W tym przypadku nie możemy myśleć tylko i wyłącznie w kategoriach ekonomicznych – co deficytowe, to trzeba się tego pozbyć… Musi nas być stać na ich utrzymanie, tak jak stać nas na utrzymanie bibliotek, muzeów czy teatrów. A ponadto jest to ogromna spuścizna narodowa, której nie wolno nam zaprzepaścić.

Jakie działania w przyszłości powinien podjąć Związek, żeby skutecznie konkurować z coraz bardziej ekspansywnymi związkami hodowców koni szczególnie z Europy Zachodniej? Co nożna zrobić, aby na terytorium Polski nie napływała coraz większa liczba ogierów i klaczy, niestety nie zawsze dobrej jakości?
Temat jest trudny do zrealizowania, bowiem żyjemy w wolnym i otwartym Kraju… Na Zachodzie również mamy nadprodukcję koni. Oczywistym jest więc, że producenci zrobią wszystko, żeby znaleźć nowe rynki zbytu. Polska niestety – w myśl powiedzenia „cudze chwalicie, swego nie znacie” – ciągle hołduje zasadzie, że wszystko co obce, jest lepsze niż to, co sami uzyskujemy. Między innymi dlatego walka z napływem koni z Zachodu jest bardzo utrudniona. Jednak przez odpowiedni marketing i reklamę musimy pokazywać, że nasze konie są dobre. A jaką drogą? Przede wszystkim organizujemy Mistrzostwa Polski Młodych Koni, podczas których pokazujemy zarówno rodzime konie, jak i importowane. Nie zawsze konie zachodnie wygrywają z naszymi. Możemy, a nawet powinniśmy brać przykład z hodowców z Zachodu. Dajmy na to – przebicie się naszego ogiera jako reproduktora na Zachodzie graniczy z cudem. Zaledwie pojedyncze egzemplarze – wybitne jednostki – kwalifikowane są tam do rozrodu, i to tylko wówczas, kiedy obdarzone są silnymi cechami aktualnie poszukiwanymi przez hodowców. My natomiast popełniamy zasadniczy błąd, otwierając się szeroko i bezkrytycznie na napływający z Zachodu materiał. Jednocześnie sytuacja ta nie oznacza, że mamy się zamknąć na współpracę z Zachodem. Na pewno – szczególnie w rasach szlachetnych – zdarzają się konie lepsze od naszych. Należy jednak pamiętać, że w Polsce przez 50 lat zupełnie inne było przeznaczenie koni i w związku z tym pod innym kątem odbywała się selekcja materiału.

Holendrzy dużo mniej lat potrzebowali, by podnieść jakość swojej produkcji…
… a w dobry towar zaopatrywali się m.in. w Polsce. Sam pamiętam, jak w latach 60-tych przyjeżdżali do Starego Sącza przedstawiciele Beneluksu i dokonywali selekcji materiału spośród koni z całego regionu. Mieli pomysł na swoją hodowlę, byli konsekwentni i osiągnęli cel. W tej chwili my również próbujemy znaleźć jakiś złoty środek, ale w hodowli nie dzieje się to z dnia na dzień. Podsumowując – import koni na pewno jest nam potrzebny, ale musimy to robić z rozmysłem. Powinniśmy sprawdzać to, co zaimportowaliśmy, jeśli potwierdzi się dobra opinia początkowa, to wykorzystać na szeroką skalę, a jeśli nie, to po prostu pozbyć się złego nabytku. A’propos, nie rozumiem hodowców, którzy sami mają imponujących rozmiarów produkcję ogierów, a jednocześnie również w znacznym stopniu importują kolejne ogiery z Zachodu. Podcinają przecież tym samym gałąź, na której siedzą, bowiem zapełniają rynek, na który za chwilę będą próbowali wprowadzić własne konie. To jest szalenie krótkowzroczna polityka. Tymczasem umiar w tych działaniach jest naprawdę sednem sprawy. Dlatego PZHK, stojąc na straży zdrowego rozsądku, chciałby móc i stara się, na ile to możliwe, zapobiegać szkodliwym tendencjom rynkowym, choćby nieustannie podnosząc poprzeczkę koniom zachodnim.

