Chris Pearce z Wielkiej Brytanii to doświadczony i ceniony na całym świecie lekarz weterynarii – stomatolog. Ma specjalizację z chorób wewnętrznych oraz chirurgii, jest też pierwszym lekarzem weterynarii na Wyspach i w Europie, który zdał egzaminy na wykwalifikowanego weterynaryjnego stomatologa. Zdobył międzynarodowe uznanie za nowatorstwo w opracowaniu zaawansowanych technik stomatologicznych.
Z Chrisem Pearcem, który przyjedzie do Polski w kwietniu, na spotkanie z miłośnikami koni, rozmawiała Alina Palichleb.
Co cię skłoniło do zainteresowania się stomatologią koni? I jak zaczęła się twoja praca z końmi?
W początkach mojej pracy jako lekarz weterynarii byłem najbardziej zainteresowany interną oraz chirurgią. Zawsze chciałem pracować z końmi, ale nie rozważałem stomatologii. Później, przez lata praktyki we własnej klinice, w miarę jej rozwoju, chcieliśmy zapewnić klientom pełną ofertę, która obejmowałaby także stomatologię. Zdaliśmy sobie sprawę, że wielu klientów szukało usług końskiego dentysty, ale wśród nich nie było lekarzy weterynarii. Szkoliłem się więc w stomatologii, przystąpiłem do egzaminu na technika stomatologicznego, a po jego zdaniu byłem pierwszym lekarzem weterynarii, który to zrobił. Wykorzystaliśmy to w publikowanych informacjach o nas, przekazaliśmy tę wieść naszym klientom. Przybyło pracy, bo koniarze coraz chętniej nas wybierali. Bardzo szybko zaczęto mnie prosić o konsultacje w innych ośrodkach, a do mojej kliniki napływały wciąż nowe przypadki stomatologiczne. Dziesięć lat później zaobserwowałem, że powstała dość poważna luka na rynku, nie mogłem także pojąć, dlaczego stomatologia końska nie może mieć równie wysokich standardów, jak ludzka. Podjąłem decyzję o sprzedaży swojej kliniki i otworzyłem nową działalność, całkowicie koncentrując się na wysokiej jakości usługach w zakresie stomatologii końskiej. Moim celem było rozwinięcie tej dziedziny najszerzej, jak to możliwe oraz edukowanie zarówno właścicieli koni, jak i lekarzy weterynarii. Moja przygoda z końmi zaczęła się od zamiłowania mojej matki do tych zwierząt. Jeździłem jednak tylko z konieczności – z powodu uprawiania pięcioboju nowoczesnego, w którym rywalizowałem na poziomie narodowym. W wieku 18 lat spędziłem rok w Australii, pracując jako jackaroo*. Wiele czasu upłynęło mi w westernowym siodle. Zajeżdżałem pod siodło młode konie i zdałem sobie sprawę, że nigdy przedtem nie rozumiałem koni, ani nie połączyłem się z nimi tak, jak wtedy. To było niesamowite doświadczenie i od tamtego czasu zapragnąłem pracować z końmi.
*) jackaroo – pasterz australijski „na stażu”, który przyucza się do pracy przy owcach bądź bydle, aby zdobyć doświadczenie w zarządzaniu hodowlą
Byłeś pionierem stomatologii koni w swoim kraju. Jak wyglądała ona w Wielkiej Brytanii? Kto był twoim mentorem? Czy otrzymałeś dodatkową pomoc od kolegów?
Na całym świecie przez wiele lat stomatologia koni polegała na tarnikowaniu ostrych krawędzi i wyrywaniu zęba w ostatnim stadium jego choroby. Pomiędzy tymi sytuacjami nie było niczego więcej. Zawsze się zastanawiałem, gdzie jest to coś „pośrodku”. Moje pierwsze doświadczenie ze stomatologią z wysokiej półki wiąże się z postacią Davida Kluga i szkoleniem w Minnesocie w 2003 roku. Pokazał mi podejście do stomatologii, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem. Wróciłem do domu zdeterminowany, że będę rozwijał tę dziedzinę dalej, niż ktokolwiek inny zrobił to do tej pory w Wielkiej Brytanii. Spotkałem wtedy również mojego dobrego przyjaciela Travisa Henry’ego, jeszcze jednego stomatologa-pioniera z USA, i od tamtego czasu obaj ulepszamy sprzęt i techniki pracy. Kolejnym inspirującym momentem było dla mnie spotkanie z Torbjornem Lundstromem – ludzkim stomatologiem ze Szwecji, który wykonywał zabiegi na różnych zwierzętach i od 20 lat prowadził klinikę dla koni. Jego podejście polegało na wykorzystaniu zasad ludzkiej stomatologii i przeniesieniu tych technik na zwierzęta. To był ostateczny impuls do tego, by stworzyć swoje miejsce – i tak powstała Equine Dental Clinic Ltd.
