Connect with us

Na jakim koniu jeździł Święty Jerzy?

Historia i sztuka

Na jakim koniu jeździł Święty Jerzy?

Aleksandra Jaworowska

Świętego Jerzego za swego patrona uważają nie tylko Anglicy, którzy jego wizerunek umieścili na Orderze Podwiązki – trzecim co do ważności odznaczeniu brytyjskim. W różnych okresach był lub jest patronem wielu krajów, m.in. Francji, Rosji, Litwy, Gruzji, Szwecji, Holandii, Bośni, a także rycerzy i żołnierzy oraz rzemieślników wytwarzających broń.

Niezwykłe losy i męczeńska śmierć sprawiły, że stał się wyjątkowo popularnym świętym, o czym świadczy bogata ikonografia oraz liczne kościoły pod jego wezwaniem. Lecz czy Święty Jerzy w ogóle istniał?

Żołnierz i męczennik

Święty Jerzy ze smokiem, XVI w.

Święty Jerzy ze smokiem, XVI w.

Jak to zwykle bywa, historycy różnią się w opiniach dotyczących Świętego Jerzego. Prawdopodobnie ktoś taki chodził po ziemi, o czym świadczy wczesny, bardzo ożywiony kult. Jednak zachowane wersje jego żywota różnią się od siebie dosyć znacząco. Przysłowiowe schody zaczynają się już na samym początku historii, czyli od rodziców Jerzego. Jak podają źródła koptyjskie, jego ojcem miał być Anastazjusz, rządca Mityleny w Kapadocji, a matką Kira Teognosta – chrześcijanie. Jerzy miał przyjść na świat w roku 270, a zginąć śmiercią męczeńską w roku 303. Według kolejnej wersji ojciec Jerzego był Persem o imieniu Geroncjusz, zaś matką pochodząca z Kapadocji Polochronia, której to Jerzy zawdzięczał wychowanie w wierze chrześcijańskiej. Niektórzy badacze przyjmują jednak, że późniejszy święty pochodził z Nubii w dolinie Nilu, ponieważ podczas wykopalisk w Egipcie, w 1964 roku, natrafiono na najstarszą znaną naukowcom o nim wzmiankę. Czyżby więc smokiem, z którym walczył, mógł okazać się krokodyl?
Według innego przekazu pochodził Jerzy z Antigous (niedaleko Stambułu). Wraz z rozwojem kultu świętego powstawały kolejne wersje, jednak tę najpopularniejszą, podstawową zawdzięczamy Iacobusowi de Voragine i jego Złotej legendzie (Legenda aurea), czyli szalenie poczytnej w średniowieczu hagiografii, przełożonej na język francuski, następnie włoski, czeski, angielski i niemiecki. Według niej, ale także innych podań czy przekazów, Jerzy był człowiekiem miłosiernym, dzielnym rycerzem i męczennikiem. Jako żołnierz służył w armii cesarza i został mianowany trybunem. Jednak kiedy za panowania Dioklecjana i Maksymiliana rozpoczęły się prześladowania chrześcijan, postanowił porzucić służbę, a swoje bogactwa rozdać biednym. Takie zachowanie nie spodobało się urzędującemu w mieście Diospolis namiestnikowi Dacjanowi (czy też Dadianusowi), który postanowił poddać byłego żołnierza okrutnym i wymyślnym torturom. Z ich opisu wynika, że nic nie zostało biednemu Jerzemu oszczędzone: biczowano go, a następnie posypywano rany solą; łamano kołem nabitym ostrzami i nożami; złożono na łożu tortur i przebijano głowę gwoździami; wieszano i opiekano żywym ogniem, a nawet wsadzono na drewnianego konia i męczono, dopóki „wnętrzności nie wyjdą na wierzch”. Niektóre wersje żywota świętego podają, że znęcano się tak nad nim aż siedem lat. Jerzy miał trzykrotnie umrzeć i trzykrotnie zmartwychwstać, zanim ścięcie głowy położyło kres jego cierpieniom. Zgodnie z obietnicą daną mu przez Boga we śnie, otoczony obłokiem męczennik miał trafić wprost do nieba. Dzięki boskiemu wsparciu przyszły święty nie tylko wytrzymywał tortury, ale każdego następnego dnia pojawiał się przed Dacjanem z pieśnią chwalącą Boga na ustach. Potrafił z uniesieniem rozprawiać o swojej wierze, łagodnie przemawiając do swojego oprawcy.
Tyrana nie minęła kara za okrucieństwa, których się dopuścił. Kiedy po dokonaniu kaźni powrócił do swego pałacu, został ugodzony ogniem z nieba i spłonął wraz ze wszystkimi swymi sługami. Tymczasem przy doczesnych szczątkach męczennika czuwał jego sługa Pasikrat. Szalejące wokoło burze i trzęsienia ziemi starannie omijały miejsce spoczynku jego pana. Grób Świętego Jerzego znajduje się na terenie dzisiejszego Izraela, w miasteczku Lod (dawniej Lydda), należącym do aglomeracji Tel Awiwu, otoczony kościołem pod jego wyzwaniem.

