Rozmawiał: Michał Wierusz-Kowalski
O szansach i zagrożeniach istnienia polskich koni zimnokrwistych mówi Wiesław Niewiński – kierownik Wojewódzkiego Związku Hodowców Koni w Białymstoku, przewodniczący Komisji Księgi Stadnej Rasy Polski Koń Zimnokrwisty PZHK.
HiJ: Właśnie odbył się VII Czempionat Koni Zimnokrwistych (drugi po Białce – 11. edycji – jeśli chodzi o ciągłość organizacyjnej tradycji). Czy ta impreza odzwierciedla jakość pogłowia koni zimnokrwistych w kraju?
Wiesław Niewiński: Tradycja oceny młodzieży hodowlanej w tej rasie, w formie organizowania dużych imprez, jest znacznie dłuższa niż czempionaty ogólnokrajowe. Należy przypomnieć, iż w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku istniały ośrodki hodowli kilku typów koni zimnokrwistych, z których najprężniej działały sokólski i sztumski. W ośrodku sokólskim rokrocznie, w kwietniu, organizowano kilka przeglądów źrebiąt rocznych i dwuletnich, na które w ciągu jednego miesiąca hodowcy doprowadzali 400-500 sztuk. Za źrebięta dobrze odchowane i dobre jakościowo otrzymywali znaczące nagrody wypłacane z urzędów powiatowych, a później wojewódzkich (w czasie kiedy było 49 województw). Wtedy miało to wymiar lokalny ograniczony do terenu poszczególnych związków, ale poddawano ocenie nieporównywalnie większą liczbę młodzieży niż obecnie podczas organizowanych czempionatów. W późniejszym okresie, kiedy nie było już pieniędzy na nagrody, organizowano w dalszym ciągu przeglądy mające na celu ocenę rocznych i dwuletnich źrebiąt.
W pewnym momencie zaszła potrzeba zaaranżowania imprezy ogólnokrajowej. Wówczas przekształcono wystawy i pokazy koni organizowane w Kętrzynie przez ówczesnego dyrektora pana Wojciecha Ganowicza na czempionaty młodzieżowe, których celem jest porównanie jakości pogłowia koni zimnokrwistych w poszczególnych związkach i SK Nowe Jankowice. Okazało się, że jakość tego materiału jest bardzo wyrównana; tytuły czempionów i wiceczempionów otrzymują hodowcy z różnych rejonów kraju, chociaż najwięcej nagród w dotychczasowej historii czempionatów zdobyła SK Nowe Jankowice.
Czempionat odzwierciedlałby jakość pogłowia, gdyby na tę imprezę trafiał najlepszy materiał ze wszystkich związków. Niestety, wielu hodowców nie decyduje się na przyjazd ze względu na odległość i koszty. Stąd udział bierze stosunkowo niewielu z nich, ale szczęśliwie zawsze możemy liczyć na przedstawicieli okręgu lubelskiego czy mazowieckiego, gdzie hodowla koni zimnokrwistych również stoi na przyzwoitym poziomie. Niemniej porównanie pogłowia nie może być pełne.
Czy dotychczasowa formuła Czempionatu się sprawdza?
Absolutnie zdaje ona egzamin i czempionaty powinny być nadal organizowane. Jest to znacząca forma promocji hodowców i koni, szczególnie ogierów. W ubiegłym roku na jesiennych aukcjach najlepszymi okazały się osobniki, które prezentowano na czempionacie jako ogiery dwulatki. Wszystkie były w ścisłej czołówce w poszczególnych związkach, a później dobrze się sprzedawały.
Czy sposób oceny jest adekwatny do współczesnego użytkowania koni zimnokrwistych?