Jak zmieniała się sytuacja z biegiem lat? Czy masz jakieś obserwacje dotyczące rozwoju stomatologii w innych krajach?
Zmiany zachodzą wolno. Nareszcie wielu lekarzy weterynarii chce rozwijać swoje umiejętności w stomatologii, ale właściciele koni wciąż pozostają w tyle, jeśli chodzi o rozumienie chorób uzębienia i tego, jak można ich uniknąć. W innych krajach jest podobnie lub gorzej. Jednym z problemów jest rozprzestrzenienie się po całym świecie „techników dentystów”, niebędących lekarzami weterynarii, którzy tarnikują zęby i promują jednostronne spojrzenie na stomatologię koni, w dodatku nie oparte na weterynaryjnym rozumieniu problemu czy badaniach naukowych, tylko na swojej interpretacji tego, jak funkcjonują zęby. W Wielkiej Brytanii wielu tych „dentystów” jest lepiej wyedukowanych i przysyła nam przypadki do konsultacji. Jednak na świecie technicy często nie są zainteresowani niczym innym poza tym, co potrafią robić, czyli tarnikowaniem zębów. W niektórych krajach nikt inny poza lekarzem weterynarii nie może wykonywać nawet najmniejszych zabiegów na zębach. W większości jednak nie ma ustawodawstwa zapewniającego ochronę koni. W Wielkiej Brytanii uznano, że najlepszym rozwiązaniem jest współpraca z „dentystami”, uregulowanie prawa, które ich dotyczy, kształcenie ich i wyraźne określenie, co mogą, a czego nie mogą wykonywać. To pomogło, ale podnoszenie świadomości publicznej jest wciąż potrzebne. Całkiem niedawno rozpocząłem wraz z British Horse Society kampanię na rzecz poszerzania świadomości w środowisku końskich stomatologów pod nazwą „No Pain Check Again” (Nie znalazłeś bólu, sprawdź ponownie), by pomóc w podnoszeniu poziomu w tej dziedzinie. Głównym tematem jest to, że konie często mają zaawansowane patologie uzębienia, a przy tym nie pokazują, że coś je boli. Aby powstrzymać rozwój choroby, konieczne jest porządne badanie kliniczne.
Kiedy stomatologia końska zaczęła się naprawdę rozwijać i jaki wpływ miał na to poziom stomatologii ludzkiej? Jak pomogła wtedy i jak być może wspiera teraz?
Były takie momenty w historii stomatologii końskiej, kiedy poszła do przodu i zaczęła wykraczać poza tarnikowanie zębów. W 1890 r. w Lafayette w Indianie, amerykański lekarz weterynarii opisał swoją technikę stosowania wypełnień i z nieprawdopodobną dokładnością tłumaczył niektóre choroby. Podobnie było w 1940 r. w Niemczech i dalej – w 1975 w Szkocji. Jednak te osiągnięcia nie były powszechnie znane i wiedza ta została utracona. Prowadzone w ciągu ostatnich 20 lat badania (głównie na Uniwersytecie w Edynburgu w Szkocji) pozwoliły nam zrozumieć strukturę i funkcje zęba, a także wyjaśnić przebieg chorób. Ja, wraz z innymi, wykorzystywałem tę wiedzę w praktyce. Ludzka stomatologia pomogła nam ogromnie w takich dziedzinach, jak endodoncja. Jednak w innych obszarach jest niewiele podobieństw, ponieważ zęby końskie i ich funkcje są zupełnie różne od ludzkich. Bez względu na to, jest dla nas niezmiernie istotne, by podążać za postępami w stomatologii ludzkiej i adaptować jej techniki, jak np. użycie lasera, która to metoda w medycynie ludzkiej rozwija się prężnie. Zastanawiamy się, jak i gdzie mogłoby to pomóc nam, lekarzom weterynarii.