Pogromca smoka

Najczęściej uwiecznianym w sztuce epizodem z życia Świętego Jerzego stała się jego walka z dosłownym czy też alegorycznym smokiem. W związku z tym że nauka kwestionuje istnienie takich stworzeń, badacze skłonni są traktować relacje o walkach z mitycznymi gadami w kategoriach metaforycznej walki dobra ze złem. Dla malarzy, zwłaszcza wczesnych epok, odrażający stwór był idealnym uosobieniem grzechu. Inna interpretacja wskazuje na walkę Jerzego z człowiekiem o przydomku „smok”, jak np. na gruzińskiej srebrnej ikonie.
Według Złotej legendy będący wówczas trybunem Jerzy zawędrował do Sileny (lub Silene) w prowincji Libia. Tam natknął się na smoka, który terroryzował mieszkańców miasta. Gnębieni sileńczycy, by nieco ugłaskać groźnego gada, codziennie przyprowadzali mu dwie owce do zjedzenia. Kiedy liczebność stad niepokojąco się zmniejszyła, zmuszeni byli składać ofiarę także z ludzi. W końcu los padł na księżniczkę – jedyną córkę króla. W dniu, w którym miała zostać pożarta, pojawił się Jerzy na swym koniu. Gdy gad wyszedł z jeziora i skierował się ku nim, żołnierz, przeżegnawszy się, ruszył do ataku. Udało mu się ciężko zranić potwora i powalić go na ziemię. Następnie polecił księżniczce, by na szyję gada zarzuciła swój pas i na nim, jak na smyczy, poprowadziła do miasta. Widząc taką przedziwną procesję, przerażeni mieszczanie poczęli brać nogi za pas. Wtedy Jerzy uspokoił tłum, każąc zawierzyć w boską łaskę. Dzięki niemu tego dnia dwadzieścia tysięcy ludzi przyjęło chrzest. Trybun, wydobywszy miecz z pochwy, zabił poczwarę, a jej trupa kazał wywieźć za miasto.

Koń, który nie zląkł się smoka

Według niektórych przekazów Święty Jerzy pochodził z Kapadocji, która swoją nazwę zawdzięcza zaczerpniętemu z języka perskiego określeniu „kraina pięknych koni”. Musiał więc Jerzy być dobrym jeźdźcem i miłośnikiem tych zwierząt. Wziąwszy pod uwagę miejsce pochodzenia oraz epokę, w której żył, powinien mieć wierzchowca niezbyt rosłego, lekkiej budowy, o kształtnej głowie i cienkich pęcinach, zwinnego oraz wytrzymałego, jak na żołnierskiego konia przystało. Rzeczywiście – konie w typie arabów zaczynają pojawiać się na ikonach już od VIII wieku. W prawosławnej tradycji rosyjskiej uważano, że niektóre obrazy w cudowny sposób pojawiły się na ziemi, a nie zostały stworzone przez człowieka. W sztuce średniowiecznej ikony nie były sygnowane, ponieważ artysta nie pragnął wypracować indywidualnego stylu, a jedynie jak najwierniej naśladować obowiązujące wzorce sakralne, by tworzyć idealne kopie pełne symboliki religijnej. Stąd ogier Jerzego najczęściej jest maści siwej lub białej, jak na świętego przystało. Bardzo rzadko malarz decydował się posadzić pogromcę smoka na karym wierzchowcu, ale i takie przypadki się zdarzały. Były one tak rzadkie, że właśnie końskiej maści zawdzięcza nazwę jedna z bizantyjskich ikon, określana jako Czarny Jerzy.
Zwykle siwy lub biały ogier przedstawiany był zgodnie z wymogami kanonu – z wdzięcznie wygiętą szyją, wspięty na tylnych nogach, by przednimi stratować wijącego się pod nim smoka. Wierzchowiec musiał być nie tylko odważny, ale także świetnie ułożony, by nie uciec w popłochu przed drapieżnikiem. W niektórych późniejszych przekazach to właśnie ogier świętego przydusił gada do ziemi, dzięki czemu jego pan mógł przyszpilić potwora swoją włócznią.