Sposób oceny jest właściwy i trudno wymyślić coś innego. Konie zimnokrwiste posiadają swój własny typ odróżniający je od innych ras. Reszta, czyli prawidłowość budowy i dobry ruch, jest tak samo ważna jak we wszystkich rasach koni. Wygrywają konie prawidłowo zbudowane, a szczególnie wyróżniające się dobrym ruchem i łagodnym, spokojnym charakterem. Takie konie dają się znakomicie zaprezentować i otrzymują wysokie oceny za te cechy.
Jaka w chwili obecnej jest, a jaka powinna być Pana zdaniem w przyszłości, przydatność użytkowa tego pogłowia?
Konie zimnokrwiste są końmi typowo rolniczymi. W przeszłości były używane do prac rolniczych oraz transportowych. Wszyscy wiemy, że konie z rolnictwa zostały wyparte przez mechanizację. Zatem obecnie używane są na niewielką skalę w małych gospodarstwach agroturystycznych do lekkich prac polowych i transportowych, czasem pseudokomunikacyjnych.
W kraju pogłowie tych koni sięga ok. 200 tys. sztuk. Taka liczba koni nie znajduje zastosowania do pracy na roli. Stąd wiele klaczy utrzymywanych jest w chowie masowym w celu urodzenia źrebięcia z przeznaczeniem na eksport rzeźny. Klacze-matki ze źrebiętami wypasane są przez cały okres wegetacyjny na pastwiskach niewykorzystywanych przez inne gatunki i dzięki temu hodowcy otrzymują dopłaty obszarowe z tytułu posiadania użytków zielonych. W najbliższej przyszłości prawdopodobnie pozostanie ten stan rzeczy, bowiem nie ma „mody” wśród rolników na uprawę roli przy pomocy koni, chociaż miałoby to uzasadnienie ekonomiczne w małych gospodarstwach.
Nadzieją więc pozostaje zwiększanie liczby koni w gospodarstwach agroturystycznych. Tych przedsięwzięć jest coraz więcej. Szkoda natomiast, że lasy państwowe nie wykazują zainteresowania pracą koni np. przy zrywce.
Można też i należy promować tę rasę jako konie zaprzęgowe do organizacji kuligów, przejażdżek bryczkami, zawodów w powożeniu w niższych klasach, itp. Do takiego rodzaju eksploatacji konie te są wprost idealne, z tym że nie potrzeba tutaj na razie aż 200 tys. sztuk. Dlatego też funkcjonuje drugi sposób użytkowania, czyli konsumpcja mięsna.
Rynek zachodni, głównie włoski, zaczyna się kurczyć. Jak zatem postrzega Pan kwestię promocji produktów rolnych?
Według moich informacji rynek włoski potrzebuje podobnych ilości mięsa końskiego co poprzednio. Problemem jest natomiast spadek ceny związany z mocną złotówką oraz drastycznym wzrostem kosztów transportu. Obecne ceny, niższe o 30% niż w poprzednich latach, nie dają szansy utrzymania się rolnikom nastawionym na chów koni rzeźnych i ich eksport. Jeżeli ta sytuacja utrzyma się w dłuższej perspektywie, to drastycznie zmniejszy się pogłowie tych koni, bowiem zostaną wysprzedane klacze i w ich miejsce wejdzie prawdopodobnie bydło mięsne.
Dotychczas na rynku włoskim mięso z polskich koni uchodziło za rarytas ze względu na tradycyjny sposób żywienia zielonką, sianem, owsem. To też się zmienia, bo konie zaczynają być karmione kukurydzą i różnego rodzaju kiszonkami. Dlatego przestrzegałbym hodowców przed tego typu ułatwieniami, bowiem tracimy najważniejszy atut w konkurencji z innymi krajami. Jeżeli chcemy być na rynku włoskim z dobrą polską koniną, to należy utrzymać sprawdzony i tradycyjny typ żywienia oraz utrzymywania polskich koni. Trzeba właśnie promować polską koninę jako produkt zdrowy, ekologiczny i najwyższej jakości. Ale aby to zrobić, potrzebne są pieniądze. Wiem, że trwają prace nad utworzeniem funduszu promocji artykułów rolnych. Ze środków takiego funduszu można byłoby skorzystać, np. celem przeprowadzenia szkolenia na temat produkcji dobrej koniny. Być może znalazłyby się firmy gastronomiczne, które spróbowałyby wprowadzić koninę na polski rynek w formie mięsa czy też gotowych wyrobów. Skoro za granicą ceni się koninę jako najzdrowsze mięso, to dlaczego nie dostrzec tego w Polsce.