Jednocześnie krajowe Championaty pozwalają hodowcom namacalnie przekonać się o sile naszego rodzimego materiału – wyniki konfrontacji często dają do myślenia…
Prowadzimy dodatkowo zakłady treningowe dla klaczy, które także pozwalają na lepszą ich ocenę. Wielu hodowcom nie podoba się pomysł wprowadzenia kwalifikacji obowiązkowych poprzez ZT dla młodych ogierów. Mamy ponadto zakłady treningowe dla koni śląskich. Dzięki stopniowemu zaostrzaniu selekcji poprawia się jakość naszych koni, co mam nadzieję pozwoli postawić pewną tamę dla koni zachodnich. Szczęśliwie dla sprawy rośnie zamożność społeczeństwa, a wraz z nią świadomość faktu, iż hodowla dobrych koni może także dawać pracę – co staramy się wpoić wszystkim związanym z hodowlą i jeździectwem, organizując od 2005 r. cykl konferencji przybliżających ideę „przemysłu końskiego”, wspólnie z Polskim Związkiem Jeździeckim, Stowarzyszeniem Hippica Pro Patria, Agencją Nieruchomości Rolnych, firmą Polish Prestige i Polskim Klubem Wyścigów Konnych

Trzeba udowodnić 40-milionowemu społeczeństwu, że konie mogą być poważną gałęzią przemysłu…
Niemcy obliczyli, że 4-5 koni daje 1 miejsce pracy.

Ci sami Niemcy obliczyli, że jeździectwo jest drugą co do popularności po futbolu dyscypliną sportową…
My także powinniśmy iść w tym kierunku. To zwiększy zapotrzebowanie na wysokiej jakości produkcję koni.

Czy i jakie działania, ponad już wspomniane przez Pana, mające na celu promocję polskich koni na forum międzynarodowym, zamierza podjąć PZHK. Może zechciałby Pan Prezes opowiedzieć o nowych inicjatywach, które podjęliście bądź dopiero dyskutujecie?
W ubiegłym roku, po latach przerwy, podjęliśmy próbę organizacji aukcji ogierów. Przy czym nie do przyjęcia jest sytuacja, w której jedna ze stadnin zgłosiła do aukcji 2 ogiery, przyjechał klient z Niemiec, a konie w ostatniej chwili zostały z niej wycofane. Takie studium przypadku absolutnie nas kompromituje jako organizację i Kraj. Aukcje są oczywiście jednym z narzędzi, które mogą pomóc promować polskie konie. Stąd też w PZHK zostanie zatrudniony człowiek do spraw promocji i marketingu, którego zadaniem będzie jak najefektywniejsze docieranie z końskimi tematami i przekonywanie do nich polskiego społeczeństwa.
Reasumując, trzeba uświadomić ludziom, iż mamy dobre konie i że nie musimy kupować konia do rekreacji za granicą, bo ten polski będzie na pewno zdrowszy, z lepszym charakterem, przystosowany do naszych warunków i, co dla niektórych klientów najważniejsze – tańszy!

Czy PZHK myślał o zaangażowaniu się w rozwiązanie problemu Wyścigów Konnych na Służewcu i popularyzację przemysłu końskiego poprzez ten rodzaj aktywności?
Wyścigi związane są głównie z końmi ras czystych – arabami bądź folblutami. Natomiast my jako Związek prowadzimy przede wszystkim działania na rzecz utrzymania samego toru wyścigowego dla sprawy wyścigów, bowiem to z jednej strony rodzaj selekcji, dzięki której wszyscy korzystamy – stymulujemy i dynamizujemy postęp biologiczny, z drugiej zaś strony to także doskonała forma promocji koni w sercu dużego miasta. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której służewiecki tor zostałby przeznaczony pod jakąkolwiek inną niż końską zabudowę…

Zmieńmy proszę nieco temat – czy według Pana współpraca Związku z placówkami naukowymi jest dostateczna i jak powinna wyglądać w przyszłości?
Nauka powinna służyć praktyce. Nie chcę nikogo urazić, ale wydaje mi się, że nie zawsze istnieje ten związek pomiędzy teorią i praktyką. Naukowcy narzekają, że praktycy nie dostarczają im tematu, my zaś mówimy, że naukowcy zajmują się rzeczami, które nam nie do końca są przydatne. A jednak współpraca istnieje, na poparcie czego powiem, że przewodniczącym Rady Hodowlanej jest prof. Kazimierz Kosiniak-Kamysz, praktykujący lekarz weterynarii. W prace komisji ksiąg stadnych zaangażowani są profesorowie z uczelni rolniczych. Współpracujemy z Instytutem Zootechniki w Krakowie, koordynującym programy ochronne. Efektem ponad 10-letniej współpracy z Instytutem Genetyki i Hodowli Zwierząt w Jastrzębcu będzie przedstawienie w tym roku informacji nt. wartości hodowlanej ogierów półkrwi na podstawie wyników w zakładach treningowych