Jak pomogła wtedy i jak być może wspiera teraz? Były takie momenty w historii stomatologii końskiej, kiedy poszła do przodu i zaczęła wykraczać poza tarnikowanie zębów. W 1890 r. w Lafayette w Indianie, amerykański lekarz weterynarii opisał swoją technikę stosowania wypełnień i z nieprawdopodobną dokładnością tłumaczył niektóre choroby. Podobnie było w 1940 r. w Niemczech i dalej – w 1975 w Szkocji. Jednak te osiągnięcia nie były powszechnie znane i wiedza ta została utracona. Prowadzone w ciągu ostatnich 20 lat badania (głównie na Uniwersytecie w Edynburgu w Szkocji) pozwoliły nam zrozumieć strukturę i funkcje zęba, a także wyjaśnić przebieg chorób. Ja, wraz z innymi, wykorzystywałem tę wiedzę w praktyce. Ludzka stomatologia pomogła nam ogromnie w takich dziedzinach, jak endodoncja. Jednak w innych obszarach jest niewiele podobieństw, ponieważ zęby końskie i ich funkcje są zupełnie różne od ludzkich. Bez względu na to, jest dla nas niezmiernie istotne, by podążać za postępami w stomatologii ludzkiej i adaptować jej techniki, jak np. użycie lasera, która to metoda w medycynie ludzkiej rozwija się prężnie. Zastanawiamy się, jak i gdzie mogłoby to pomóc nam, lekarzom weterynarii.
Co jest dla ciebie największą motywacją, by uczyć i zdobywać wiedzę?
Konie są niezwykle ważne z punktu widzenia historycznego i kulturowego – jako zwierzęta pracujące, użytkowane dla przyjemności czy w sporcie, tak bardzo kochane i szanowane na całym świecie. Wiedza właścicieli, jak o nie dbać, i poziom opieki weterynaryjnej bardzo się poprawiły przez ostatnie 20 lat, co oznacza, że konie w krajach rozwiniętych pracują i biorą udział w zawodach nawet do późnych lat życia, a dożywają nawet 30 lat. Stomatologia nie nadążyła za tym i pozostaje daleko w tyle. Dopóki to się nie poprawi na świecie, jestem zmotywowany, by wciąż uczyć innych, edukować właścicieli, samemu uczyć się i rozwijać odpowiednie techniki tak, by stomatologia końska stała się naprawdę nowoczesną dyscypliną. Stomatologia ludzka zmieniła się nie do poznania w ciągu 50 lat – z końską powinno się stać tak samo, dla dobra koni!
Czy masz dla nas historię „końskiej wróżki-zębuszki”?
Nie, ale mam w zanadrzu historię o szczęśliwym zębie! W zeszłym tygodniu pewien labrador połknął bardzo duży ząb policzkowy, który właśnie wyrwałem. Miał duże szczęście, że ząb przeszedł cały i nigdzie nie utknął! Zdecydowanie nie ma tradycji wróżek-zębuszek u koni. Wręcz przeciwnie – myślimy o jakimś wcielonym diable, ponieważ leczenie i wyrywanie zębów może być nieprzewidywalne i może nam nieźle utrudnić życie.
W swojej klinice przyjmujesz przede wszystkim pacjentów do konsultacji, skierowanych przez lekarzy pierwszego kontaktu. Jakie to są najczęściej konie – te utrzymywane w ramach hobby czy sportowe?
Leczymy dosłownie wszystkie typy koni: kuce szetlandzkie dzieciaków, konie do skoków, do WKKW, do jazdy w teren. Wymyśl sobie konia, a na pewno takiego mieliśmy w klinice! Jednym z moich ulubionych był gigantyczny szajr, używany do ciągnięcia barek wzdłuż ścieżki przy rzece – prawdziwy łagodny olbrzym. Najdroższym koniem, jakiego miałem u siebie, był, w zeszłym roku, koń pełnej krwi, ubezpieczony podobno na 150 milionów funtów!…
Problemy z uzębieniem są przed nami ukryte, a konie mają niezwykłe zdolności maskowania bólu. Jak właściciel konia może sprawdzić jego jamę ustną, by ocenić sytuację?
Strach robić cokolwiek bez rozwieracza i premedykacji! Wielu „dentystów” pracuje oczywiście bez premedykacji. Mogą mieć jakieś wyczucie, mogą rzucić okiem, ale nie zobaczą wszystkiego i nigdy nie będą w stanie zrobić badania klinicznego – takiego, jakie ludzki stomatolog przeprowadza u swojego pacjenta i jakie my, lekarze weterynarii, przeprowadzamy pod premedykacją. Bez rozwieracza niemalże bezcelowe jest robienie czegokolwiek i każdy, kto pracuje w ten sposób, powinien być omijany szerokim łukiem!
Jaka jest twoja rada, kiedy wezwać profesjonalistę, by sprawdził zęby?