Wizerunek Świętego Jerzego

pojawia się w sztuce dość często. Nic dziwnego, skoro wciąż budowano nowe kościoły pod jego wezwaniem, które trzeba było odpowiednio przyozdobić.
Z biegiem lat smok rósł i przybierał na wadze, a Jerzy z żołnierza stał się rycerzem i otrzymał zbroję. Ewolucję musiał przejść także rumak. Lekki i pełen gracji wierzchowiec potężniał, by w niektórych przypadkach zyskać masę i rozmiary ciężkiego konia bojowego. Również kwestię barwy końskiej sierści traktowano z większą swobodą. W weneckiej Scuola* di San Giorgio degli Schiavoni na fantastycznych obrazach Święty Jerzy walczący ze smokiem oraz Święty Jerzy zabijający smoka (Triumf Świętego Jerzego), namalowanych w latach 1501–1502 przez świetnego włoskiego malarza Vittore’a Carpaccia, ogier jest gniady. Ostry, klarowny rysunek podkreśla jego piękno. Dbałość o detal dodaje całemu przedstawieniu bajkowego przepychu i sprawia, że nie można oderwać od niego wzroku. Sposób zakomponowania sceny walki ze smokiem również świadczy o mistrzostwie artysty. Triumf… zdradza pewne upodobanie do gotyckiego wertykalizmu w postaciach, jednak nie przeszkadza to w zachowaniu naturalności ruchów i zachowań, także końskich. Carpaccio świetnie podpatrzył zachowanie zwierząt stadnych, które pozostawione same sobie na drugim planie, świetnie się odnajdują i natychmiast zaczynają wchodzić w interakcje. Ich uprzęże i siodła wpisują się w ówczesną modę – barwne, bogate, z nutą orientalną.
Włoch „podarował” Jerzemu gniadego ogiera. Tutaj jednak, inaczej niż w sformalizowanym malarstwie ikonowym, wynika to z zachwycającego i oryginalnego wyczucia koloru. Obrazy Carpaccia, mimo iż mistrz nie używał złota, zdają się promieniować delikatną, ciepłą, złocistą poświatą. Cykl malowideł z San Giorgio degli Schiavoni jest szczytowym osiągnięciem artysty. Pozwala docenić jego inwencję narracyjną oraz olśniewający przepych pełen chromatyki.
Jeszcze bardziej feerycznego Jerzego, konia i smoka namalował Paolo Uccello, a właściwie Paolo di Dono, włoski malarz analityk. Na to określenie zasłużył sobie matematycznym rygorem kompozycji oraz swoją fascynacją zagadnieniami analizy perspektywicznej. Na charakterystyczny styl Uccella składa się również skłonność do dekoracyjnego traktowania formy, co nadaje jego twórczości poetycki nastrój i baśniowość. W kwestii wierzchowca Uccello postawił na klasykę, czyli wspiętego siwka o mocnej budowie, jednak pełnego wdzięku dzięki łabędziej szyi i powiewającemu ogonowi. Ten koński typ wydaje się najpopularniejszy wśród artystów i najczęściej powielany.
Równie pięknego siwka, w typie późniejszych dzianetów, dosiada Święty Jerzy na obrazie hiszpańskiego artysty z XV wieku Pere’a Nisarta. Koń, choć dość delikatny w budowie, jest jednak zdecydowanie bardziej masywny niż araby z bizantyjskich ikon. Wygląda jak bezpośredni przodek późniejszych koni andaluzyjskich: szeroka szyja, kształtna głowa, rozbudowana klatka piersiowa, nogi o cienkich pęcinach, gęsta falująca grzywa i nisko osadzony ogon. Brak mu jednak wyszkolenia, skoro jeździec musiał użyć ostróg, które zostawiły widoczny krwawy ślad na śnieżnobiałym boku zwierzęcia. Jednak nie można mu odmówić odwagi, skoro podtrzymuje tradycję zasadzania się na zadnich nogach i tratowania smoka przednimi, tak jak czyniły to tysiące malowanych koni przed nim i po nim.
Po motyw walki ze smokiem sięgali wielcy malarze różnych epok. Sięgają i dziś artyści współcześni. Patrząc na różnorodność typów, ras, a nawet maści końskich, jakie mamy okazję zobaczyć na obrazach czy rzeźbach dedykowanych świętemu, można wysnuć wniosek, że skazany jest on na wyobraźnię i fantazję artysty. Musi Jerzy dosiadać takiego wierzchowca, jakiego ten mu ofiaruje.

* Instytucje o nazwie Scuola wbrew pozorom nie były szkołami, ale rodzajem bractw pod wezwaniem wybranego patrona, mających np. cele handlowe.

Więcej w Historia i sztuka

W ostatnim numerze

HiJ nr 80 - okładka

Hodowca i Jeździec Rok XXII Nr 1 (80) Zima 2024

Wydawca

Polski Związek Hodowców Koni

Reklama

Tofi Horses
Pets Diag
Tofi Horses
eHorses
Purina
Equishop
Energys
De Heus Polska
Equishop
Cavalor
Smarthorse

Artykuł sponsorowany

RSS Aktualności ze strony PZHK

RSS Aktualności ze strony Teraz Polskie Konie

Ostatnie wpisy

Na górę