Awans dr Doroty Lewczuk z IGiHZ w Jastrzębcu w strukturach Europejskiej Federacji Zootechnicznej (EAAP) o czymś świadczy…
Fakt – szczęśliwy traf, że pani Doktor znalazła się w orbicie PZHK, a jednocześnie jest doceniana na forum międzynarodowym. To rzeczywiście jasny punkt, gdzie współpraca praktyki z nauką układa się wzorowo i mam nadzieję, że będzie dalej służyć i rozwijać się z korzyścią dla obu stron. A przecież to bierze swój początek w bardzo prostej, jakby się mogło zdawać, kwestii – na podstawie prowadzonych przez dr Dorotę Lewczuk analiz i badań, każdy zainteresowany może wyciągać odpowiednie wnioski hodowlane. To jest właśnie ta usługowa funkcja nauki w stosunku do hodowli, która z kolei gwarantuje postęp…

PZHK obok członków działających w obszarze rolnictwa zrzesza również osoby, dla których rolnictwo nie jest podstawą działalności, a hodowla koni rzadko kiedy jest ich podstawowym źródłem utrzymania. Czy ta sytuacja rodzi jakieś trudności w działalności organizacji związkowej?
Nie wymagamy, by każdy, kto posiada konia był członkiem PZHK. Siła Związku nie polega na jego liczebności, ale na aktywności tych, którzy, do Związku chcą należeć, bowiem to oni decydują o jakości naszej organizacji. Ten proces zapewne będzie postępował. Koń w tradycyjnie rozumianym rolnictwie traci rację bytu i Związek nie może się opierać tylko na rolnikach hodowcach czy hodowcach hobbystach. Co prawda część z nich na pewno przeobrazi się w prawdziwych hodowców, ale musi wpierw przejść pewien proces – zaczyna się on od jednej czy dwóch klaczy i pragnienia posiadania źrebaka… Dalej, jak już to ćwiczymy, często pojawia się chęć sprawdzenia się w roli stwórcy – chcemy zobaczyć, jak będzie wyglądał źrebak z naszych koni. Potem możemy potrzebować fachowej pomocy i tak zaczniemy angażować się w pracę organizacji. Poza tym wśród hodowców koni jest cały szereg ludzi o zawodach zdecydowanie odbiegających od wykształcenia rolniczego – intelektualiści, artyści, prawnicy itp. ci ludzie, chcę wierzyć, wnoszą i będą wnosili do Związku powiew innej, nowej myśli, będą stymulatorem postępu i zmian.

Dotacje do administrowania księgami stadnymi i oceną wartości użytkowej stanowią ważną pozycję w przychodach organizacji. Proszę powiedzieć, co powinien zrobić Związek w przypadku drastycznego obniżenia wysokości dotacji z budżetu państwa?
Państwo nie może się całkowicie zwolnić z obowiązku wspierania hodowli, chociażby dlatego, aby możliwe było utrzymanie najcenniejszego materiału genetycznego. W przeciwnym razie byłaby to wyjątkowo komfortowa sytuacja dla producentów z Zachodu, bo nasz rynek stałby się wtedy dla nich istnym eldorado. Za chwilę wejdzie w życie kolejny unijny przepis, a mianowicie czipowanie koni. PZHK, jako organizacja, która opracowała i zbudowała własnym kosztem system informatyczny i bazę danych, która prowadzi identyfikację koni i ma szczegółowo przygotowane do tego kadry, powinna się samodzielnie zająć tym zagadnieniem. To będzie dodatkowym źródłem dochodu, które pomoże organizacji w dalszym jej funkcjonowaniu. Tymczasem warto podkreślić, iż składka w wysokości 20 złotych (średnio w kraju) jest absolutnie symboliczną kwotą i nie pozwala na utrzymanie działalności związkowej na odpowiednim poziomie, nie stanowi nawet o być albo nie być naszej organizacji.