Do niedawna produkowano mięso marmurkowe z przeznaczeniem na rynek japoński. Z tego rynku zostaliśmy wyparci przez Włochów. Myślę jednak, iż należałoby od nowa rozpoznać ów rynek i być może tam wrócić. Mamy tradycję i potrafiliśmy produkować mięso dla konsumentów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeżeli więc jakiś przedsiębiorca otrzymałby wsparcie na początek, to może odnotowalibyśmy piękny come back. Obecnie mówi się o rynku chińskim. Kraj smoka to z kolei największy producent koniny na świecie, ale tego rynku zupełnie nie znamy. Może mięso z polskich koni inaczej żywionych i utrzymywanych trafiłoby do gustu Chińczykom. Jednak aby rozpoznać ten czy inny rynek, niezbędne są fundusze.
Czy konie zimnokrwiste rzeczywiście tego typu wsparcia potrzebują?
Wejście na nowe rynki, rozpoznanie ich i rozreklamowanie produktu wymaga niebagatelnych nakładów. Nasi przedsiębiorcy eksportujący na rynek włoski takich pieniędzy nie posiadają. Gdyby został utworzony fundusz promocji artykułów rolnych, zapewne spróbowaliby z niego skorzystać. Tymczasem bez nowych rynków zbytu nie utrzyma się pogłowie liczące 200 tys. sztuk.
Należy zaznaczyć, że z chowu i hodowli koni utrzymują się setki gospodarstw. Przy dalszym spadku cen oraz trudnościach ze sprzedażą koni, te gospodarstwa po prostu upadną, bowiem przestawienie się wielu z nich na inny rodzaj produkcji jest nierealne.
Chów masowy jest też ściśle związany z hodowlą zarodową. Przy spadku pogłowia zmniejszy się zapotrzebowanie na ogiery, spadnie też liczba klaczy wpisanych do ksiąg koni zarodowych. Tak oto wieloletnia praca hodowlana Związku może zostać zaprzepaszczona.
Reasumując – utworzenie funduszu wspierającego polskie produkty rolne jest koniecznością, a hodowcy koni zimnokrwistych, jak też i hodowcy innych gatunków zwierząt utworzenie tego typu funduszu przyjęliby z zadowoleniem.
Jakie jeszcze formy użytkowania „grubasów” możemy lub wręcz musimy im przypisać?
Dla koni zimnokrwistych są w zasadzie dwie formy użytkowania: zaprzęgowe i mięsne. Należy zatem czynić wszystko, aby ta pierwsza forma coraz bardziej się rozszerzała. Trzeba więc przy okazji wystaw, pokazów, czempionatów promować te konie w różnego rodzaju aktywnościach, promować ich spokój, przydatność do pracy na roli, w transporcie, itp. I oczekiwać, że rolnicy i hodowcy docenią zalety tych koni.
Przy użytkowaniu mięsnym konieczne jest zwrócenie uwagi na odpowiedni typ, tempo wzrosu i rozwoju oraz wczesność dojrzewania. Chodzi o wyhodowanie konia szybko rosnącego, dobrze wykorzystującego pasze, doskonale umięśnionego. I nic się tutaj na da zrobić na skróty – wprowadzanie do polskiej hodowli ogierów zachodnich, szczególnie belgów, nie sprzyja osiągnięciu tych celów.
Czy w związku z powyższym PZHK powinien i jest w stanie kreować modę na konie zimnokrwiste?