Po pierwsze, dowiedz się, czy wybrana osoba jest lekarzem weterynarii i może premedykować konia. Następnie zorientuj się, czy jest przeszkolona w stomatologii i doświadczona w stosowaniu nowoczesnych technik stomatologicznych. Jeśli nie, to lepiej poszukać zarejestrowanego technika stomatologicznego, który może przeprowadzić podstawowe badanie i rutynowy zabieg tarnikowania. Upewnij się co do jego kwalifikacji i sprawdź, czy izba lekarsko-weterynaryjna w twoim kraju reguluje jakoś ten zawód. Co 3 lata rozważ badanie oroskopem pod premedykcją przez lekarza weterynarii specjalizującego się w stomatologii. To daje pewność, że nic nie zostanie pominięte i w razie czego pozostaną jakieś możliwości leczenia.
Czy możesz opowiedzieć trochę o swojej pracy charytatywnej za granicą?
Pracuję tam zazwyczaj dla prywatnych ośrodków i szpitali weterynaryjnych, jako konsultant. Uczyłem dla SPANA** i innych fundacji. W Casablance odbyła się bardzo interesująca konferencja, będąca spotkaniem miejscowych przedstawicieli SPANA, lekarzy weterynarii z całej Afryki. Nauczyłem się wiele o opiece weterynaryjnej (lub jej braku) w krajach rozwijających się. Bardzo inspirujące było zobaczyć, jak lekarze w pomysłowy sposób radzili sobie z leczeniem zwierząt przy ograniczonych funduszach.
**) SPANA – organizacja charytatywna niosąca pomoc pracującym zwierzętom w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Co trzeba w sobie mieć, by być… stomatologicznym maniakiem?
Nie jestem pewny! Chyba chęć dokonywania zmian na lepsze, przez zdobywanie wiedzy o leczeniu ludzi i adaptowanie jej do koni. By to się mogło sprawdzić, musisz być trochę maniakiem, żeby przeczytać tony książek o stomatologii ludzkiej, w tym moją ulubioną: katalog sprzętu stomatologii ludzkiej. Wspaniała lektura do czytania w łóżku przed snem!
Zęby konia niekoniecznie są priorytetem, jeśli chodzi o zmartwienia właścicieli, choć powinny. Twoje doświadczenie pokazało wiele razy, że zapobieganie jest lepsze niż leczenie. Konie żyją teraz z nami dłużej, a zła opieka stomatologiczna to jedno z ograniczeń, które nie pozwala im dożyć późnego wieku. Jak poważnie ludzie traktują stomatologię?
Głównym powodem lekceważenia stomatologii przez lekarzy weterynarii, właścicieli i trenerów jest to, że nie widzą, jak rozwija się choroba. Gdyby schorzenia stomatologiczne objawiały się w jakiś sposób, np. na skórze, to zauważyliby zmiany. Nawet, jeśli konie sprawiałyby wrażenie, że jedzą normalnie, byliby zmartwieni i chcieli coś z tym zrobić. Zęby są poza zasięgiem naszego wzroku, a koń nie pokazuje żadnych charakterystycznych symptomów w czasie rozwoju choroby, do momentu, kiedy jest za późno. Często powtarzam, że ludzie nie wiedzą, czego nie wiedzą. Kiedy rozumieją, na czym rzecz polega, zaczynają podchodzić do tego bardziej poważnie.
Co poleciłbyś szczególnie, aby zachęcić do przyjścia na kwietniową konferencję?
Otwarcie końskiego pyska i pokazanie uczestnikom, dlaczego powinni brać stomatologię na poważnie; zademonstrowanie, jak i dlaczego konie często cierpią w milczeniu i jakoś funkcjonują mimo schorzeń zębów. Jak możemy te przypadki zidentyfikować, leczyć i pomagać koniom.
Co poradziłbyś komuś, kto już jest związany z medycyną weterynaryjną i chce zostać specjalistą stomatologiem?
Radziłbym popracować około 5 lat z ogólnymi przypadkami, aby zdobyć doświadczenie w różnych sytuacjach klinicznych, także chirurgicznych, w tym rozwijać umiejętności w zakresie rutynowej stomatologii. Kolejny krok to praca nad zdobyciem kwalifikacji potrzebnych do uzyskania certyfikatu w stomatologii koni. Te pierwsze lata w praktyce ogólnej spowodują, że będziesz zawsze pamiętał o podejściu holistycznym, uwzględniając całe ciało, i o tym, że problem może akurat nie mieć w ogóle związku z zębami. Wtedy jesteś naprawdę w dobrym puncie, by zacząć się specjalizować i przejść na stanowisko rezydenta lub jeszcze lepiej – przyjechać i pracować z nami!
Zapraszamy na konferencję z Chrisem Pearcem pt. „Znaczenie zdrowych zębów dla osiągnięć treningowych konia” 6 kwietnia 2019 r. we Wrocławiu.
Zapisy i więcej informacji: http://bit.ly/konferencjaChrisPearce