Tylko 4% wpływów do kasy PZHK stanowią składki członkowskie. Dla porównania wpływy z wydawania paszportów to blisko 50%. Czipowanie będzie kolejnym poważnym źródłem dochodu dla Związku?
M.in. dlatego Związek nie powinien rezygnować z walki o przejęcie czipowania. Pieniądze zarobione na tej działalności będą stanowiły własność hodowców i pozostaną w hodowli. Z tej puli można choćby finansować nagrody dla hodowców, zawody, puchary, badania nad postępem biologicznym itp. One nie zginą, zatroszczy się o to Zarząd PZHK. Jeśli stałoby się tak, jak proponują inni, iż czipowaniem zajęłaby się Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, to muszę ze smutkiem stwierdzić, iż jest do tego zupełnie nieprzygotowana.

Mogłaby sobie rościć prawo do przejęcia Waszej bazy danych.
Nie, na to pracowało u nas wiele osób. Druga kwestia to wpływy z czipowania – jakkolwiek znaczące, to jednak mniejsze z uwagi na poniesione przez Agencję koszty przygotowania się do tej operacji, które my już pokryliśmy. Oprócz tego, wykonanie czipowania przez Agencje oznaczało będzie wpływy do budżetu, nie zaś do kasy hodowlanej. Nowy Zarząd musi więc bardzo pilnować pozytywnego dla PZHK zakończenia tego tematu. Jeśli nasze społeczeństwo będzie coraz bogatsze i świadome sensu przynależności do organizacji, to wpływy z tytułu składek członkowskich nie będą stanowiły 4% całości budżetu, ale np. 10%. Ustępujący Zarząd pozostawia organizację w miarę w dobrej kondycji finansowej i organizacyjnej. Mamy sporo nowo zatrudnionych, młodych ludzi, którzy zdobywają kwalifikacje i którzy będą kontynuowali naszą pracę. Związek ma ponad 100-letnią tradycję, więc pozostaje życzyć mu następnych 100 lat w dobrej formie.

Nie żal Panu rozstawać się z PZHK?
Nie rozstaję się, nadal jestem jego członkiem. Przez ostatnie 8 lat, a więc dwie kadencje, byłem jego prezesem, teraz pora ustąpić pola innym.

Jest Pan lubiany, udało się Panu wprowadzić w życie kilka ciekawych i dobrych dla środowiska projektów…
To już pozostawiam ocenie innych. Natomiast muszę podkreślić, iż nie byłoby tych wszystkich dobrych rzeczy, jakie zadziałały się przez owych 8 lat, gdyby nie doskonały zespół ludzki. Gdyby nie było ludzi, którzy rzetelnie i uczciwie pracują każdego dnia, i z którymi sposób współpracować, na pewno nie osiągnęlibyśmy zbyt wiele.

Stąd właśnie moje pytanie, czy nie przykro Panu rozstawać się z tym profesjonalnym zespołem?
Trzeba umieć przyjść i trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Zawsze bardzo było mi żal ludzi, którzy uwierzyli, że są niezastąpieni. Częstokroć wiek i percepcja już nie pozwalają na sprawne zarządzanie, ale dany człowiek nie potrafi tego dostrzec i się z tym faktem pogodzić. Nie chciałbym, aby mnie osobiście coś takiego spotkało. Upłynęło tylko a może aż osiem lat, kiedy odchodzę z funkcji prezesa PZHK z w miarę trzeźwym umysłem i zostawiam organizację w dobrej formie – dobra chwila na pożegnanie. Bardzo możliwe, że będę pracował z ramienia OZHK w Krakowie w pracach Zarządu, jako jego szeregowy członek, ale to pozwoli mi na spojrzenie z perspektywy i bez bolesnego ciężaru odpowiedzialności. Jestem przekonany, że nowo wybrany Zarząd i prezes, jeśli dobrze ułoży relacje z biurem i dyrektorem, na pewno doskonale sobie poradzi z prowadzeniem PZHK. Przy obecnej kadrze, jeśli tylko nie popełnimy wyborczego głupstwa, wszystko powinno pójść w dobrym kierunku.

Uprzejmie dziękuję Panu za rozmowę.

Reklama

Monitoring stajni
Smarthorse