Władysław Byszewski
Niedawno wpadł mi ręce mój artykuł napisany w 1990 roku pod tytułem „Ogiery ze znakomitych linii męskich używane w hodowli koni półkrwi w Stadninach Koni”. Jak z niego wynika, w sezonie kopulacyjnym 1997 w stadninach koni półkrwi było 18 ogierów zagranicznych oraz ośmiu synów ogierów pochodzących z importu.
Były to ogiery pochodzące z najmodniejszych podówczas linii europejskich, jak: Cor de la Bryere, Ibrahim, Furioso xx, Ladykiller xx, Ferdynand, Ramzes xo, Cottage Son xx, Gotthard, Duelant, Dominik, Damphross czy Der Löwe xx. Sytuacja ekonomiczna stadnin koni nie była wtedy najlepsza i na zakupy ogierów były przeznaczane niewielkie sumy. W związku z powyższym z inwestycji pochodziło zaledwie kilka ogierów. Były jednak osoby, którym zależało na dobru hodowli polskiego konia półkrwi i jak najszybszej zmianie jego typu na konia sportowego o dużym potencjale genetycznym oraz wysokiej przydatności do wyczynu. Osoby te wykorzystywały swoje kontakty z zachodnimi hodowcami, aby różnymi dostępnymi drogami takie ogiery dla naszych stadnin pozyskać.
Różne to były metody, jak np. okresowe wymiany, dzierżawy, których czynsz był regulowany w postaci jednego lub dwóch odchowanych potomków danego ogiera czy też jako promocja danego ogiera przez sport i danie mu możliwości wykazania się liczną grupą potomstwa skupionego w jednym miejscu. Osoby te miały świadomość konieczności dolewu obcej, modnej krwi celem uzyskania szybkiego postępu hodowlanego i zmiany jakościowej w krótkim czasie typu konia półkrwi.
Pod skrzydłami państwa
Pozwolę sobie przypomnieć, że kiedy nasi sąsiedzi rozpoczynali doskonalenie konia sportowego, to my na polecenie ówczesnych władz doskonaliliśmy hodowlę konia wszechstronnie użytkowego. Okres tych 50 lat jest trudny do odrobienia i dogonienia naszych konkurentów z Zachodu, oni bowiem też nie śpią, a wręcz przeciwnie – stale powiększają i doskonalą swoją hodowlę.
Przed 10 laty można było odnieść wrażenie, że postęp mamy zapewniony, że nasza hodowla koni półkrwi wychodzi na prostą. Niestety sytuacja finansowa znacznie się pogorszyła. Dotacje na częściowe pokrycie kosztów utrzymania zostały cofnięte najpierw stadninom koni, a następnie stadom ogierów. Państwowe jednostki hodowlane zostały przeistoczone w spółki prawa handlowego i dziś o racjonalnym prowadzeniu hodowli koni mogą myśleć tylko te, które są mocne ekonomicznie, a zysk czerpią z innych działów produkcji.
Niestety większość naszych najlepszych stadnin półkrwi znalazła się w trudnej sytuacji materialnej, co fatalnie odbija się na ich progresie hodowlanym.
Dzisiaj, kiedy hodowla w sektorze prywatnym poczyniła pewne postępy, można rozważać pewne zmniejszenie liczby stadnin państwowych. Należy jednak pamiętać, że zachowanie pewnego minimum jest konieczne. To minimum jest gwarancją utrzymania właściwego kierunku programu hodowlanego przyjętego przez państwo dla każdej rasy koni, winny jednak pozostać stadniny, które posiadają najlepszy materiał genetyczny.
Stada na krawędzi
Jeszcze bardziej dramatyczna stała się sytuacja stad ogierów. Jest sprawą zupełnie oczywistą i niewymagającą szerszego tłumaczenia, że stada ogierów są jednostkami typowo usługowymi i za te usługi muszą otrzymywać należność, która pozwoli na pokrycie kosztów utrzymania oraz dokonywanych usług. Jest również wiadome, że kierowanie polityką hodowlaną przez państwo jest najbardziej skuteczne właśnie poprzez działalność stad ogierów. Doskonale to zrozumiały i konsekwentnie realizują takie potęgi hodowlane, jak Niemcy, Francja czy Holandia. W związku z tym, choć poziom ich hodowli w sektorze prywatnym jest bardzo wysoki, nadal utrzymują stada ogierów. Francja, choć ostatnio zmniejszyła liczbę stad, to z 23 pozostawiła nadal 19. Niemcy mają 14 stad ogierów.
Na utrzymanie tych stad oni również nie mogą przeznaczać dotacji, ale potrafili znaleźć takie rozwiązania, aby móc korzystać z bogatego wachlarza funduszy europejskich. Jak z tego wynika, sposoby są, tylko trzeba je znaleźć i chcieć z nich korzystać. Nam tymczasem nie chce się ich szukać, a można odnieść nawet ważenie, że tych rozwiązań wręcz nie chcemy.
Były organizowane wyjazdy rozpoznawcze do Francji, do Niemiec – parokrotnie do stada w Neustadt (Dosse) – i co z tego wyniknęło? NIC!!! Czysta turystyka wypoczynkowa na koszt podatnika!
Oby nie było za późno
W chwili obecnej nasze stada nie mają środków na zakup ogierów zagranicznych, co gorsza, nie ma również środków na remont 10 procent stanu stada. Droga, którą obecnie kroczymy, jest bardzo kosztowna, bowiem prowadzi donikąd. Niestety panuje tendencja do likwidowania wszystkiego, co aktualnie jest deficytowe. Nikt nie stara się znaleźć się wyjścia z tego dołka, prościej jest zlikwidować jednostki nierentowne. Nie zastanawiamy się jednak, że wiele z nich to dobro narodowe wielkiej wartości, nie mówiąc już o stracie, jaką poniesie nasza hodowla, która raz zlikwidowana, odbudować się nie da.
Niech decydenci przyłożą ucho do serca tego organizmu, a na pewno usłyszą dzwony bijące na alarm. Nie za kilka lat, ale już za kilka miesięcy może być za późno – usłyszymy wówczas pytanie: KOMU BIJE DZWON? Komu i po co? Umarlakowi to życia nie przywróci… Obecnie w trudnej sytuacji znalazły się nawet dobrze prosperujące stadniny, których celem jest produkcja ogierów dla stad. Po pierwsze nie dysponują one ogierami gwarantującymi postęp, a po drugie zachodzi pytanie, co mają zrobić z wyprodukowanymi ogierami, jeśli stada nie mają środków na ich zakup, i do tego posłusznych cenach.
Jak wspomniałem na wstępie, jeśli w końcu lat 90. potrafiliśmy znaleźć sposoby na użycie w stadninach cennych ogierów, to tym bardziej dziś powinniśmy te drogi wykorzystać. Trudno uwierzyć, żeby nie było już osób, którym dobro polskiej hodowli leży na sercu. Jeśli tacy ludzie znaleźli się 10 lat temu, to na pewno są i dzisiaj, byle tylko mogli dojść do głosu. Niech tylko nie blokują ich działań tacy, którzy uważają, że jak się nie da, to najprościej zlikwidować!
Kończąc, przywołam kwestię, która stanowi swego rodzaju signum temporis, w jakich przyszło funkcjonować naszej hodowli. A mianowicie, po bardzo udanej tegorocznej aukcji w Janowie Podlaskim, na której nieco gorsze wyniki uzyskała stadnina koni arabskich z Białki, usłyszałem bulwersującą wypowiedź – „to trzeba ją zlikwidować”. Obyśmy nie musieli niebawem postawić pytania – komu bije dzwon?