PZHK wręcz musi stymulować takie zjawisko, bowiem połowa członków to hodowcy koni zimnokrwistych. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę, że najważniejsze jest szukanie nowych, dobrych rynków zbytu, co powodowałoby opłacalność chowu i hodowli. Niestety, w tej sferze działalność Związku jest ograniczona. Należy więc uzbroić się w cierpliwość i czekać, nie zaniedbując po drodze żadnej okazji do szukania nowych pól konsumpcji i form eksploatacji.
Dwa typy koni zimnokrwistych zostały objęte programami ochronnymi – sztumskie i sokólskie. Czy w związku z tym widzi Pan potrzebę zróżnicowania selekcji w obrębie danych typów, tak aby utrwalić i zachować charakterystyczne dla tych koni cechy?
Konie sztumskie i sokólskie są w dalszym ciągu w rasie polski koń zimnokrwisty. Programy ochronne tych typów zostały wprowadzone po to, aby ocalić ostatnie już osobniki od wyginięcia i przekrzyżowania z rasami zachodnimi. Jednak w przeszłości różniły się one zasadniczo. Szczegółowe zasady selekcji zostały więc zapisane w programach ochronnych dotyczących ich obu. Należy się starannie z nimi zapoznać i zgodnie z zapisami postępować przy selekcji. Ogólną intencją jest zachowanie odrębności obu typów, zdążając do modelu konia, jaki istniał w przeszłości. Obecny koń będzie wyższy i bardziej kalibrowy niż ten istniejący w latach siedemdziesiątych. Wpłynęły na to przede wszystkim lepsze warunki żywieniowe i środowiskowe. Programy ochronne są nowością. Zasady prac hodowlanych w obronie tych typów wymagają jeszcze wielu dyskusji, opracowań i uszczegółowień pomiędzy PZHK a Instytutem Zootechniki. Trzeba to zrobić możliwie jak najszybciej. Myślę, że jest nawet potrzeba powołania na szczeblu PZHK, chociaż po jednej osobie, selekcjonerów dla obu typów. Zadaniem takiej osoby byłaby ocena i selekcja koni na terenie całego kraju, dbałość o prawidłowe funkcjonowanie programów ochronnych oraz bieżące załatwianie problemów na linii hodowca – PZHK – Instytut Zootechniki.
Czy wobec tego, mając na uwadze powyższe różne sposoby selekcjonowania, przewiduje Pan wprowadzenie zmian do programów hodowli koni zimnokrwistych?
Program hodowlany należy zmienić w niewielkim stopniu. Należy wprowadzić zapisy, że te dwa typy fizycznie istnieją i funkcjonują. Natomiast ogólne zasady prowadzenia hodowli i selekcji nie różnią się, poza zawężeniem wymiarów koni kwalifikowanych do programów ochronnych, w stosunku do programu hodowli koni zm. W programach ochronnych bardziej szczegółowo opisano też poszczególne typy. Nie każdy koń wpisany do rasy pkz może być objęty programem, chociaż spełnia rodowodowe warunki. W takich przypadkach koń pozostaje w księdze głównej pkz i nie kwalifikuje się do dotacji.
Konie zimnokrwiste są bliskie Pana sercu, więc jeśli działania, o których tutaj mówimy, zostaną szczęśliwie zrealizowane, o los rasy zimnokrwistej możemy być spokojni?
Przez ponad 30-letni okres mojej pracy różnie kształtowała się opłacalność chowu i hodowli koni tej rasy. W latach siedemdziesiątych, na jednej z aukcji były dyrektor PSO w Kętrzynie zwrócił uwagę, że hodowli koni zimnokrwistych wystarczy do jego emerytury, a ja jako młody człowiek powinienem rozejrzeć się za inną pracą. Tymczasem w hodowli zarodowej koni zimnokrwistych jest obecnie więcej niż 30 lat temu. Zawsze po okresach trudnych i ciężkich przychodziły okresy lepsze. Tak będzie zapewne i tym razem.